sobota, 4 kwietnia 2015

Od Oskara C.D Vivienne, Megan i w pewnym sensie Aurory


- Anylane McCourtney? Nie mogę tak po prostu wyda...- zatrzymałem się w pół słowa., w jednej chwili zmieniając zdanie. Ona wie więcej niż może mi się wydawać, a jeśli to ma być jedyna sprawa, jaką muszę załatwić... - Zgoda. Będą jutro około 16:00, okej? - lekko odsunąłem od siebie dziewczynę. 
- O 14:00 i ani minuty później, radzę się nie spóźniać. Poza tym, na pana już czas. Do widzenia, miło było! - Vivienne popchnęła mnie w stronę drzwi, a po chwili przed dom, machając z szerokim uśmiechem na twarzy. Rzuciłem krótkie słowa pożegnania i ruszyłem w stronę skąd przyszedłem, czyli z jej punktu widzenia; z pola.

Resztę dnia spędziłem na badaniu miejsca zbrodni i uzupełniania różnorodnych papierów. Sprawdzono już trzy z sześciu podejrzanych gangów oraz resztę podejrzanych gości. Jedyną osobą z rodziny Powella jest jego niedołężna matka, Maria Powell, która przebywa w miejskim szpitalu i jest non-stop na prochach, więc zapewne nic się od niej nie dowiemy. Oni w ogóle utrzymywali kontakt? Zresztą, to już nieważne, skoro ona nie pamięta co robiła 10 minut temu. Cały ten czas minął dosyć szybko, zanim się zorientowałem było już po 21:00. Pora kończyć pracę na dziś i przejść się z Rufusem na spacer. Wprawdzie mógłbym go wypuścić, żeby sam poszedł, ale o tej godzinie znajdzie się nie jeden dupek, który lubi znęcać się nad zwierzętami. Lew poradziłby sobie w zależności od sytuacji, a oni to moją coraz głupsze pomysły, więc...Zresztą i tak nie chcę mi się spać.
Ułożyłem papiery, zgasiłem lampkę przy biurku i byłem gotowy do wyjścia. Jeszcze tylko kurtka, którą chwyciłem z krzesła. Kocisko, usłyszawszy lekkie zamieszanie, od razu zjawiło się pod drzwiami. Nawet nie musiałem go wołać.
Wieczór nie należał do najcieplejszych. Wiał chłodny wiatr, zagłuszany przez przejeżdżające ulicą pojazdy. Popatrzyłem w niebo, dosyć zachmurzone, ale księżyc i tak był dobrze widoczny. Oczywiście ruszyłem tą samą drogą co zawsze. Po kilkunastu minutach marszu dotarłem wraz z towarzyszem do celu. Las nocą przemienia się w zupełnie inne miejsce, może przypominać to z horrorów, lub to z baśni.
Wyjąłem z kieszeni słuchawki, które podłączyłem do telefonu. Czasem muszę ochłonąć od tego wszystkiego, odciąć się od rzeczywistości. Nie wiem czemu, ale czułem się rozdarty. W jednej chwili wszystko jest okej, w jak najlepszym porządku, a w drugiej...No, cóż. Pogłośniłem muzykę. Spacer trwał może z czterdzieści minut, później wróciłem do domu.

W nocy wyrwał mnie telefon. Dowiedziałem się o kolejnym morderstwie, tym razem na dworcu kolejowym. Dwie zbrodnie pod rząd, w nocy. Czy mogą być powiązane? Trzeba to sprawdzić. O godzinie trzeciej byłem na miejscu. Nie wierzę! Ja przybyłem tam tylko zorientować się mniej-więcej o co chodzi, a oni wcisnęli mnie do śledztwa! Kolejnego! Żeby tego było mało, mam współpracować z...Zaraz się dowiem. Chyba nieco odciąłem się na chwilę od świata, ponieważ Tom Fisher machał mi ręką przed twarzą powtarzając moje imię.
- E, co? - zamrugałem.
- To twój wspólnik. - powiedział wskazując na nieco oddaloną postać, która odwróciła się usłyszawszy swoje imię.
- Będziesz z nim współpracować. - oznajmił stanowczo owej osobie.
- Co?! - krzyknęliśmy w tym samym momencie. Toż to dziecko! Mam mieć za towarzysza w poważnym śledztwie nastolatkę? Sam jej wygląd wskazywał na to, że nie ma nawet dwudziestki. Strzeliłem facepalma, po czym się przedstawiłem, dziewczyna postąpiła tak samo. Również nie była zadowolona z naszego spotkania, okazywała to w każdy możliwy sposób. Postanowiliśmy podzielić się na czas teraźniejszy zadaniami. Megan zajęła się pomaganiem w znajdowaniu poszlak i ewentualnych świadków. Ja miałem do roboty powiadomienie i przesłuchanie rodziny, później znajomych. Tak też postąpiłem.

Około siódmej skończyłem pracę, więc poszedłem spać. Sen miałem dziwny; stałem gdzieś w tłumie. Panowało zamieszanie, wielkie zamieszanie. Pewna kobieta krzyknęła wskazując ręką na wieżowiec niedaleko. Wytężyłem wzrok, po chwili dostrzegłem wspinającą się po budynku postać...? Nie, to raczej nie był człowiek, tylko coś, co go przypominało. Nagle zmora położyła łapy na swojej klatce piersiowej i...Rozdarła ją. Po prostu ją rozdarła. Z wnętrza wydobyło się jasne światło, aż kuło w oczy. Poczułem się senny i osunąłem się na asfalt. Cisza, ciemność, spokój. Na tym skończył się mój sen. Obudziłem się kilkanaście minut przed trzynastą. Miałem pięć nieodebranych połączeń. Numer nieznany. Oddzwoniłem, oczywiście nie dzwonił nikt inny jak rozwścieczona Megan. Oznajmiła, że ma świadka, który widział kręcącą się niedaleko dworca dziewczynę. Rozmawiała przez telefon, po czym spotkała się z zamaskowanym mężczyznom. Megan dodała jeszcze, że ma pewną informacje. Zapewniłem, że będę na komisariacie za piętnaście minut. Muszę jeszcze zdobyć akta Anylane i nie zapomnieć o czternastej.

Potężne drzwi rozsunęły się na boki, ze środka budynku wyleciało zimne powietrze przepełnione zapachem metalu i różnorodnych środków czyszczących. Już na wejściu czekała na mnie wspólniczka.
- Co tak długo? Ile można czekać? - nie ma to jak cudowne powitanie. Przewróciłem oczami i zapytałem jakie ma wieści, które nie mogły tak długo czekać. Usłyszałem tą odpowiedź, co chciałem usłyszeć odkąd dowiedziałem się o drugim morderstwie. Zbrodnie są powiązane. Przeprosiłem ją na chwilę i skierowałem się po akta.
Mojemu głuchemu pukaniu długo nic nie odpowiadało. W końcu jednak usłyszałem przekręcanie zamka w drewnianych drzwiach, w których ukazała się Vivienne z szerokim uśmiechem.
-Witam ponownie, Oskarze. - przywitała się. Odpowiedziałem jej zwykłym 'dzień dobry'.
- Poczekaj chwilę, tylko wezmę płaszcz. - dziewczyna zniknęła za drzwiami, po chwili wracając. - ...Co? - nie za bardzo wiedziałem co się dzieje. - Widzę, że masz akta, a ja myślę, że wiem kto zamordował Powella. Chodź. Mam nadzieję, że zaparkowałeś niedaleko stąd, ponieważ nie chce mi się wlec długo przez to błoto. - westchnęła  i ruszyła ścieżką. W drodze do samochodu dowiedziałem się, że wskaże mi zakład mechaniczny, który prowadzi grupa przestępcza zajmująca się zarówno mechaniką, jak i mordem, a Vivienne jedzie ze mną wyłącznie dlatego, iż ma do załatwienia coś na mieście.
Zatrzymaliśmy się pod nowoczesnym budynkiem, położonym niemalże w samym centrum.
- To ja może zostanę w aucie, nie? Po co ja tam. Gdy skończysz podrzucisz mnie na pocztę. - dziewczyna ziewnęła i ostrożnie przetarła oczy, uważając aby nie rozmazać tuszu do rzęs.
- Nie wiem czy chcę cię zostawiać u mnie w samochodzie. Idziesz ze mną. - wysiadłem z samochodu. Po dłuższej chwili wywlekła się z niego również Vivienne.
Gdy ruchome drzwi już się otworzyły, dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że powinienem zadzwonić po posiłki. Zatrzymałem się niespodziewanie, na co towarzyszka posłała mi pytające spojrzenie.
- Co ty wyprawiasz?
- Muszę zadzwonić. - wyjąłem telefon z kieszeni i zacząłem wystukiwać odpowiedni numer.
- Teraz? Ci ludzie w środku już się na ciebie gapią. Daj mi ten telefon, ja zadzwonię. Co mam powiedzieć? - wyrwała mi urządzenie z ręki i przyłożyła do ucha.
- Każ wezwać posiłki w sprawie zamordowania Billa Powella na ulicę Konstantyna Piątego do zakładu mechaniki z podejrzeniem ich pracowników o morderstwa.

Vivienne? Dokończ od razu posta Aurory, bo do tego właśnie zmierzam xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz