wtorek, 31 marca 2015

Od Megan

Minął już dokładnie miesiąc odkąd tu przyjechałam. Zdążyłam już znaleźć pracę. Ba! Nawet dwie! Kupiłam sobie także bardzo ładne mieszkanko na obrzeżach miasta. Mój kochany wilk jeszcze się przyzwyczaił do nowego "terenu", a za swoje osobiste pomieszczenie wybrał… szafę. Zawsze tam przesiaduje, choć śpi na łóżku. Dzisiejszego dnia obudził mnie dzwonek telefonu. Z zamkniętymi oczami wymacałam smartphone na szafce nocnej. Otworzyłam oczy i podparłam się na łokciu trzymając telefon w drugiej ręce. Spojrzałam na ekran komórki. To z pracy.. tej drugiej.. No w sensie pracy prywatnego detektywa. Przeciągnęłam w górę zieloną słuchawkę i mruknęłam wciąż zaspana:
-Halo…?
Gruby, donośny głos szefa oznajmił, że nastąpiło morderstwo. Potem dodał, gdzie morderstwo zostało popełnione, po czym rozłączył się. Odłożyłam telefon i dłonią przetarłam twarz. Zrzuciłam z siebie kołdrę prosto na Apocalypse. Wilk mruknął z zadowoleniem. Spojrzałam na okno. Wciąż było ciemno. Wzięłam do ręki telefon i sprawdziłam godzinę. Była równiusieńko 2.30. Nie, no wcześniej zadzwonić nie mogli. Z komody wzięłam jakieś ubrania i zajęłam się poranną toaletą. Z włosów, które sterczały na wszystkie strony zrobiłam roztrzepanego koka. Po całej ceremonii porannej toalety poszłam do kuchni zrobiłam sobie na szybko kanapkę i wrzuciłam ją do papierowej torby. Wróciłam do pokoju po telefon i ściągnęłam kołdrę z wilka, a kiedy ten otworzył oko gestem pokazałam, że idziemy. Wilk zeskoczył z łóżka i powlókł się do kuchni. Poszłam za nim i z lodówki wyjęłam mięso, po czym rzuciłam je wilkowi. Kiedy ten zajadał ja założyłam czarny płaszcz oraz kozaki. Schowałam telefon i wzięłam klucze, po czym zagwizdałam na wilka. Otworzyłam drzwi do mieszkania i okazało się, że pada więc szybkim ruchem wzięłam parasolkę i zamknęłam drzwi na klucz, gdy wilk wyszedł.
Gdy dotarłam na miejsce, a dokładniej na dworzec centralny roiło się od żółtych taśm oraz funkcjonariuszy policji. Jednak nikogo nie było z obywateli miasta, bo kto normalny mógłby tu być o godzinie 3? Podeszłam do jednego z funkcjonariuszy.
-Dzień dobry… co się właściwie stało?- spytałam najmilej jak potrafiłam pokazując licencję detektywa
-Niech sama pani zobaczy…- odparł podnosząc taśmę
Podeszłam pod nią, a wilk za mną.
-Przepraszam, ale psów nie możemy tam zabrać…- powiedział
-Po pierwsze to nie pies tylko wilk – powiedziałam miło na siłę – A poza tym on jest tu służbowo i to jest policja, więc czy policja nie ma psów?
Policjant mruknął coś pod nosem, a ja podeszłam tam, gdzie była cała masa funkcjonariuszy. Przepchałam się tam i zobaczyłam mężczyznę, gdzieś koło trzydziestki z nożami w skroniach i jeszcze jednym w szyi. Ludzie to dopiero mają pomysły.
-Ofiara to niejaki Hanns Moris- powiedział jeden z policjantów - Zabity około pierwszej w nocy, zgłoszenie anonimowe, wciąż próbujemy zlokalizować telefon skąd zadzwoniono
Pokiwałam głową. Apocalypse zaczął węszyć, a ja szukać jakichś drobnych szczegółów. Po chwili usłyszałam głos szefa:
-Megan!
Odwróciłam się szybko. Obok mojego szefa stał jakiś chłopak, gdzieś koło dwudziestki albo może starszy.
-Będziesz z nim współpracować- powiedział szef
-CO?!- krzyknęliśmy równo
Byłam w szoku. Ja współpracować? Z kimś? No chyba nie. Wilk podszedł do mnie i mruknął cicho. Podrapałam go za uchem nie spuszczając wzroku z chłopaka.
(Oskar? Twoja reakcja?)

poniedziałek, 30 marca 2015

Nowa członkini - Megan!

Megan | 17 lat | Wydział Antyterrorystycznych Służb Specjalnych / Prywatny Detektyw

Od Vivienne C.D Oskara

Vivienne spojrzała gdzieś w bok i westchnęła.
-I tak powiedziałam wystarczająco dużo.-Rzuciła dosyć zimno i napiła się herbaty.- A poza tym, informacje w dzisiejszych czasach to wie pan... - Potarła palce w geście pieniądza.- Cenna rzecz.-
-Cenniejsza od życia?- Mężczyzna pochylił się lekko w stronę dziewczyny i spojrzał na nią z determinacją. Ta tylko westchnęła i odstawiła kubek na miejsce.
-Znam informacje które mogą cię zainteresować, ale mam też... Klientów którzy nie lubią jak rozdaje na prawo i lewo ich sekrety, za które zapłacili.Słono.- Vivienne wstała i wyciągnęła się.
- Rozumiem że zaaresztowanie cię nie rozwiąże ci języka?- Oskar również wstał.
Vivienne uśmiechnęła się promienie.
-Czemu miałbyś aresztować dziennikarkę? Jak chcesz możesz przeszukać moje mieszkanie. I tak nic nie znajdziesz.No może to jaką bieliznę nosi nowa piosenkarka czy to kto chodzi na dzivki.- Dodała radosna.Po chwili westchnęła.
-Ale spokojnie, nie chce jednak zadzierać z służbami .-Stanęła naprzeciw niego.- Mogę się podzielić co nie co.-Lekko się uśmiechnęła i podeszła bliżej. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej.- Ale jednak, cena to cena. Mogę ci jedynie.. Obniżyć , dać promocje.- Wymruczała w uśmiechu zwycięstwa. Mężczyzna lekko się zmieszał i złapał ją za nadgarstki.
- Chce mieć dostęp do akt Anylane- Vivienne spoważniała.

Od Oskara C.D Kathrine

Zapowiadał się naprawdę cudowny dzień. Ten śpiew ptaków, ogólne szaleństwo. Jednak mimo tego, nudziło mi się. Uroki wolnych dni od pracy. Tak się na nie czeka, a gdy przychodzi co do czego, to są męczące. Tak więc postanowiłem wejść do przypadkowej kamienicy i zapukać.
Budynek w środku był rozświetlony przez witraż w dachu, który przedstawiał anioły oraz niebo. Wszedłem po schodach zakręconych do góry i zatrzymałem się dopiero na jakimś szóstym piętrze, po czym zapukałem do drzwi w odcieniu radości. Po chwili otworzyła mi dziewczyna.
-Przyszedłem panią przesłuchać.
-Przesłuchać?
-Są w domu rodzice czy przyjść później?

Kath? 

Od Oskara C.D Vivienne

Dziennikarka? Ciekawe. Dziewczyna zniknęła za rogiem, a ja usiadłem na jednym z dwóch foteli. Dom był urządzony dosyć przytulnie, a za oknem rozciągał się widok na łąkę. W oddali można było dostrzec miasto, wysokie wieżowce wystające znad potężnych drzew.
Po chwili dziewczyna wróciła wraz z dwoma kubkami parującego napoju, jeden z nich postawiła przede mną. Podziękowałem i po raz kolejny zabrałem myśli.
- Więc, co pana do mnie sprowadza? - zapytała ze stoickim spokojem .
- Jestem detektywem, prowadzę śledztwo i chciałbym się dowiedzieć co robiła pani w nocy z 26 na 27 marca w godzinach pierwsza-czwarta.
- Byłam na mieście ze znajomą. Może potwierdzić. - odpowiedziała krzyżując ręce na piersi.
- Poproszę imię i nazwisko koleżanki oraz adres zamieszkania.
- Lilly Nelson, ulica Kartonowa 56.
- Czy znasz Billy'ego Powella? - Gdy tylko wypowiedziałem jego imię, w mojej głowie pojawił się obraz mężczyzny powieszonego w starym magazynie, jednak od razu się go pozbyłem. Nie wiem czy naprawdę się skrzywiłem, czy tylko tak mi się wydawało.
- Można by tak powiedzieć. Słyszałam co nieco o nim, mianowicie: To hazardzista. Tonie w długach, a kasę pożycza od kogo się da. Jednak największe zatargi ma z gangami i grupami przestępczymi. Mogę się dowiedzieć, o co właściwie chodzi?
- Został zamordowany wczoraj w nocy, szukamy przyczyn i oprawcy. Masz jeszcze coś do powiedzenia na ten temat?

Vivienne?

niedziela, 29 marca 2015

Od Johna C.D Nivana

Odsunąłem go od siebie. Patrzyłem na niego złowrogim spojrzeniem. Chłopak odwrócił wzrok ode mnie.
- Mogłeś jakoś mnie powiadomić a nie k*rwa siedzieć cicho i gó.wno robić. - warknąłem.
- John czy ty nie rozumiesz?! - wrzasnął.
Nic nie powiedziałem. Nim się zorientowałem chłopak znowu wpił się w moje usta. Nie no zwariuje! Jednak tak mi go brakowało, że nie mogłem tak wszystkiego zniszczyć... Nie opierając się już, uległem mu. Po chwili mnie pchnął i upadłem na ziemię. Chłopak okraczył mnie i zaczął się natarczywie ocierać.
- Nie. - warknąłem.
Zepchnąłem go z siebie i wstałem.
- Nie tutaj. - powiedziałem.

Nivan?

sobota, 28 marca 2015

Od Nivana C.D Johna

Szedłem radosnym krokiem i znając moje szczęście na kogoś wpadłem. Tym kimś okazał się czerwono włosy, którego dawno nie widziałem.
- John!- pisnąłem uszczęśliwiony i zawiesiłem się mu na szyi.
- Nivan? Gdzie ty byłeś przez ten czas, co?- odsunął mnie oburzony.
- Umm...
- Nivan- jego głos był stanowczy.
- No dobra, dobra... w areszcie- westchnąłem, a on skamieniał.
- Jak to... w areszcie?
- Zawiesili mnie za handlowanie narkotykami no i... kolega wpłacił kaucję, więc wyszedłem...
- Czemu mnie nie powiadomiłeś?- odepchnął mnie.
- Bałem się.
- Niby czego?!
- Że mnie opie.przysz! Jak teraz!
- A co mam robić?! Dziękować ci?!
- Nie wiem! Najlepiej mnie teraz zostaw! Nikt przecież nie chce kogoś kto ćpa, jest dilerem, na boku hack'uje i co dwa miesiące jest w areszcie, z którego wyciąga go jakaś dupodajka!- wybuchłem i kopnąłem go w piszczel. Na jego nieszczęście miałem dziś glany (jak zawsze) i odszedłem stanowczym krokiem. Nagle poczułem jak łapie mnie za ramię i odwraca, a ja podczas tego obrotu nadstawiłem pięść i uderzyłem go w policzek- Sorry!- skoczyłem do niego- Zawsze po wyjściu z pudełka, jestem jakiś taki rozdrażniony- złapałem go za dłoń.
- Od kiedy jesteś taki silny?
- To tylko siła odśrodkowa i pęd- odsunął moją dłoń- naprawdę przepraszam! Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
- Pff- odwrócił głowę. Jego szkarłatny policzek był kolorem zbliżony do jego kłaków.
- John, przepraszam- podszedłem do niego i się przytuliłem do jego szerokiej, gorącej klatki piersiowej okrytej przez t-shirt. Ponownie fuknął. Pociągnąłem go za włosy i pocałowałem go delikatnie w usta.

(Jooohn?)

piątek, 27 marca 2015

Od Kathrine

Obudziło mnie miauczenie Meilin. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Kocica siedziała u moich stóp i głośno miauczała.
- O co chodzi? - mruknęłam jeszcze zaspana.
Meilin miauknęła jeszcze raz i pobiegła do kuchni. Chcąc nie chcąc ruszyłam za nią. Kiedy weszłam do kuchni kotka siedziała obok swojej miski i patrzyła na mnie wymownie. Westchnęłam i podeszłam do szafki z której wyjęłam karmę. Nasypałam ją do miski i wróciłam do pokoju. Spojrzałam na zegarek. 8:00. Nie było sensu się już kłaść. Szybko poszłam do łazienki, umyłam i ubrałam. Dokładnie w momencie kiedy wychodziłam z łazienki ktoś zapukał do drzwi. Prędko zarzuciłam kaptur na głowę i otworzyłam drzwi. "Następny klient" pomyślałam. Ale myliłam się. W drzwiach stał nawet przystojny facet wyglądał na 20 lat. "Ciekawe czego on chce?". Już miałam go o to zapytać kiedy sam to wyjaśnił.
- Przyszedłem panią przesłuchać... - mruknął.
W tym momencie Meilin podeszła do mnie i wskoczyła mi na ręce. Ja jednak tego nie zauważyłam. Byłam zbyt zdziwiona.
- Przesłuchać?-  Kurde. A ja znowu udaje że nie wiem o co chodzi.  W ogóle po co ja o to pytałam? A mogłam się nie odzywać.

Oskar???

czwartek, 26 marca 2015

Nowy członek - Emanuel!

Emanuel | 18 lat | Dziennikarz/ Pisarz/ Ghost Winter

Od Anylane

W kancelarii od rana panował ruch. Dziennikarze co chwilę dzwonili próbując wyciągnąć ode mnie i moich współpracowników jakiekolwiek informacje. Wszyscy pomrukiwali o sprawie Andrejeva Avasilcova, mojego klienta. Do budynku sądu najwyższego przyjechałam 30 minut wcześniej i siedząc przed drzwiami do sali rozpraw przeglądałam notatki. Parę minut później przybył postawny Rosjanin w towarzystwie swojego ochroniarza. Z nieukrywaną gracją usiadł na ławie tuż obok i podał mi kartkę.
-Nie powinienem tego Pani pokazywać - mruknął.
Szybko przeczytałam zawartość wydruku i przejrzałam dołączone zdjęcia z uniesionymi wysoko brwiami.
-Panie Avasilcov, dzięki tym danym mógłby Pan wygrać tą sprawę w parę dni... dlaczego nie podał mi Pan tego wcześniej ? - spojrzałam na mężczyznę lekko zdezorientowana.
-Nie mogę ujawniać takich rzeczy i liczę również na to samo z Pani strony
-Więc... jak niby, według Pana mam wygrać to, bez podawania tak istotnych szczegółów.
-Śledziłem Pani pracę, Pani McCourtney, od wielu miesięcy i jeśli Pani tego nie wygra to nikt inny tego nie dokona. - stwierdził z powagą w głosie. Westchnęłam cicho i przeczesałam włosy dłonią.
-Dziękuję za te miłe słowa... Zrobię co w mojej mocy
-Na to liczę - mruknął i oparł się swobodnie o ścianę
Dokładnie o 14 drzwi do sali otworzyły się i stanął przed nami mężczyzna w mundurze.
-Są Państwo proszeni - powiedział rzeczowo
Podniosłam się z ławki. Mój klient również to zrobił i trzymając w dłoniach mój żakiet pomógł mi go włożyć. Wyprostowałam się i odgarnęłam włosy
-Jeśli Pani wygra, hojnie Panią wynagrodzę, Pani McCourtney - powiedział cicho - Hojnie. - powtórzył.
Przekroczyłam próg z dumnie uniesioną głową i powoli szłam w stronę swojego stanowiska.
-The game is on... - mruknęłam z uśmiechem

~~~

Blask fleszy, miliony wykrzykiwanych pytań, wszędzie mikrofony i kamery. Tłum reporterów napierał na policjantów próbujących utorować nam drogę do wyjścia.
-Jak Pani się to udało ?!
-W czym tkwi sekret ?!
-Ile Pan Avasilcov zapłacił za Pani pracę?!
-Czy ma Pani jakieś tajne kontakty ?!
Miliardy pytań powtarzających się za każdym razem, gdy opuszczałam ten budynek. Szybkim krokiem, świadoma obecności Rosjanina oraz jego ochroniarzy wypadłam przed budynek sądu.
-Zawieść Panią do kancelarii ? - zapytał Andrejev przekrzykując dziennikarzy.
-Tak, poproszę - odpowiedziałam szybko.

Usiadłam na siedzeniu w czarnej limuzynie.
-Zawsze tak jest ? - zapytał mój klient
-Tak, zawsze gdy wygrywam oczywiście - wzruszyłam ramionami
-No dobrze, ile mnie będzie kosztowała Pani praca?
-Nie interesują mnie pieniądze, wystarczy to o czym rozmawialiśmy na początku.
-Uparta z Pani kobieta - z dezaprobatą pokręcił głową- Wybaczy Pani - wyjął telefon i zadzwonił do kogoś. - Avasilcov... tak, wygraliśmy....tak ...... Luke, przelej na konto Pani McCourtney sumę, o której rozmawialiśmy...... nie, to wszystko - rozłączył się
-Co Pan właśnie zrobił ? - zapytałam lekko zdenerwowana
-Przelałem na Pani konto kwotę....

~~~~

Późnym wieczorem w szarym dresie i ze związanymi włosami wyszłam przed apartamentowiec. Padało. Z wilkiem przy nodze ruszyłam biegiem w stronę obrzeży miasta. Po godzinie nieustannego biegu skręciłam w boczną uliczkę i wpadłam prosto na osobę w czarnej kurtce. Z lekkim pomrukiem niezadowolenia cofnęłam się i dłonią dałam znak Nirvanie, żeby nie podchodziła. Ta w oddali usiadła spokojnie przyglądając się rozwojowi wydarzeń. Zdjęłam kaptur z głowy, mierząc uważnym spojrzeniem mężczyznę, trochę wyższego ode mnie.
-Wybacz, nie zauważyłam Cię - rzuciłam dość chłodno, z zamiarem wyminięcia go.

<Jak ktoś chce, może dokończyć >

poniedziałek, 23 marca 2015

Od Vivienne C.D Oskara

Vivienne wyprostowana siedziała przed panelem. Szybko śmigała po holograficznych literach QWERTY. Kilkanaście monitorów wdzięcznie wisiało przed nią ukazując kilka ładnych scenerii. Kamery do których ma dostęp pokazywały jej wszystko co się dzieje w mieście i poza nim.
Zaczesała włosy do tyłu i westchnęła głośno. Spojrzała na video przedstawiające jej dom i ujrzała zbliżającą się postać. Pochyliła się i zmarszczyła brwi zaciekawiona. Klient czy ofiara?

Podeszła do drzwi i szybko zerknęła w tył czy ogarnęła bałagan. Jej biuro było ukryte gdzieś w podziemiach domu,głęboko pod salonem gdzieś w labiryncie korytarzy.. Jednak  salon, kuchnia, ładnie urządzone w wiejskim stylu,specjalnie aby nie wzbudzać podejrzeń. Oraz sztuczne biuro pełne książek czy dziennikarskich notatek, gazet, wycinek lub komputerów. Zarzuciła sweter na ramiona i otworzyła drzwi z uśmiechem.
-Dzień dobry. Vivienne Jack, dziennikarka!- Podała mu rękę z błyskiem białych ząbków. Mężczyzny zmierzył kobietę i również podał jej niechętnie dłoń.
-Oskar.- Rzucił.-Mogę wejść?-
-Oczywiście!- Vivienne wpuściła go do środka i zamknęła drzwi. Od razu zauważyła znajome wybrzuszenie na pasku. Ma broń.
-Rozumiem że nie jesteśmy umówieni na wywiad , więc... Może kawa, herbata ,zanim przejdziemy do nieprzyjemnych obowiązków?-
Mężczyzna bacznie obejrzał salon nawet tego nie ukrywając. Przeniósł wzrok na kobietę.
-Herbata... A później zobaczymy czy obowiązki będą nieprzyjemne..-
Vivienne kiwnęła głową i szybko ewakuowała się do kuchni. Spojrzała tylko na korytarz czy nie jest śledzona. Westchnęła i oparła się łokciami o blat.. Uzbrojony, policjant albo detektyw. Gangi jej nie tykają. Wstawiła wodę na ogień. Przegryzła wargę i zaczesała włosy do tyłu. Tyle spraw ostatnio się wydarzyło. Ale dobra, dobra, bez paniki, może tylko chce wiedzieć kto z kim się pukał ostatniej nocy. Może uda mi się coś lepszego wyhandlować?
Wyjęła dwa kubki i zwykłą czarną herbatę.

niedziela, 22 marca 2015

Od Oskara

Obudziło mnie dzwonienie telefonu. Poderwałem się z biurka i rozejrzałem po pomieszczeniu. Znów zasnąłem przy aktach niedawno zamkniętej sprawy, która nie powinna być zamknięta. Odszukałem komórkę spod sterty papierów i wcisnąłem zieloną słuchawkę. Znajomy głos poinformował mnie o podstawowych informacjach; morderstwo ze szczególnym okrucieństwem w jednym z opuszczonych magazynów przy ulicy Mikołajowej.
Jest 4:40, więc około 5:00 muszę być na miejscu. Im wcześniej, tym lepiej. Szybko się ogarnąłem, wziąłem kanapkę na drogę i czym prędzej udałem się do auta.
Wokół roiło się od niebiesko-czerwonych świateł policyjnych i żółtych taśm. Zaparkowałem i ruszyłem w stronę jednego z funkcjonariuszy.
- Dzień dobry, chciałbym się dowiedzieć co właściwie się wydarzyło. - zacząłem.
- Przepraszam, nie mogę udzielać takich informacji. - odpowiedział stanowczo nieco niższy ode mnie, szczupły mężczyzna, na co ja wyjąłem dokument uprawniający mnie do nich.
- Zamordowany został Billy Powell, około trzeciej w nocy. Zgłoszenie było anonimowe, nie zlokalizowano skąd dzwoniono.
- W jaki sposób odebrano życie ofierze? - zapytałem, ale gościu odpowiedział tylko, żebym porozmawiał z kimś, kto jest już w środku i sam się przekonał. Przeszedłem pod taśmą policyjną i po chwili znalazłem się w środku pomieszczenia. Moim oczom ukazała się jakaś masakra. Trup wisiał na środku pokoju na grubym drucie kolczastym, brzuch został rozorany, a wnętrzności rozpłynęły się po podłodze, mieszając z odchodami. Na ciele można było zauważyć liczne rany, nacięcia. Jednak dopiero po chwili zauważyłem, że tam gdzie powinny znajdować się jego nogi, są przyszyte nogi krowy, a na czole widnieje niewyraźny napis ,,Bydle''. Ręce były nienaturalnie powyginane. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Do tego ten okropny smród. Mimo tego wszystkiego, ruszyłem w głąb pomieszczenia. Policja rozstawiała znaczniki. Dowiedziałem się o co mniej-więcej się wydarzyło i jeden z dowodzących śledczych posłał mnie do handlarza informacji, który miał jedną ze swoich siedzib na środku łąki/pola.

Vivienne? 

Od Aurory C.D Christopera

Obecność nieznanego mi mężczyzny szczerze mnie zdziwiła. Starałam się jednak nie pokazywać mojego zszokowania nową osobą. Ten zakład był całkowicie pod władzą ''góry'' - czyli szefów Proxy.
Z tego też powodu niecodziennym widokiem tutaj był ''cywil''. Co za szczęście, że wszystkie kradzione samochody zostały już schowane, prócz tego cholernego Aston Martina. Cóż, zakosiliśmy go z domu ostatnio wysłanej w zaświaty ofiary.
Kiedy tak weszłam na zaplecze, dorwała mnie wściekła Berna. Ledwo co zdążyłam za sobą zamknąć drzwi.
 - Kim on do cholery jest? - spytała szybko nerwowo kartkując zeszyt.
 - Skąd ja mogę wiedzieć? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wyrywając jej ów przedmiot i sprawdzając wolny termin.
 - On chyba nie od Moiry? Bo jakby był, to miałby sztylet. - dodała Rias, która siedziała na stole w spokoju popijając kawę.
 - Więc powie mi ktoś co on tu robi? Kurva, jak nas wyda, to co zrobimy? - wtrąciła się pełna obaw Berna.
 - Nic się nie stanie, o ile będziecie zachowywać się normalnie. - warknęłam.
Po szybkim sprawdzeniu terminu, wyszłam z pomieszczenia i podeszłam do mężczyzny. Przedstawiłam wolne dni, a na jego pytanie odpowiedziałam cichym ''poniedziałek''.
Nim jednak mężczyzna zdążył cokolwiek powiedzieć, do zakładu weszła czwórka mężczyzn. Żeby tylko nie robili głupstw...
To byli szpiedzy od Moiry, z charakterystycznymi nożami przy pasie. Pewnie przyszli odebrać tego Bentleya. Rzucili rudowłosemu mężczyźnie groźne spojrzenie, a na mnie spojrzeli w sposób typowo wymowny - chyba nie chcieli się odzywać przy naszym gościu.
 - Berna Ci powie. - powiedziałam cicho.
Blondyn przytaknął i poszedł na zaplecze, do wcześniej wspomnianej pracownicy.
 - W czymś jeszcze panu pomóc? - spytałam z nadzieją że to już wszystko...


Chistopher? Dawaj, rozkręć ekszyn XD

Od Johna

Siedziałem w domu już kolejne tygodnie, a czułem jakby minął rok. Nie wiem co się dzieje z Nivan'em, jakoś tak... Przestał się odzywać, tak z dnia na dzień. Nie dzwoni, nie pisze, nie przychodzi do klubu. Coś jest nie tak? Echh... Vanessa siedzi w pokoju, wychodzi tylko do łazienki, do kuchni a tak to siedzi dniami w pokoju nic nie robiąc. Ta dzisiejsza młodzież, brak słów po prostu.
Postanowiłem wyjść na spacer, i tak nic lepszego do roboty nie miałem, więc czemu nie? Van nawet swojej szanownej du.py nie chciała ruszyć więc poszedłem sam. Pff...
Chodziłem po mieście bez żadnego celu, kiedy wróciłem do domu była cisza, kompletna. Poszedłem zobaczyć do pokoju młodszej siostry. Siedziała przed laptopem, oczywiście. Zamknąłem drzwi i poszedłem do kuchni. Przygotowałem obiad, po czym wziąłem torbę na trening siatkówki.
*
Po kilku godzinnym treningu wracałem do domu, a po drodze na kogoś wpadłem.

Ktoś? .-.

Nowy członek - Vivienne!

Vivienne | 21 lat | Diler/Handlarz informacji/ Hacker

Czy coś

Informuję wszystkich jakże szanownych obywateli bloga, aby się nieco ożywili i napisali posta, gdyż blog zamilkł na pewien czas, więc trzeba go przywrócić do życia.
                       

                               Nie dziękuję, gdyż dołączając do bloga, zobowiązaliście się do pisania postów, Oskar.