W kancelarii od rana panował ruch. Dziennikarze co chwilę dzwonili próbując wyciągnąć ode mnie i moich współpracowników jakiekolwiek informacje. Wszyscy pomrukiwali o sprawie Andrejeva Avasilcova, mojego klienta. Do budynku sądu najwyższego przyjechałam 30 minut wcześniej i siedząc przed drzwiami do sali rozpraw przeglądałam notatki. Parę minut później przybył postawny Rosjanin w towarzystwie swojego ochroniarza. Z nieukrywaną gracją usiadł na ławie tuż obok i podał mi kartkę.
-Nie powinienem tego Pani pokazywać - mruknął.
Szybko przeczytałam zawartość wydruku i przejrzałam dołączone zdjęcia z uniesionymi wysoko brwiami.
-Panie Avasilcov, dzięki tym danym mógłby Pan wygrać tą sprawę w parę dni... dlaczego nie podał mi Pan tego wcześniej ? - spojrzałam na mężczyznę lekko zdezorientowana.
-Nie mogę ujawniać takich rzeczy i liczę również na to samo z Pani strony
-Więc... jak niby, według Pana mam wygrać to, bez podawania tak istotnych szczegółów.
-Śledziłem Pani pracę, Pani McCourtney, od wielu miesięcy i jeśli Pani tego nie wygra to nikt inny tego nie dokona. - stwierdził z powagą w głosie. Westchnęłam cicho i przeczesałam włosy dłonią.
-Dziękuję za te miłe słowa... Zrobię co w mojej mocy
-Na to liczę - mruknął i oparł się swobodnie o ścianę
Dokładnie o 14 drzwi do sali otworzyły się i stanął przed nami mężczyzna w mundurze.
-Są Państwo proszeni - powiedział rzeczowo
Podniosłam się z ławki. Mój klient również to zrobił i trzymając w dłoniach mój żakiet pomógł mi go włożyć. Wyprostowałam się i odgarnęłam włosy
-Jeśli Pani wygra, hojnie Panią wynagrodzę, Pani McCourtney - powiedział cicho - Hojnie. - powtórzył.
Przekroczyłam próg z dumnie uniesioną głową i powoli szłam w stronę swojego stanowiska.
-The game is on... - mruknęłam z uśmiechem
~~~
Blask fleszy, miliony wykrzykiwanych pytań, wszędzie mikrofony i kamery. Tłum reporterów napierał na policjantów próbujących utorować nam drogę do wyjścia.
-Jak Pani się to udało ?!
-W czym tkwi sekret ?!
-Ile Pan Avasilcov zapłacił za Pani pracę?!
-Czy ma Pani jakieś tajne kontakty ?!
Miliardy pytań powtarzających się za każdym razem, gdy opuszczałam ten budynek. Szybkim krokiem, świadoma obecności Rosjanina oraz jego ochroniarzy wypadłam przed budynek sądu.
-Zawieść Panią do kancelarii ? - zapytał Andrejev przekrzykując dziennikarzy.
-Tak, poproszę - odpowiedziałam szybko.
Usiadłam na siedzeniu w czarnej limuzynie.
-Zawsze tak jest ? - zapytał mój klient
-Tak, zawsze gdy wygrywam oczywiście - wzruszyłam ramionami
-No dobrze, ile mnie będzie kosztowała Pani praca?
-Nie interesują mnie pieniądze, wystarczy to o czym rozmawialiśmy na początku.
-Uparta z Pani kobieta - z dezaprobatą pokręcił głową- Wybaczy Pani - wyjął telefon i zadzwonił do kogoś. - Avasilcov... tak, wygraliśmy....tak ...... Luke, przelej na konto Pani McCourtney sumę, o której rozmawialiśmy...... nie, to wszystko - rozłączył się
-Co Pan właśnie zrobił ? - zapytałam lekko zdenerwowana
-Przelałem na Pani konto kwotę....
~~~~
Późnym wieczorem w szarym dresie i ze związanymi włosami wyszłam przed apartamentowiec. Padało. Z wilkiem przy nodze ruszyłam biegiem w stronę obrzeży miasta. Po godzinie nieustannego biegu skręciłam w boczną uliczkę i wpadłam prosto na osobę w czarnej kurtce. Z lekkim pomrukiem niezadowolenia cofnęłam się i dłonią dałam znak Nirvanie, żeby nie podchodziła. Ta w oddali usiadła spokojnie przyglądając się rozwojowi wydarzeń. Zdjęłam kaptur z głowy, mierząc uważnym spojrzeniem mężczyznę, trochę wyższego ode mnie.
-Wybacz, nie zauważyłam Cię - rzuciłam dość chłodno, z zamiarem wyminięcia go.
<Jak ktoś chce, może dokończyć >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz