sobota, 4 kwietnia 2015

Od Oskara C.D Vivienne, Megan i w pewnym sensie Aurory


- Anylane McCourtney? Nie mogę tak po prostu wyda...- zatrzymałem się w pół słowa., w jednej chwili zmieniając zdanie. Ona wie więcej niż może mi się wydawać, a jeśli to ma być jedyna sprawa, jaką muszę załatwić... - Zgoda. Będą jutro około 16:00, okej? - lekko odsunąłem od siebie dziewczynę. 
- O 14:00 i ani minuty później, radzę się nie spóźniać. Poza tym, na pana już czas. Do widzenia, miło było! - Vivienne popchnęła mnie w stronę drzwi, a po chwili przed dom, machając z szerokim uśmiechem na twarzy. Rzuciłem krótkie słowa pożegnania i ruszyłem w stronę skąd przyszedłem, czyli z jej punktu widzenia; z pola.

Resztę dnia spędziłem na badaniu miejsca zbrodni i uzupełniania różnorodnych papierów. Sprawdzono już trzy z sześciu podejrzanych gangów oraz resztę podejrzanych gości. Jedyną osobą z rodziny Powella jest jego niedołężna matka, Maria Powell, która przebywa w miejskim szpitalu i jest non-stop na prochach, więc zapewne nic się od niej nie dowiemy. Oni w ogóle utrzymywali kontakt? Zresztą, to już nieważne, skoro ona nie pamięta co robiła 10 minut temu. Cały ten czas minął dosyć szybko, zanim się zorientowałem było już po 21:00. Pora kończyć pracę na dziś i przejść się z Rufusem na spacer. Wprawdzie mógłbym go wypuścić, żeby sam poszedł, ale o tej godzinie znajdzie się nie jeden dupek, który lubi znęcać się nad zwierzętami. Lew poradziłby sobie w zależności od sytuacji, a oni to moją coraz głupsze pomysły, więc...Zresztą i tak nie chcę mi się spać.
Ułożyłem papiery, zgasiłem lampkę przy biurku i byłem gotowy do wyjścia. Jeszcze tylko kurtka, którą chwyciłem z krzesła. Kocisko, usłyszawszy lekkie zamieszanie, od razu zjawiło się pod drzwiami. Nawet nie musiałem go wołać.
Wieczór nie należał do najcieplejszych. Wiał chłodny wiatr, zagłuszany przez przejeżdżające ulicą pojazdy. Popatrzyłem w niebo, dosyć zachmurzone, ale księżyc i tak był dobrze widoczny. Oczywiście ruszyłem tą samą drogą co zawsze. Po kilkunastu minutach marszu dotarłem wraz z towarzyszem do celu. Las nocą przemienia się w zupełnie inne miejsce, może przypominać to z horrorów, lub to z baśni.
Wyjąłem z kieszeni słuchawki, które podłączyłem do telefonu. Czasem muszę ochłonąć od tego wszystkiego, odciąć się od rzeczywistości. Nie wiem czemu, ale czułem się rozdarty. W jednej chwili wszystko jest okej, w jak najlepszym porządku, a w drugiej...No, cóż. Pogłośniłem muzykę. Spacer trwał może z czterdzieści minut, później wróciłem do domu.

W nocy wyrwał mnie telefon. Dowiedziałem się o kolejnym morderstwie, tym razem na dworcu kolejowym. Dwie zbrodnie pod rząd, w nocy. Czy mogą być powiązane? Trzeba to sprawdzić. O godzinie trzeciej byłem na miejscu. Nie wierzę! Ja przybyłem tam tylko zorientować się mniej-więcej o co chodzi, a oni wcisnęli mnie do śledztwa! Kolejnego! Żeby tego było mało, mam współpracować z...Zaraz się dowiem. Chyba nieco odciąłem się na chwilę od świata, ponieważ Tom Fisher machał mi ręką przed twarzą powtarzając moje imię.
- E, co? - zamrugałem.
- To twój wspólnik. - powiedział wskazując na nieco oddaloną postać, która odwróciła się usłyszawszy swoje imię.
- Będziesz z nim współpracować. - oznajmił stanowczo owej osobie.
- Co?! - krzyknęliśmy w tym samym momencie. Toż to dziecko! Mam mieć za towarzysza w poważnym śledztwie nastolatkę? Sam jej wygląd wskazywał na to, że nie ma nawet dwudziestki. Strzeliłem facepalma, po czym się przedstawiłem, dziewczyna postąpiła tak samo. Również nie była zadowolona z naszego spotkania, okazywała to w każdy możliwy sposób. Postanowiliśmy podzielić się na czas teraźniejszy zadaniami. Megan zajęła się pomaganiem w znajdowaniu poszlak i ewentualnych świadków. Ja miałem do roboty powiadomienie i przesłuchanie rodziny, później znajomych. Tak też postąpiłem.

Około siódmej skończyłem pracę, więc poszedłem spać. Sen miałem dziwny; stałem gdzieś w tłumie. Panowało zamieszanie, wielkie zamieszanie. Pewna kobieta krzyknęła wskazując ręką na wieżowiec niedaleko. Wytężyłem wzrok, po chwili dostrzegłem wspinającą się po budynku postać...? Nie, to raczej nie był człowiek, tylko coś, co go przypominało. Nagle zmora położyła łapy na swojej klatce piersiowej i...Rozdarła ją. Po prostu ją rozdarła. Z wnętrza wydobyło się jasne światło, aż kuło w oczy. Poczułem się senny i osunąłem się na asfalt. Cisza, ciemność, spokój. Na tym skończył się mój sen. Obudziłem się kilkanaście minut przed trzynastą. Miałem pięć nieodebranych połączeń. Numer nieznany. Oddzwoniłem, oczywiście nie dzwonił nikt inny jak rozwścieczona Megan. Oznajmiła, że ma świadka, który widział kręcącą się niedaleko dworca dziewczynę. Rozmawiała przez telefon, po czym spotkała się z zamaskowanym mężczyznom. Megan dodała jeszcze, że ma pewną informacje. Zapewniłem, że będę na komisariacie za piętnaście minut. Muszę jeszcze zdobyć akta Anylane i nie zapomnieć o czternastej.

Potężne drzwi rozsunęły się na boki, ze środka budynku wyleciało zimne powietrze przepełnione zapachem metalu i różnorodnych środków czyszczących. Już na wejściu czekała na mnie wspólniczka.
- Co tak długo? Ile można czekać? - nie ma to jak cudowne powitanie. Przewróciłem oczami i zapytałem jakie ma wieści, które nie mogły tak długo czekać. Usłyszałem tą odpowiedź, co chciałem usłyszeć odkąd dowiedziałem się o drugim morderstwie. Zbrodnie są powiązane. Przeprosiłem ją na chwilę i skierowałem się po akta.
Mojemu głuchemu pukaniu długo nic nie odpowiadało. W końcu jednak usłyszałem przekręcanie zamka w drewnianych drzwiach, w których ukazała się Vivienne z szerokim uśmiechem.
-Witam ponownie, Oskarze. - przywitała się. Odpowiedziałem jej zwykłym 'dzień dobry'.
- Poczekaj chwilę, tylko wezmę płaszcz. - dziewczyna zniknęła za drzwiami, po chwili wracając. - ...Co? - nie za bardzo wiedziałem co się dzieje. - Widzę, że masz akta, a ja myślę, że wiem kto zamordował Powella. Chodź. Mam nadzieję, że zaparkowałeś niedaleko stąd, ponieważ nie chce mi się wlec długo przez to błoto. - westchnęła  i ruszyła ścieżką. W drodze do samochodu dowiedziałem się, że wskaże mi zakład mechaniczny, który prowadzi grupa przestępcza zajmująca się zarówno mechaniką, jak i mordem, a Vivienne jedzie ze mną wyłącznie dlatego, iż ma do załatwienia coś na mieście.
Zatrzymaliśmy się pod nowoczesnym budynkiem, położonym niemalże w samym centrum.
- To ja może zostanę w aucie, nie? Po co ja tam. Gdy skończysz podrzucisz mnie na pocztę. - dziewczyna ziewnęła i ostrożnie przetarła oczy, uważając aby nie rozmazać tuszu do rzęs.
- Nie wiem czy chcę cię zostawiać u mnie w samochodzie. Idziesz ze mną. - wysiadłem z samochodu. Po dłuższej chwili wywlekła się z niego również Vivienne.
Gdy ruchome drzwi już się otworzyły, dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że powinienem zadzwonić po posiłki. Zatrzymałem się niespodziewanie, na co towarzyszka posłała mi pytające spojrzenie.
- Co ty wyprawiasz?
- Muszę zadzwonić. - wyjąłem telefon z kieszeni i zacząłem wystukiwać odpowiedni numer.
- Teraz? Ci ludzie w środku już się na ciebie gapią. Daj mi ten telefon, ja zadzwonię. Co mam powiedzieć? - wyrwała mi urządzenie z ręki i przyłożyła do ucha.
- Każ wezwać posiłki w sprawie zamordowania Billa Powella na ulicę Konstantyna Piątego do zakładu mechaniki z podejrzeniem ich pracowników o morderstwa.

Vivienne? Dokończ od razu posta Aurory, bo do tego właśnie zmierzam xD

wtorek, 31 marca 2015

Od Megan

Minął już dokładnie miesiąc odkąd tu przyjechałam. Zdążyłam już znaleźć pracę. Ba! Nawet dwie! Kupiłam sobie także bardzo ładne mieszkanko na obrzeżach miasta. Mój kochany wilk jeszcze się przyzwyczaił do nowego "terenu", a za swoje osobiste pomieszczenie wybrał… szafę. Zawsze tam przesiaduje, choć śpi na łóżku. Dzisiejszego dnia obudził mnie dzwonek telefonu. Z zamkniętymi oczami wymacałam smartphone na szafce nocnej. Otworzyłam oczy i podparłam się na łokciu trzymając telefon w drugiej ręce. Spojrzałam na ekran komórki. To z pracy.. tej drugiej.. No w sensie pracy prywatnego detektywa. Przeciągnęłam w górę zieloną słuchawkę i mruknęłam wciąż zaspana:
-Halo…?
Gruby, donośny głos szefa oznajmił, że nastąpiło morderstwo. Potem dodał, gdzie morderstwo zostało popełnione, po czym rozłączył się. Odłożyłam telefon i dłonią przetarłam twarz. Zrzuciłam z siebie kołdrę prosto na Apocalypse. Wilk mruknął z zadowoleniem. Spojrzałam na okno. Wciąż było ciemno. Wzięłam do ręki telefon i sprawdziłam godzinę. Była równiusieńko 2.30. Nie, no wcześniej zadzwonić nie mogli. Z komody wzięłam jakieś ubrania i zajęłam się poranną toaletą. Z włosów, które sterczały na wszystkie strony zrobiłam roztrzepanego koka. Po całej ceremonii porannej toalety poszłam do kuchni zrobiłam sobie na szybko kanapkę i wrzuciłam ją do papierowej torby. Wróciłam do pokoju po telefon i ściągnęłam kołdrę z wilka, a kiedy ten otworzył oko gestem pokazałam, że idziemy. Wilk zeskoczył z łóżka i powlókł się do kuchni. Poszłam za nim i z lodówki wyjęłam mięso, po czym rzuciłam je wilkowi. Kiedy ten zajadał ja założyłam czarny płaszcz oraz kozaki. Schowałam telefon i wzięłam klucze, po czym zagwizdałam na wilka. Otworzyłam drzwi do mieszkania i okazało się, że pada więc szybkim ruchem wzięłam parasolkę i zamknęłam drzwi na klucz, gdy wilk wyszedł.
Gdy dotarłam na miejsce, a dokładniej na dworzec centralny roiło się od żółtych taśm oraz funkcjonariuszy policji. Jednak nikogo nie było z obywateli miasta, bo kto normalny mógłby tu być o godzinie 3? Podeszłam do jednego z funkcjonariuszy.
-Dzień dobry… co się właściwie stało?- spytałam najmilej jak potrafiłam pokazując licencję detektywa
-Niech sama pani zobaczy…- odparł podnosząc taśmę
Podeszłam pod nią, a wilk za mną.
-Przepraszam, ale psów nie możemy tam zabrać…- powiedział
-Po pierwsze to nie pies tylko wilk – powiedziałam miło na siłę – A poza tym on jest tu służbowo i to jest policja, więc czy policja nie ma psów?
Policjant mruknął coś pod nosem, a ja podeszłam tam, gdzie była cała masa funkcjonariuszy. Przepchałam się tam i zobaczyłam mężczyznę, gdzieś koło trzydziestki z nożami w skroniach i jeszcze jednym w szyi. Ludzie to dopiero mają pomysły.
-Ofiara to niejaki Hanns Moris- powiedział jeden z policjantów - Zabity około pierwszej w nocy, zgłoszenie anonimowe, wciąż próbujemy zlokalizować telefon skąd zadzwoniono
Pokiwałam głową. Apocalypse zaczął węszyć, a ja szukać jakichś drobnych szczegółów. Po chwili usłyszałam głos szefa:
-Megan!
Odwróciłam się szybko. Obok mojego szefa stał jakiś chłopak, gdzieś koło dwudziestki albo może starszy.
-Będziesz z nim współpracować- powiedział szef
-CO?!- krzyknęliśmy równo
Byłam w szoku. Ja współpracować? Z kimś? No chyba nie. Wilk podszedł do mnie i mruknął cicho. Podrapałam go za uchem nie spuszczając wzroku z chłopaka.
(Oskar? Twoja reakcja?)

poniedziałek, 30 marca 2015

Nowa członkini - Megan!

Megan | 17 lat | Wydział Antyterrorystycznych Służb Specjalnych / Prywatny Detektyw

Od Vivienne C.D Oskara

Vivienne spojrzała gdzieś w bok i westchnęła.
-I tak powiedziałam wystarczająco dużo.-Rzuciła dosyć zimno i napiła się herbaty.- A poza tym, informacje w dzisiejszych czasach to wie pan... - Potarła palce w geście pieniądza.- Cenna rzecz.-
-Cenniejsza od życia?- Mężczyzna pochylił się lekko w stronę dziewczyny i spojrzał na nią z determinacją. Ta tylko westchnęła i odstawiła kubek na miejsce.
-Znam informacje które mogą cię zainteresować, ale mam też... Klientów którzy nie lubią jak rozdaje na prawo i lewo ich sekrety, za które zapłacili.Słono.- Vivienne wstała i wyciągnęła się.
- Rozumiem że zaaresztowanie cię nie rozwiąże ci języka?- Oskar również wstał.
Vivienne uśmiechnęła się promienie.
-Czemu miałbyś aresztować dziennikarkę? Jak chcesz możesz przeszukać moje mieszkanie. I tak nic nie znajdziesz.No może to jaką bieliznę nosi nowa piosenkarka czy to kto chodzi na dzivki.- Dodała radosna.Po chwili westchnęła.
-Ale spokojnie, nie chce jednak zadzierać z służbami .-Stanęła naprzeciw niego.- Mogę się podzielić co nie co.-Lekko się uśmiechnęła i podeszła bliżej. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej.- Ale jednak, cena to cena. Mogę ci jedynie.. Obniżyć , dać promocje.- Wymruczała w uśmiechu zwycięstwa. Mężczyzna lekko się zmieszał i złapał ją za nadgarstki.
- Chce mieć dostęp do akt Anylane- Vivienne spoważniała.

Od Oskara C.D Kathrine

Zapowiadał się naprawdę cudowny dzień. Ten śpiew ptaków, ogólne szaleństwo. Jednak mimo tego, nudziło mi się. Uroki wolnych dni od pracy. Tak się na nie czeka, a gdy przychodzi co do czego, to są męczące. Tak więc postanowiłem wejść do przypadkowej kamienicy i zapukać.
Budynek w środku był rozświetlony przez witraż w dachu, który przedstawiał anioły oraz niebo. Wszedłem po schodach zakręconych do góry i zatrzymałem się dopiero na jakimś szóstym piętrze, po czym zapukałem do drzwi w odcieniu radości. Po chwili otworzyła mi dziewczyna.
-Przyszedłem panią przesłuchać.
-Przesłuchać?
-Są w domu rodzice czy przyjść później?

Kath? 

Od Oskara C.D Vivienne

Dziennikarka? Ciekawe. Dziewczyna zniknęła za rogiem, a ja usiadłem na jednym z dwóch foteli. Dom był urządzony dosyć przytulnie, a za oknem rozciągał się widok na łąkę. W oddali można było dostrzec miasto, wysokie wieżowce wystające znad potężnych drzew.
Po chwili dziewczyna wróciła wraz z dwoma kubkami parującego napoju, jeden z nich postawiła przede mną. Podziękowałem i po raz kolejny zabrałem myśli.
- Więc, co pana do mnie sprowadza? - zapytała ze stoickim spokojem .
- Jestem detektywem, prowadzę śledztwo i chciałbym się dowiedzieć co robiła pani w nocy z 26 na 27 marca w godzinach pierwsza-czwarta.
- Byłam na mieście ze znajomą. Może potwierdzić. - odpowiedziała krzyżując ręce na piersi.
- Poproszę imię i nazwisko koleżanki oraz adres zamieszkania.
- Lilly Nelson, ulica Kartonowa 56.
- Czy znasz Billy'ego Powella? - Gdy tylko wypowiedziałem jego imię, w mojej głowie pojawił się obraz mężczyzny powieszonego w starym magazynie, jednak od razu się go pozbyłem. Nie wiem czy naprawdę się skrzywiłem, czy tylko tak mi się wydawało.
- Można by tak powiedzieć. Słyszałam co nieco o nim, mianowicie: To hazardzista. Tonie w długach, a kasę pożycza od kogo się da. Jednak największe zatargi ma z gangami i grupami przestępczymi. Mogę się dowiedzieć, o co właściwie chodzi?
- Został zamordowany wczoraj w nocy, szukamy przyczyn i oprawcy. Masz jeszcze coś do powiedzenia na ten temat?

Vivienne?

niedziela, 29 marca 2015

Od Johna C.D Nivana

Odsunąłem go od siebie. Patrzyłem na niego złowrogim spojrzeniem. Chłopak odwrócił wzrok ode mnie.
- Mogłeś jakoś mnie powiadomić a nie k*rwa siedzieć cicho i gó.wno robić. - warknąłem.
- John czy ty nie rozumiesz?! - wrzasnął.
Nic nie powiedziałem. Nim się zorientowałem chłopak znowu wpił się w moje usta. Nie no zwariuje! Jednak tak mi go brakowało, że nie mogłem tak wszystkiego zniszczyć... Nie opierając się już, uległem mu. Po chwili mnie pchnął i upadłem na ziemię. Chłopak okraczył mnie i zaczął się natarczywie ocierać.
- Nie. - warknąłem.
Zepchnąłem go z siebie i wstałem.
- Nie tutaj. - powiedziałem.

Nivan?

sobota, 28 marca 2015

Od Nivana C.D Johna

Szedłem radosnym krokiem i znając moje szczęście na kogoś wpadłem. Tym kimś okazał się czerwono włosy, którego dawno nie widziałem.
- John!- pisnąłem uszczęśliwiony i zawiesiłem się mu na szyi.
- Nivan? Gdzie ty byłeś przez ten czas, co?- odsunął mnie oburzony.
- Umm...
- Nivan- jego głos był stanowczy.
- No dobra, dobra... w areszcie- westchnąłem, a on skamieniał.
- Jak to... w areszcie?
- Zawiesili mnie za handlowanie narkotykami no i... kolega wpłacił kaucję, więc wyszedłem...
- Czemu mnie nie powiadomiłeś?- odepchnął mnie.
- Bałem się.
- Niby czego?!
- Że mnie opie.przysz! Jak teraz!
- A co mam robić?! Dziękować ci?!
- Nie wiem! Najlepiej mnie teraz zostaw! Nikt przecież nie chce kogoś kto ćpa, jest dilerem, na boku hack'uje i co dwa miesiące jest w areszcie, z którego wyciąga go jakaś dupodajka!- wybuchłem i kopnąłem go w piszczel. Na jego nieszczęście miałem dziś glany (jak zawsze) i odszedłem stanowczym krokiem. Nagle poczułem jak łapie mnie za ramię i odwraca, a ja podczas tego obrotu nadstawiłem pięść i uderzyłem go w policzek- Sorry!- skoczyłem do niego- Zawsze po wyjściu z pudełka, jestem jakiś taki rozdrażniony- złapałem go za dłoń.
- Od kiedy jesteś taki silny?
- To tylko siła odśrodkowa i pęd- odsunął moją dłoń- naprawdę przepraszam! Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
- Pff- odwrócił głowę. Jego szkarłatny policzek był kolorem zbliżony do jego kłaków.
- John, przepraszam- podszedłem do niego i się przytuliłem do jego szerokiej, gorącej klatki piersiowej okrytej przez t-shirt. Ponownie fuknął. Pociągnąłem go za włosy i pocałowałem go delikatnie w usta.

(Jooohn?)

piątek, 27 marca 2015

Od Kathrine

Obudziło mnie miauczenie Meilin. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Kocica siedziała u moich stóp i głośno miauczała.
- O co chodzi? - mruknęłam jeszcze zaspana.
Meilin miauknęła jeszcze raz i pobiegła do kuchni. Chcąc nie chcąc ruszyłam za nią. Kiedy weszłam do kuchni kotka siedziała obok swojej miski i patrzyła na mnie wymownie. Westchnęłam i podeszłam do szafki z której wyjęłam karmę. Nasypałam ją do miski i wróciłam do pokoju. Spojrzałam na zegarek. 8:00. Nie było sensu się już kłaść. Szybko poszłam do łazienki, umyłam i ubrałam. Dokładnie w momencie kiedy wychodziłam z łazienki ktoś zapukał do drzwi. Prędko zarzuciłam kaptur na głowę i otworzyłam drzwi. "Następny klient" pomyślałam. Ale myliłam się. W drzwiach stał nawet przystojny facet wyglądał na 20 lat. "Ciekawe czego on chce?". Już miałam go o to zapytać kiedy sam to wyjaśnił.
- Przyszedłem panią przesłuchać... - mruknął.
W tym momencie Meilin podeszła do mnie i wskoczyła mi na ręce. Ja jednak tego nie zauważyłam. Byłam zbyt zdziwiona.
- Przesłuchać?-  Kurde. A ja znowu udaje że nie wiem o co chodzi.  W ogóle po co ja o to pytałam? A mogłam się nie odzywać.

Oskar???

czwartek, 26 marca 2015

Nowy członek - Emanuel!

Emanuel | 18 lat | Dziennikarz/ Pisarz/ Ghost Winter

Od Anylane

W kancelarii od rana panował ruch. Dziennikarze co chwilę dzwonili próbując wyciągnąć ode mnie i moich współpracowników jakiekolwiek informacje. Wszyscy pomrukiwali o sprawie Andrejeva Avasilcova, mojego klienta. Do budynku sądu najwyższego przyjechałam 30 minut wcześniej i siedząc przed drzwiami do sali rozpraw przeglądałam notatki. Parę minut później przybył postawny Rosjanin w towarzystwie swojego ochroniarza. Z nieukrywaną gracją usiadł na ławie tuż obok i podał mi kartkę.
-Nie powinienem tego Pani pokazywać - mruknął.
Szybko przeczytałam zawartość wydruku i przejrzałam dołączone zdjęcia z uniesionymi wysoko brwiami.
-Panie Avasilcov, dzięki tym danym mógłby Pan wygrać tą sprawę w parę dni... dlaczego nie podał mi Pan tego wcześniej ? - spojrzałam na mężczyznę lekko zdezorientowana.
-Nie mogę ujawniać takich rzeczy i liczę również na to samo z Pani strony
-Więc... jak niby, według Pana mam wygrać to, bez podawania tak istotnych szczegółów.
-Śledziłem Pani pracę, Pani McCourtney, od wielu miesięcy i jeśli Pani tego nie wygra to nikt inny tego nie dokona. - stwierdził z powagą w głosie. Westchnęłam cicho i przeczesałam włosy dłonią.
-Dziękuję za te miłe słowa... Zrobię co w mojej mocy
-Na to liczę - mruknął i oparł się swobodnie o ścianę
Dokładnie o 14 drzwi do sali otworzyły się i stanął przed nami mężczyzna w mundurze.
-Są Państwo proszeni - powiedział rzeczowo
Podniosłam się z ławki. Mój klient również to zrobił i trzymając w dłoniach mój żakiet pomógł mi go włożyć. Wyprostowałam się i odgarnęłam włosy
-Jeśli Pani wygra, hojnie Panią wynagrodzę, Pani McCourtney - powiedział cicho - Hojnie. - powtórzył.
Przekroczyłam próg z dumnie uniesioną głową i powoli szłam w stronę swojego stanowiska.
-The game is on... - mruknęłam z uśmiechem

~~~

Blask fleszy, miliony wykrzykiwanych pytań, wszędzie mikrofony i kamery. Tłum reporterów napierał na policjantów próbujących utorować nam drogę do wyjścia.
-Jak Pani się to udało ?!
-W czym tkwi sekret ?!
-Ile Pan Avasilcov zapłacił za Pani pracę?!
-Czy ma Pani jakieś tajne kontakty ?!
Miliardy pytań powtarzających się za każdym razem, gdy opuszczałam ten budynek. Szybkim krokiem, świadoma obecności Rosjanina oraz jego ochroniarzy wypadłam przed budynek sądu.
-Zawieść Panią do kancelarii ? - zapytał Andrejev przekrzykując dziennikarzy.
-Tak, poproszę - odpowiedziałam szybko.

Usiadłam na siedzeniu w czarnej limuzynie.
-Zawsze tak jest ? - zapytał mój klient
-Tak, zawsze gdy wygrywam oczywiście - wzruszyłam ramionami
-No dobrze, ile mnie będzie kosztowała Pani praca?
-Nie interesują mnie pieniądze, wystarczy to o czym rozmawialiśmy na początku.
-Uparta z Pani kobieta - z dezaprobatą pokręcił głową- Wybaczy Pani - wyjął telefon i zadzwonił do kogoś. - Avasilcov... tak, wygraliśmy....tak ...... Luke, przelej na konto Pani McCourtney sumę, o której rozmawialiśmy...... nie, to wszystko - rozłączył się
-Co Pan właśnie zrobił ? - zapytałam lekko zdenerwowana
-Przelałem na Pani konto kwotę....

~~~~

Późnym wieczorem w szarym dresie i ze związanymi włosami wyszłam przed apartamentowiec. Padało. Z wilkiem przy nodze ruszyłam biegiem w stronę obrzeży miasta. Po godzinie nieustannego biegu skręciłam w boczną uliczkę i wpadłam prosto na osobę w czarnej kurtce. Z lekkim pomrukiem niezadowolenia cofnęłam się i dłonią dałam znak Nirvanie, żeby nie podchodziła. Ta w oddali usiadła spokojnie przyglądając się rozwojowi wydarzeń. Zdjęłam kaptur z głowy, mierząc uważnym spojrzeniem mężczyznę, trochę wyższego ode mnie.
-Wybacz, nie zauważyłam Cię - rzuciłam dość chłodno, z zamiarem wyminięcia go.

<Jak ktoś chce, może dokończyć >

poniedziałek, 23 marca 2015

Od Vivienne C.D Oskara

Vivienne wyprostowana siedziała przed panelem. Szybko śmigała po holograficznych literach QWERTY. Kilkanaście monitorów wdzięcznie wisiało przed nią ukazując kilka ładnych scenerii. Kamery do których ma dostęp pokazywały jej wszystko co się dzieje w mieście i poza nim.
Zaczesała włosy do tyłu i westchnęła głośno. Spojrzała na video przedstawiające jej dom i ujrzała zbliżającą się postać. Pochyliła się i zmarszczyła brwi zaciekawiona. Klient czy ofiara?

Podeszła do drzwi i szybko zerknęła w tył czy ogarnęła bałagan. Jej biuro było ukryte gdzieś w podziemiach domu,głęboko pod salonem gdzieś w labiryncie korytarzy.. Jednak  salon, kuchnia, ładnie urządzone w wiejskim stylu,specjalnie aby nie wzbudzać podejrzeń. Oraz sztuczne biuro pełne książek czy dziennikarskich notatek, gazet, wycinek lub komputerów. Zarzuciła sweter na ramiona i otworzyła drzwi z uśmiechem.
-Dzień dobry. Vivienne Jack, dziennikarka!- Podała mu rękę z błyskiem białych ząbków. Mężczyzny zmierzył kobietę i również podał jej niechętnie dłoń.
-Oskar.- Rzucił.-Mogę wejść?-
-Oczywiście!- Vivienne wpuściła go do środka i zamknęła drzwi. Od razu zauważyła znajome wybrzuszenie na pasku. Ma broń.
-Rozumiem że nie jesteśmy umówieni na wywiad , więc... Może kawa, herbata ,zanim przejdziemy do nieprzyjemnych obowiązków?-
Mężczyzna bacznie obejrzał salon nawet tego nie ukrywając. Przeniósł wzrok na kobietę.
-Herbata... A później zobaczymy czy obowiązki będą nieprzyjemne..-
Vivienne kiwnęła głową i szybko ewakuowała się do kuchni. Spojrzała tylko na korytarz czy nie jest śledzona. Westchnęła i oparła się łokciami o blat.. Uzbrojony, policjant albo detektyw. Gangi jej nie tykają. Wstawiła wodę na ogień. Przegryzła wargę i zaczesała włosy do tyłu. Tyle spraw ostatnio się wydarzyło. Ale dobra, dobra, bez paniki, może tylko chce wiedzieć kto z kim się pukał ostatniej nocy. Może uda mi się coś lepszego wyhandlować?
Wyjęła dwa kubki i zwykłą czarną herbatę.