niedziela, 22 lutego 2015

Od Leah C.D Kaela

Wracając do domu miałam głowę w chmurach, a myślami byłam w odległej galaktyce, musiałam sobie wszystkie na spokojnie przemyśleć... Znałam Kaela, bardzo krótko a nasze relacje pędziły z prędkością światła. To z jednej strony dobrze, ale z drugiej... Ja u licha nawet nie wiem czy my em... w ogóle jesteśmy parą, no bo konkretne pytanie nie padło, a nasze zachowanie chyba ciut przekracza granicę przyjaźni, czy tam koleżeństwa. A co jeżeli on kogoś ma, a ja robię sobie sztuczne nadzieje ? Ugh... ale ja to mam problemy, dzieciaki w Afryce nie mają co jeść a ja przejmuje się tym czy ktoś się mną interesuje czy też nie, jestem żałosna.
Kiedy szłam taka nieobecna nie patrząc przed siebie wpadłam na pewnego przechodnia, nie widziałam czemu ale w jednej chwili moja blizna zaczęła mnie niesamowicie mocno piec, a po plecach przebiegł niespokojny dreszcz. Nim zdałam sobie sprawę co właśnie się stało człowiek na którym wylądowałam zniknął.
Uczucie niepokoju nie opuszczało mnie przez resztę drogi do domu, zdawało mi się nawet iż jestem obserwowana?
Leah, nie przesadzaj znów masz jakieś urojenia, no bo u licha kto chciałby wiedzieć gdzie mieszkasz? Tych co by to mogło interesować przecież o tym wiedzą.
Ignorując swoją podświadomość ostatecznie dotarłam do mieszkania, po którym przechadzałam się bez celu raz w tą raz w tamtą, zastanawiając się czy nie powinnam była poinformować o tym wszystkim Kaela. Ale po co ? Nie, to nie istotne.
Nie mając co specjalnie ze sobą zrobić położyłam się spać. Dobrą godzinę rzucałam się z jednego boku na drugi, aż w końcu udało mi się zasnąć.
" Biegnę po ulicy i wpadam na tą samą istotę co wtedy, to mężczyzna, dość wysoki mężczyzna o znanej mi posturze... Podnoszę głowę i moje oczy napotykają ciemne spojrzenie bez żadnego wyrazu. To kim jest owy mężczyzna nie pozostawia żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości, to on. Blizna zaczyna mnie niesamowicie piec, a on złowieszczo się śmieje. Znalazł mnie, on tutaj jest"
Zerwałam się cała zgrzana i zapłakana.
- Michael - wymamrotałam niczym w transie i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej. Byłam niemalże pewna, iż na niego dziś wpadłam.
Nie trudno się domyślić jak spędziłam kolejną dobę. Nie ruszyłam się nawet o milimetr z miejsca, strach tak bardzo paraliżował moje kończyny. Jeść nie mogłam, bo było mi tak niedobrze, że sama myśl w tym kierunku powodowała mdłości.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi a ja mało nie wyszłam z siebie. W myślach błagałam, żeby to nie był on.
- Leah, jesteś tam? - usłyszałam po kilku dzwonkach.
Cho.lera, Kael.
- Tak ! Już otwieram!
W jednej chwili zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki ogarniając się jako tako, a następnie po około siedmiu minutach otworzyłam drzwi.
- Wszystko w porządku? - zmierzył mnie podejrzliwie spojrzeniem.
- yyyym, jak najlepszym. - unikałam jego spojrzenia jak mogłam, byleby nie odkrył, że kłamię.
- Mhm, to czemu nie odbierałaś ? Dzwoniłem ze trzydzieści razy. Wczoraj i dziś. - wszedł do środka.
- Miałam rozładowany telefon?  - wydukałam.
- A w takim razie czemu nie przyszłaś po pracy? - dłonią delikatnie podniósł moją buzie i spojrzał zaniepokojony.
- B-bo, byłam trochę zajęta
- Zajęta? Czym? - brnął dalej a mi kończyły się pomysły na kłamstwa.
- Ja też pracuję.
- O pokaż jakie fotki strzeliłaś. - jego mina mówiła jedno: Wiem że kłamiesz.
- Kael to nie tak. Nie mogę tego wyjaśnić. - przygryzłam nerwowo wargę.
- Widzę przecież, że coś się stało. Jesteś zdenerwowana, o ile trafnie to w ogóle nazwałem zaryzykowałbym stwierdzenie, że wystraszona.
- Zdaje Ci się -westchnęłam, wolałam aby o tym incydencie nie wiedział.
- No skoro tak... -urwał, chyba postanowił dać mi spokój, błagam aby nie pomyślał, że kogoś tu sprowadziłam, bo jeszcze poleci do tej zdziry z imprezy... Albo raczej ona do niego. Już wtedy kładła swoje łapska na nim... - Idziemy się przejść ?
- NIE ! - warknęłam niczym w mechanizmie obronnym.
- Czemu? Słońce powiedz co się dzieje?
- Nic, ale błagam nie wychodźmy. - cała się spięłam, ja wiem że on tam gdzieś jest.
- Powiedz mi... - podszedł do mnie i mnie objął.
- On tu jest. - wyszeptałam, niemalże bezgłośnie.
- Niemożliwe. On mieszka w innym Kraju. - powiedział uspokajająco. Nie wierzył mi, może i dobrze.
- Masz rację, zapewne sobie coś ubzdurałam.
- Miałaś koszmary? - pogłaskał mnie delikatnie po główce.
- Mhm.
- Widzisz, to zapewne dlatego. - mocno mnie przytulił, a ja w jego ramionach poczułam się bezpiecznie.

Kael ? ^^ C: Dajmy Michaelowi trochę czasu D: 

wtorek, 17 lutego 2015

Od Nelly

I tak wreszcie koniec z tym bagnem. Już od dawna wiedziałam, że musze zakończyć życie złodzieja. Hmm... może dorosłam do tak wielkich zmian. Nie napewno nie po prostu znudziło mi się ciągłe uciekanie. Ucieczka była jak moje drugie imię. Uciekałam przed policją, uciekałam przed wrogami, których miałam pełno. A przedewszystkim uciekałam od wspomień. To była moja ostatnia ucieczka lecz tym razem uciekłam przes samą sobą. Obiecałam sobie, że stane się inną osobą i naprawde się staram. Nawet prubowałam zmienić swój jakże podły charakter ale on jest częścią mnie nie mogę tak nagle stać się miła. Chce osiągnąć pięć cech, które zawsze wpajała mi matka. Prawdomówność- to opanowałam, odwaga- w 100%, inteligencja- opanowana, bezinteresowność i życzliwość i tych dwuch cech nadal się ucze ale osiągam postępy odeszłam. Trafiłam do innego miasta nawet nie śniłam, że takie cudo zaobacze. Oczywiście zostałam miasto było cudne poprostu zakochałam się w nim. Zamieszkałam w mieszkaniu w bloku. Po pierwsze nigdy nie myślałam,że będę miała własne mieszkanie i to nie byle jakie. Mieszkanie pełen wypas normalnie apartemt. Skóra, plazma wszystko czego dusza zapragnie. I to jest życie w pełnym luksusie na, który nigdy nie mogłam sobie pozwolić. I co najważniejsze zdobyłam posade jako zwiadowca. Normalnie w głowie się nie mieści, że ja Nelly Olson zaczełam uczciwą prace. Takie zadanie mi odpowiada bo nie lubie siedzieć w miejscu a więc to coś dla mnie. Nawet teraz w tym pełny lulsusie czuje, że się dusze. Najlepiej czuje się na świeżym powietrzu. Więc zebrałam się szybko, prysznic, makijaż te sprawy i wyszłam ze swojego małego pałacyku. Chodziłam ulicami tego ślicznego, bogatego miasta. Mijałam nie znajomych ludzi którzy wyglądali ja milion dolców. Przecież tych idiotów tak pięknie można było by okraść. Nie wiem czemu nadal myśle jak tu kogoś okraść może taki nawyk tak szybko nie minie przeciesz wszczepiałam go sobie przez 8lat. Ludzie bacznie mnie obserwowali może moje myśli były aż tak głośne, że usłyszeli iż chce ich okraść. Poprawka tylko oceniam ich wartość. Nagle naszła mnie ogromna ochota na spożycie dużej ilości alkoholu. Nie znałam miasta ale bary czuje na odległość. Weszłam do pobliskiego gdzie stałam się okazem niczym w zoo... Do okoła siedzieli przeważnie same osobniki płci przeciwnej. Nie gdy by się zastanowić to było tam pare panienek po prostu jestem jak najbardziej hetero co spowodowało, że zauważyłam tylko facetów. Podeszłam do baru i zamówiłam sobie drinka...

<ktoś?>

Nowy mieszkaniec - Nelly!

Nelly | 18 lat | Zwiadowca

niedziela, 15 lutego 2015

Od Johna C.D Nivana

Spojrzałem z uśmieszkiem na Nivan', przewróciłem oczami i ponownie zacisnąłem palce na jego przyrodzeniu. Chłopak lekko wygiął się w łuk. Zacząłem zsuwać jego bokserki. A jednak było inaczej, zdarłem je z niego. Nivan opadł ponownie na łóżko. Przeniosłem się na jego usta, wpiłem się w nie łapczywie, potem zsunąłem się do obojczyków i przygryzłem lekko. Nivan jęknął, dłoń zsunąłem do jego członka. Przejechałem po nim dłonią kilkakrotnie. Chłopak odchylił głowę do tyłu i przygryzł usta.
- Spokojnie, nikt nas nie obserwuje. - mruknąłem.
Zjechałem do jego podbrzusza i zostawiłem mokrą długą linię aż do jego klatki piersiowej, po chwili zszedłem na dół, jego członek stał jak na baczność. Złapałem go i włożyłem do ust. Jeździłem po nim dłonią, na co Nivan cicho jęczał. W pewnym momencie chłopak doszedł, uśmiechnąłem się szeroko. Wyjąłem jego członka z ust i przełknąłem to co miałem w ustach. Oblizałem wargi, Nivan lekko się podniósł i złapał mnie za włosy.
- Rudy... - mruknął mi do ucha.
Poczułem jak jego dłoń zmierza ku moim bokserkom, poczułem lekkie wypuklenie w bokserkach. Zaśmiałem się. Nivan zsunął ze mnie boskerki. Przewrócił nas tak, że teraz to ja byłem pod nim.
- Obiecałem to będzie... Tym razem ja Cię przelece. - mruknął i wpił się w moje usta i powoli zsuwał się w dół.

Nivan? XDD

Od Nivana C.D Johna

Byłem już na stawianiu rury i wszedł wtedy John. Postawił chipsy, colę, paluszki i Whisky na stole. Podszedł do mnie, złapał mnie za podbródek i pocałował namiętnie. Wziął torbę i poszedł do łazienki. Skończyłem już rozstawiać rurę, więc wskoczyłem na nią, aby zobaczyć, czy wytrzyma. Zacząłem się na niej kręcić i gibać.
- Myślałem, że to ja mam Ci dać pokaz...- usłyszałem John'a.
- Ja tu dbam o twoje bezpieczeństwo!- fuknąłem zeskakując z rury.
- No dobrze, dobrze...- podszedł do mnie i pchnął mnie na kanapę. Na dworze było już ciemno, John zgasił światło i zapalił jakąś czerwoną lampkę. Po kilku minutach grała już muzyka, a on okręcał się na rurze. Co jakiś czas do mnie podchodził i kazał ściągać kolejne części ubioru, aż został w bokserkach. Ruszał tą dupą na lewo i prawo.
- Kusisz!- zacząłem się śmiać, a on usiadł na mnie okrakiem.
- Kuszę...- poruszył biodrami i obdarował mnie zmysłowym pocałunkiem. Ocierał się o mnie coraz agresywniej i częściej. Po pół godzinie znalazłem się pod nim. Powoli mnie rozbierał i całował każdy nowo odkryty skrawek ciała. Czułem jego rozgrzane usta, które błądziły po mojej skórze, a długie palce mnie łaskoczą. Pozbył się już mojej koszulki, a kiedy przywarł do mnie czułem coraz większe podniecenie. Wsunąłem dłoń pod jego bokserki i złapałem go za pośladek na co zajęczał mi do ucha. Pocałowałem go i wkradłem się językiem do jego ust. Zaczął zsuwać mi spodnie. Odsunął się ode mnie i prawie je ze mnie zerwał. Jak szalony zaczął dobierać się do moich gaci.
- Spokojnie...- wysapałem i odchyliłem głowę, bo John zaczął zaciskać palce na moim przyrodzeniu.

John? Na szybko xD

sobota, 14 lutego 2015

Od Olivii CD Liona

Cały czas myślałam o tym, co powiedział mi Lion. Każde przywołanie tych słów powodowało lekkie ukłucie po lewej stronie klatki piersiowej. Nie wiem czemu, ale coś dziwnego nieodparcie mnie do niego ciągnęło. Ale jeśli to co mówił było prawdą? W swoim życiu popełniłam tyle błędów, że następny prawdopodobnie nie zrobiłby mi różnicy. Ostatecznie mógłby się stać jednym z wielu gwoździ do mej trumny. Którą ja sama, na własne życzenie sobie szykowałam. Żyje się raz, a dopóki żyję mam nadzieję. Bo ona jest jedyną prawdziwą magią.
***
Gdy wstałam było koło dziesiątej. Wygoniłam Fatum na taras nad mym mieszkaniem i rzuciłam jej kawałek mięsa do zjedzenia. Usiadłam na kuchennym parapecie i zaczęłam zastanawiać się, co przygotować na wizytę Liona. W końcu zadecydowałam o zrobieniu spaghetti z sosem mojej roboty. Na deser postanowiłam podać upieczoną przeze mnie szarlotkę z lodami. Wyszłam do sklepu po niezbędne składniki, a gdy wróciłam i byłam na półmetku przygotowań była pierwsza. Spaghetti było gotowe, a ciasto na szarlotkę wykładałam kawałkami jabłek. Przykryłam je podłużnymi paskami ciasta i odstawiłam na bok. Poszłam do garderoby. Wyciągnęłam z szafy malą czarną z lekko prześwitującymi wstawkami po bokach, koronkową bieliznę i czarne szpilki. Przeszłam do łazienki, gdzie przebrałam się w wybranie ubrania, lekko zakręciłam włosy przy pomocy lokówki i zrobiłam sobie lekki makijaż. Założyłam szpilki i przeszłam do kuchni. Włożyłam szarlotkę do rozgrzanego już piekarnika i zaczęłam nakrywać do stołu. Akurat gdy wszystko było gotowe zjawił się Lion. Z uśmiechem poszłam mu otworzyć.
-Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek.-powiedział, gdy tylko otworzyłam drzwi. Stał ze wzrokiem wbitym w buty, a w rękach trzymał pluszowego misia i  bukiet róż. W końcu podniósł wzrok na mnie. Otaksował mnie z lekkim uśmiechem. Ja także się uśmiechnęłam. Wpuściłam go do środka, zamknęłam drzwi i odwróciłam się do niego.
-Dziękuję.-powiedziałam przyjmując od niego prezenty i całując go delikatnie w policzek. Odłożyłam misia na szafkę w przedpokoju, zaprowadziłam Liona do jadalni połączonej z salonem, a z drugiej strony z kuchnią i poszłam wstawić kwiaty do wazonu. Gdy to zrobiłam zabrałam ze stołu talerze i poszlam z nimi do kuchni, gdzie nałożyłam na nie makaron i sos. Posypałam to jeszcze startym serem i zaniosłam na stół. Nalałam jeszcze nam obojgu po lampce wina i usiadłam na mym miejscu.
-Smacznego.-powiedziałam i przystąpiłam do konsumpcji.
-Było pyszne.-stwierdził mój gość, gdy skończyliśmy. Skłoniłam się lekko i zaczęłam sprzątać ze stołu. Lion chciał mi pomóc, jednak kazałam mu siedzieć na miejscu. Wsadziłam brudne talerze i sztućce do zmywarki, wyjęłam z szafki talerzyki deserowe i widelczyki do ciasta. Wyjęłam z piecyka gotową już szarlotkę, wyłożyłam na talerzyki duże kawałki, a obok nich po dużej kulce lodów waniliowych i śmietankowych. Wzięłam deser i postawiłam go przede mną i przed Lionem. Usiadłam i zaczęłam jeść.
-Wspaniałe. Na prawdę świetne.-powiedział Lionell gdy skończyliśmy. Uśmiechnęłam się szeroko, zebrałam talerzyki, zaniosłam je do kuchni i włożyłam do zmywarki. Stanęłam w przejściu do jadalni.
-Mam nadzieję że pozwolisz mi na chwilę zniknąć?-spytałam.
-Oczywiście. Bylebyś szybko wróciła.-odparł mój gość z uśmiechem. Przeszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro, po raz kolejny upewniając się w myślach  czy to aby dobra decyzja. Odetchnęłam głęboko i zamknęłam oczy.
Wróciłam szybko, bardzo szybko. W prawej ręce trzymałam zdjętą sukienkę. W tej chwili miałam na sobie już tylko koronkową bieliznę i szpilki.
-Lion...-zawolała stając w przejściu do jadalni. Jego oczy zwróciły się na mnie. Gdy nasze spojrzenia się spotkały oboje wiedzieliśmy, że chcemy tego samego. Upuściłam sukienkę na podłogę i podeszłam do niego. Stanęłam za nim i położyłam mu dłonie na ramionach. Nachyliłam się i szepnęłam-Pójdziesz ze mną...?
Lion? C": Tak, tak, najbliżej jest stół xd

Od Lion'a cd Olivii

Ta dziewczyna była niesamowicie upartą osóbką, która nie chciała dać sobie pomóc, pomimo dokładanych przezemnie starań Olivia nadal była roztrzęsiona. Domyślałem się co czuła, na pewno nie było to dla niej łatwe. Wiem jak długo dochodziła do siebie Leah po tym wszystkim, a jeszcze nie do końca wydobrzała. Choć ciągle mówi mi, że jest dobrze, że daje sobie świetnie radę to ja doskonale wiem, iż tak nie jest. Dałbym sobie rękę uciąć, że z niebieskowłosą jest podobnie. Same gnoje na tym świecie.
Nie mogłem pozwolić jej, żeby sobie poszła, bo co jak znów ją znajdzie? Ty, razem nie miał z tym chyba większego problemu więc czemu miałby go mieć teraz?
Nie chcę nawet myśleć co on mogłby jej zrobić.
Oliwia straszliwie nalegała abym ją zostawił i dał jej spokój, ale czy do niej nie może wreszcie dotrzeć, iż tego tak nie zostawię?
Kiedy chciała wyjść złapałem ją za rękę. Słowo daję nie sądziłem, iż późniejsze zdarzenia mogą mieć w ogóle miejsce. Całowaliśmy się namiętnie, wyglądało to zupełnie inaczej niż w lokalu. ponieważ oboje robiliśmy to dobrowolnie z nie przymuszonej woli.
Jej gorące usta niesamowicie mnie rozpalały, a przyśpieszony oddech jeszcze bardziej nakręcał. Wplotłem palce w jej aksamitne włosy i zatraciłem się w pocałunku. Mało brakło a puściłbym wszystkie hamulce, a wówczas dziewczyna po przejściach raczej nie chciałaby mnie znać.
W jednej chwili się od niej oderwałem i przeczesałem nerwowo włosy. Nie było to dla mnie łatwe, ale formalności są nieco ważniejsze niż pożądanie. Kiedy ochłonąłem, uniosłem wzrok i napotkałem jej zakłopotane, może nawet odrobinę zawiedzione spojrzenie. Miałem wówczas ochotę chrzanić wszystko i ponownie skupić całą moją uwagę na niej.
- Trzymaj się odemnie z daleka. - mruknąłem. Olivia w odpowiedzi uniosła ze zdumieniem brwi. - Nie jestem facetem dla Ciebie.
- Ah, tak.? -oburzyła się. - To Ty mnie tu zatrzymałeś.
- Nic nie rozumiesz... - westchnąłem. Nie chcę Cię po prostu kobieto skrzywdzić, czy to tak trudno pojąć ?
- To Ty nic nie rozumiesz! - warknęła, a jej oczy się zaszkliły. - I to ja lepiej wiem co jest dla mnie odpowiednie a co nie !
- Olivia - złapałem ją za rekę, a ona chciała mi się wyrwać. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. - Ciii...
Pogłaskałem ją delikatnie po głowie, a kiedy się już uspokoiła potargałem jej włosy, żeby puścić tamtą sprawę w zapomnienie. Oczywiście, tak jak się spodziewałem ona zrobiła to samo i tak zaczęliśmy się przedrzeźniać. A to ona mnie sturchnęła łokciem, a to ja ją. Gorzej niż małe dzieci.
Po godzinie naszych wygłupów zadzwonił Jason, że jest jakaś sprawa do załatwienia i mam zjawić się za trzydzieści minut. Nie chciał wyjaśnic o co chodzi, a więc ja nie nalegałem. Cóż, jak mus to mus.
- Będę musiał się zbierać. - oznajmiłem.
- Czemu?
- Problem w tym, że nie wiem... - lekko się skrzywiłem. - Który dziś mamy?
- 13 lutego. - rzuciła zerkając na kalendarz. - Jutro Walentynki. - uśmiechnęła się ciepło.
- To jest to święto "zakochanych" ?
- Jak to, nie wiesz? - zdumiła się.
- Nie obchodzę takich rzeczy. Kwiaty, róże i serduszka nie w mojej bajce i nie dla mojej księżniczki. - wstałem i lekko się przyciągnąłem, po czym odprowadziłem ją do domu upewniając się 500 razy czy na pewno wszystko dobrze.
***
Wieczorem po naszej zmianie dziewczyna zaproponowała bym do niej jutro wpadł, cóż odmówić nie mogłem za bardzo ją lubiłem, jednak postanowiłem utrzymać większy dystans niż poprzednio... Po powrocie do domu zupełnie nie widziałem co powinienem zrobić... Skoro jutro to święto...
Nie spałem pół nocy rozmyślając nad tym wszystkim.
Nazajutrz ubrałem się w jakieś czyste jeansy i jakąś ładną koszulkę po czym udałem się na spacer po kwiaciarniach szukając czegoś wyjątkowego.
Nim się obejrzałem była 14, a więc szybkim krokiem udałem się do dziewczyny z drobnym upominkiem.
- Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek ? - powiedziałem szczerze kiedy tylko pojawiła się w drzwiach. Nie wiem jakie składa się życzenia...

< Olivia? >

piątek, 13 lutego 2015

Od Johna C.D Vanessy

Spojrzałem na nich. Wywróciłem oczami.
- No zobaczymy. - powiedziałem. - Szkód za was nie zapłacę. 
Nivan i Vanessa tylko wywrócili oczami. Wstałem z kanapy i poszedłem do kuchni. Usiadłem sobie na blacie kuchennym i patrzyłem w sufit, nogami uderzyłem o dolne szafki. Nudziło mi się. Wstałem i poszedłem do swojego pokoju, wziąłem torbę i spakowałem do niej strój sportowy i jeszcze buty. Wyszedłem z pokoju. Poszedłem na korytarz i założyłem białe air force. 
- Gdzie się wybierasz? - usłyszałem głos Nivan'a.
- Na trening siatkówki. - odparłem.
Chłopak na mnie spojrzał.
- Musisz iść? - usłyszałem piskliwy głos siostry.
Tylko przytaknąłem twierdząco głową, założyłem kurtkę, wziąłem torbę i opuściłem dom od tak.
*
Po trening wróciłem do domu, cisza. Jednak po chwili usłyszałem jakieś śmiechy. Odpuściłem sobie. Poszedłem do swojej sypialni, wziąłem czyste rzeczy i podreptałem do łazienki. 
Wziąłem szybki zimy prysznic, po czym wytarłem ciało i założyłem czyste rzeczy. Wyszedłem z łazienki i oczywiście co zastałem? Vanessę, która szła z kuchni do pokoju z chipsami. Westchnąłem tylko, odpuściłem sobie i poszedłem do sypialni. Pierd*lnąłem się na łóżko, przewróciłem się na plecy, wziąłem poduszkę i przyłożyłem sobie do twarzy.

<Vanessa?>

Od Vanessy C.D Johna

Wyszłam z pokoju, bo chciałam powiedzieć John'owi, że chcę pójść jutro do sklepu. Zastałam go w niecodziennej pozie, która dość mnie rozbawiła. 
- Jak chcecie się ru.chać to idź do Nivan'a...- zachichotałam.
- Van! Jak ty się wyrażasz?!
- No co... jutro idziemy do galerii handlowej...
- Po co...
- Muszę sobie kupić nowe ciuchy...- fuknęłam i wyszłam. 
- Vanessa!
- Tak?!
- Nie możesz się tak odzywać!
- Czemu...- wróciłam z wrednym uśmiechem i stanęłam przed nim.
- Bo Ci Bozia język upi*rdoli...- zarechotał Nivan, a John trzepnął go w łeb.
- Czego jej uczysz, idioto?!
- E tam... musi nauczyć się przeżyć...- rozłożył się na kanapie.- Młoda, dobrze zaczynasz...- wystawił pięść, a ja przybiłam mu żółwika.
- Nivan!- John pociągnął go za włosy.
- Auuu!
Chłopcy zaczęli się przekomarzać. 
- Van, ja Cię jutro zabiorę!- pisnął czarnowłosy.
- Ty chyba śnisz! Zgubisz ją po pięciu minutach!
- Idę z Nivan'em!- wskoczyłam mu na kolana i pstryknęłam John'a w nos.
- Rozwalicie sklep...
- Jasne, jasne...

(.-.)

Od Johna C,D Nivana

Uśmiechnąłem się i złapałem Nivan'a za tyłek. Chłopak podskoczył i oplótł nogi wokół mojego pasa. Rękoma oplótł moją szyję. Łapczywie wpił się w moje usta. Odwzajemniłem pocałunek, zacząłem powoli iść w stronę salonu, nie odrywałem się od ust Nivan'a. Po prostu ósmy cud świata. Dotarłem do salonu, usiadłem na kanapie, zepchnąłem z siebie chłopaka. Wstałem z kanapy. 
- Co ty robisz? - spytał.
- Ubieram się. - odparłem.
Wstał i do mnie podszedł.
- A po co? - dopytywał się.
- W końcu chcesz zobaczyć prywatny stri.ptiz czy nie? 
Zrobił wielkie oczy, teraz się świeciły jak jakieś brylanty. Pokiwał twierdząco głową. Założył swoje glany i wyszedł przede mną, założyłem szybko buty i krzyknąłem:
- Vanessa idę do Nivan'a jak coś będziesz chciała to zadzwoń... 
Wyszła z pokoju. 
- Z czego niby? 
- Nie wiem od sąsiadki możesz. - powiedziałem. 
Podbiegła do mnie i się przytuliła. Objąłem ją i pocałowałem w czubek głowy. 
- Nie długo wrócę. - powiedziałem.
Odsunęła się i spojrzała na Nivan'a. Pomachała mu i poszła do swojego pokoju. Wyszedłem z domu, zakluczyłem drzwi i podszedłem do chłopaka. Ruszyliśmy w stronę jego domu...
*
Nim tam dotarliśmy trochę minęło. Weszliśmy na klatkę, chłopak wbiegł i od-kluczył drzwi. Pobiegłem do góry, wbiegłem do jego mieszkania. Zdjąłem buty. Chłopak już siedział w sypialni? No nie ważne. Zaczął składać rurę.
- Nivan złota rączka? - spytałem stając w progu drzwiach.
Pokiwał twierdząco głową. Poszedłem do kuchni zrobić coś do jedzenia.

<Nivan? ^.^ >

Od Johna C.D Vanessa

Chciałem iść zobaczyć co Vanessa robi, ale Nivan mnie zatrzymał pocałunkiem. No w końcu co do czego przychodzi to nieźle się całuje. Uśmiechnąłem się, a kiedy chłopaka coś rozproszyło pewnie śmieciara przyjechała, korzystając z okazji pobiegłem do pokoju Vanessy. Otworzyłem drzwi, jadła lody i coś przeglądała na moim laptopie. Zamknąłem drzwi. Odwróciłem się, a do moich ust jakaś "pijawka" się przyczepiła, oczywiście że był to Nivan. Odwzajemniłem pocałunek, a kiedy oderwałem się od jego ust oberwałem w łeb.
- No wiesz ty co?! Jak mogłeś mnie zostawić tam w kuchni?! - wrzeszczał.
Przyłożyłem rękę do jego ust i zacząłem lekko go pchać w stronę salonu. Pchnąłem go na kanapę, usiadłem obok niego i wziąłem pilota. Włączyłem telewizję na pierwszym lepszym programie. Jednak po chwili straciłem pilota. Nivan mi go wyrwał i gdzieś schował. Okraczył mnie, a ja położyłem ręce na jego biodrach. Chłopak zaczął się natarczywie ocierać o moje krocze. Uśmiechnąłem się i odchyliłem głowę do tyłu. Po chwili jednak Nivan przestał i szybko usiadł obok mnie. Popatrzyłem na niego pytająco. Głową wskazał drzwi Vanessy, a ona w nich stała i patrzyła w naszym kierunku.

Vanessa? xd

Od Nivana C.D Johna

- Gó.wniara z niej...- warknąłem tuląc twarz do jego czerwonych kudłów.
- Ta...- odsunąłem się od niego i usiadłem na krześle. Nagle w progu drzwi znalazła się zapłakana Van. Przekręciłem głowę i wstałem. Podszedłem do niej i kucnąłem.
- Przepraszam...- wyszeptała i przytuliła się do mnie.- To Fiamma...
- Uciekł...?- spytałem głaszcząc ją po włosach.
- Nie...- nagle John stał koło nas.- Prędzej w nią wszedł i zachciało mu się nabroić, tak...?- dziewczyna po chwili kiwnęła głową.
- My się pokłóciliśmy...
- O co?
- Znów o jakąś nieistotną pierdołę...- wychlipiała.
- Znów...?- Rudy był zdziwiony.
- Jakoś od twojego odejścia... nie możemy się dogadać...- odsunęła się i wyszła.
- Biedna...- podniosłem się i spojrzałem na John'a, a on pokiwał głową.- Aha rura doszła i już ją wypakowałem...
- Gdzie jest?- wyprężył się.
- U mnie w domu... po próbie po nią poszedłem...- zbliżyłem się do niego i pocałowałem.

(^^ )

czwartek, 12 lutego 2015

Od Vanessy C.D Johna

John przygotował Fiammie klatkę. Nivan zabandażował mu skrzydło, a ja przeniosłam go do metalowego zamknięcia.
- Dziękuję...- wyszeptałam i przytuliłam się do brata. 
- Proszę...- pogłaskał mnie po głowie. Odsunęłam się, a on wyszedł. Po kilku minutach poszłam do kuchni po coś dla mnie i Fiammy, a tam zastałam Nivan'a, który siedział na blacie i John'a, który opierał ręce po jego obu bokach. Całowali się. Wyglądało to dość słodko i rozczulająco. Zaakceptowałam orientację mojego brata i polubiłam Nivan'a, więc... 
- Van...- nagle czarnowłosy wyszeptał między pocałunkami.
- Nie przeszkadzajcie sobie...- podeszłam do lodówki i wyjęłam sok, owoce i jakieś lody.
- Tylko nie przesadź z lodami!- zawołał John gdy opuściłam kuchnię. Gdy weszłam do pokoju wzięłam laptop John'a. Zaczęłam przeglądać internet.

(John?)

Od Johna C.D Nivana

Wróciłem do domu, miałem nadzieję że w końcu odpocznę od pracy. A tu co? Wybite okno, po prostu syf... Zacisnąłem dłonie w pięści. Spojrzałem na Nivan'a, siedział a raczej leżał skulony na kanapie. Położyłem torbę na podłogę, zakluczyłem za sobą drzwi i zdjąłem buty oraz kurtkę. Rozluźniłem dłonie i zacząłem iść w stronę chłopaka. Zatrzymałem się przed kanapą i przykucnąłem. 
- Czyżby Vanessa? - spytałem spokojnym głosem. 
Nic nie odpowiedział. Widocznie to ona.
- Tak jak myślałem... - mruknąłem pod nosem. - Wyszedłeś na próbę czy co? 
Pokiwał twierdząco głową. 
- Mogłem Cię ostrzec, że wtedy coś się stanie... - westchnąłem. - Ale to już moja wina. 
Chłopak usiadł na kanapie, podkulił nogi pod siebie i je oplótł rękoma. Przejechałem dłonią po jego włosach i wstałem. Zacząłem iść w stronę pokoju siostry. Otworzyłem je i oberwałem z poduszki. Spiorunowałem młodą spojrzeniem.
- Znowu wybiłaś okno? - spytałem. 
- Może tak... Może nie... - odparła z szarmanckim uśmiechem.
- K*rwa Vanessa gadaj, zrobiłaś to czy nie?! - z każdym słowem czułem a raczej słyszałem jak mój głos się bardziej unosi.
Dziewczyna na mnie patrzyła z lekkim przerażeniem w oczach. Nic nie powiedziała, pokiwała głową i rzuciła się na łóżko. Podszedłem do jej łóżka.
- Van... 
- Zostaw mnie! - wrzasnęła.
- Nie. - odparłem. - Przepraszam, ale chciałem wiedzieć czy to ty... 
Nic nie odpowiedziała. Wstałem i wyszedłem z jej pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi. Usiadłem na kanapie tuż obok Nivan'a. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Objąłem go ramieniem i przyciągnąłem do siebie. Rozczochrałem mu włosy i się zaśmiałem.
- John!- warknął.
- Też Cię kocham. - powiedziałem i wstałem. 
Ruszyłem do kuchni. Zrobiłem sobie kanapkę, a po chwili poczułem jak ktoś się przytula do moich pleców.

Nivan? ;p

Od Nivana C.D Johna

Zostałem z młodą. Nagle zadzwonił mój telefon. Odebrałem i okazało się, że to Kitka (dziewczyna z kapeli).
- K*rwa!- wrzasnąłem i schowałem komórkę do kieszeni.
- Co jest?- spytała.
- Mam próbę... a powinienem Cię chyba pilnować...
- Idź...
- Zostawić Cię?
- No...
Wzruszyłem ramionami i poszedłem po kurtkę. Ubrałem ją i wskoczyłem w glany.
- Dobra ja idę, młoda pilnuj się...
- Mam Fiammę...- wskazała na ptaka w klatce.
- Spoko, ja idę, bo się spóźnię...- wybiegłem z domu i czym prędzej ruszyłem do centrum.

_____


Wróciłem przed John'em i pierwsze co zobaczyłem to... rozbite okno w salonie i lustro.

- VAN!- wrzasnąłem i złapałem się za głowę.
- To nie ja!
- A kto?!
- No...
- Jezus Maria, John mnie zabije, no zabije na miejscu, zakopie, odkopie, znów zabije i znów zakopie... a potem utopi...- pisnąłem i zacząłem zbierać szkło z podłogi.
- Ale jak on to niby...
- Vanessa cicho! Pomagaj mi!
- Nie!- zwiała do pokoju.
- Gówniara!- wrzasnąłem.- K*rwa, k*rwa, k*rwa... no on mnie przecież zabije... no zabije mnie!- wyrzuciłem szkło do kubła w kuchni i usiadłem na kanapie.- No zabije! A szkoda, bo rura przyszła... nie pooglądam go przed śmiercią...- zacząłem się śmiać i szlochać. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi... już po mnie... przeżegnałem się i westchnąłem, a potem skuliłem się i czekałem na opierd.ol.

(John? >.<)

środa, 11 lutego 2015

Od Vanitasa C.D Marcella

Znałem ten wyraz twarzy. Znowu mnie zaczepiał, a ja nie byłem nawet w stanie się bronić. Nie chciałem... nie miałem na to siły. Już prawie zasypiałem, kiedy z półsnu wyrwał mnie ten demoniczny głosik i dłoń klepiąca lekko mój policzek.
- Vanish. - szepnął z tym swoim chytrym uśmieszkiem. - Mogę sprawić, że będziesz miał piękne sny...
Po tym zaśmiał się wyraźnie zadowolony. Niby wszystkie szczęśliwe grymasy na jego twarzy nie różniły się zbytnio od siebie. Ja znałem je już na pamięć, wiedziałem co oznacza każdy z osobna. Nawet te prawie niezauważalne... Przez chwilę miałem wrażenie, iż znam go od bardzo dawna. Spojrzałem na Marcella z uśmiechem, ukazując szereg białych ząbków. Chętnie odpowiedziałbym mu cokolwiek, ale słowa zatrzymywały mi się w gardle, znikając bezpowrotnie w wielkiej otchłani chaotycznego umysłu. Z natury raczej nie mówiłem za dużo, jeżeli nie zaistniała taka potrzeba. Ten blady Diabeł czytał ze mnie jak w otwartej książki, widział wszystko to czego ja nie mogłem dostrzec. Coś siedziało głęboko we mnie, ale on to czuł. Widział. Obserwował, ale nigdy nie dawał po sobie poznać, że coś wie.
Przebiegła paskuda...
I pomyśleć, że znaliśmy się tylko parę godzin. Jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim. Z jednej strony chciałem uciec jak najdalej, ale z drugiej jakaś tajemnicza moc nie pozwalała mi na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Westchnąłem głośno, potem odwróciłem się do chłopaka plecami.
Wtedy to zobaczyłem...
Jakaś wielka, bordowa koopa bezczelnie się we mnie wpatrywała! Przekręcała zniekszałconą głowę to w lewo, to w prawo, jakby miało jej to pomóc w dokładniejszym przyglądnięciu się. Pomińmy szczegół, że i ja i Marcell nie mieliśmy na sobie kompletnie niczego, a nie potrzebowałem osobistego obserwatora do gejowskich filmów porno. Odruchowo zerwałem się do pozycji siedzącej, w ostatniej chwili powstrzymując się od wrzaśnięcia niczym mała dziewczynka.
- Ooo, K*rwa... - wyszeptałem ochrypłym głosem, który na końcu kompletnie ucichł.
Pomyślałem, że to zmęczenie robi mi papkę z mózgu, ale w dalszym ciągu nie mogłem powstrzymać szoku jakiego właśnie doświadczyłem. Takie niespodziewanki często fundował mi mój brat: wyskakiwał zza progu, doprowadzając mnie do częściowego zawału. Wziąłem głęboki oddech, wstrzymałem powietrze w płucach i mrużąc oczy przypatrzyłem się tajemniczej maszkarze. Przypominał spalonego na stosie człowieka, a raczej jego resztki... Wytrzeszczone, wysuszone z powodu braku powiek oczy nie pokazywały niczego, co mógłbym z nich wyraźnie odczytać. Po chwili odwrócił głowę w dziwny sposób, a następnie zniknął. Tak po prostu.
- C-co...co to było do cholery? - zapytałem, odwracając się w stronę Marcella.
Ten uśmiechnął się tylko jak gdyby nic się nie stało. Zamknął oczy, zasypiając dokładnie w 1..2..3... odpłynął.

***

Następnego dnia byłem równie wykończony jak wczorajszej nocy. Wszystko mnie bolało, a napięcie z tej pamiętnej nocy wciąż trzymało w swych objęciach, jak ciasne kajdany wrzynające się w skórę. Dźwignąłem się ospale z łóżka, ziewając przeciągle. Zorientowałem się, że moje kochanie już wstało i gdzieś sobie poszło, zostawiając mnie samego.
Bardzo niegrzecznie z jego strony...
Ubrałem się w zastraszającym tempie, poprawiłem rozbiegane na wszystkie strony włosy, po czym wyruszyłem na poszukiwanie swojej białowłosej zguby. Nie musiałem długo szukać, odnalazłem ją w kuchni. Miał na sobie taki seksowny, niebieski fartuszek w kratę, a do tego paradował bez koszulki, dzięki czemu mogłem podziwiać jego widowiskowy tatuaż ciągnący się wzdłuż całej długości kręgosłupa. Na tej bladej skórze, czarny tusz zdawał się być jeszcze ciemniejszy.Pichcił coś. Zaciekawiony spojrzałem przez ramię chłopaka. Ten obrócił się na pięcie jak mała baletnica, położył dłonie na moich policzkach i uśmiechnął się tak rozbrajająco...
- Jak się spało mojej pięknej Królewnie? - nie czekając na odpowiedź, złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
Uśmiechnąłem się wymownie, a potem spocząłem na krześle obok. Rozmyślałem przez dłuższą chwilę, obracając łyżkę kciukiem i palcem wskazującym.
- Marcell. - odezwałem się w końcu, właściciel imienia niemal natychmiast ożywił się na dźwięk mojego głosu. - Czym była ta dziwna zjawa? Czy ty też ją widziałeś?

Marcepanku / Adonisku c: ?

sobota, 7 lutego 2015

Od Kaela C.D Leah

Kiedy Lea opowiadała mi swoją historię nie dowierzałem jak można  tak poniżyć człowieka, szczególnie jak się "niby" kogoś kocha . Domyślam się teraz czemu ma koszmary. Nie wiedziałem co powiedzieć , zamurowało mnie.
Leah podeszła i popatrzyła się na mnie cała zapłakana . Przytuliłem ją z całej siły i pocałowałem w czubek głowy .
- Nie zostawię cię . - wyszeptałem jej do ucha .
Dziewczyna podniosła głowę , stanęła na palcach i pocałowała mnie ,a ją przytuliłem jeszcze mocniej do siebie.
- Chodźmy stąd - powiedziała.
- Możę na obiad ? - zaproponowałem .- bo raczej nikt tych zimnych naleśników nie będzie jadł .
- No dobrze - mruknęła i poszła się ubrać , ponieważ dalej siedziała w piżamie , a ja usiadłem na kanapie i dalej rozmyślałem o jej wyznaniu. Minęło ok 40 min zanim Leah wyszykowała się do wyjścia .Ubraliśmy kurtki , złapałem ją za rękę i wyszliśmy z domu . Rozmawialiśmy o różnych rzeczach , ale widać było ,że oboje nie skupiamy się na rozmowie . Doszliśmy do restauracji , usiedliśmy przy stoliku przy oknie i zamówiliśmy jedzenie . Zanim podano jedzenie nie rozmawialiśmy ,a raczej ja obawiałem się odezwać ,by jej znów nie zranić . Lea ze spuszczoną głową widelcem rozgrzebywała jedzenie i je powoli jadła . Zjedliśmy , zapłaciłem rachunek i wyszliśmy . Popatrzyłem jej się prosto w oczy i powiedziałem :
- Muszę juz iść do siebie , jutro mam do pracy .
- No dobrze.. - wymruczała i przytuliła się do mnie .
- Kończę o 14 to jak chcesz to możesz przyjść .
Nie odpowiedziała , tylko jeszcze mocniej się wtuliła .
- Do zobaczenia - szepnęła , odwróciła się i poszła , a ja poszedłem do swojego mieszkania .



(Leah?) [opowiadanie napisane bez weny , prosze o zrozumienie :c]

Od Marcella C.D Vanitasa

Zamknąłem oczy z grymasem na twarzy. Jęknąłem mu do ucha, a potem przesunąłem po nim językiem. Grymas był już zastąpiony szerokim uśmieszkiem. Wykonałem łagodny ruch biodrami w tym samym momencie, w którym on również to zrobił. Znów ból przemieniający się w przyjemne uczucie, rozsadzał mnie od środka, twarz piekła mnie niemiłosiernie mocno. Jak to zwykle ja, zachichotałem mu do ucha histerycznie.
- Jak tam ci jest? - wymruczałem mu do ucha - To co we mnie zostawiłeś jest oznaką, że jest ci dobrze? Vanitaaaas- zapytałem z jękiem i szerokim uśmieszkiem, poruszyłem biodrami nieco gwałtowniej. Siedziałem na jego kolanach opatulając jego kark rękoma. Odetchnąłem ciężko, znów podniosłem się a potem opadłem. Gdy spojrzałem na twarz Vanitasa od razu przystąpiłem do kolejnych pocałunków. Pomiędzy nimi z naszych ust wychodziły pojedyncze, pełne rozkoszy jęki. Trzymając za moje plecy położył mnie na łóżku. Przejął kontrolę, łapki zamiast zatrzymywać się na plecach przesunął do przodu. Poczułem jak jego ręce zacisnęły się na moim przyrodzeniu. Westchnąłem ciężko ze śmiechem. Przełożyłem ręce do tyłu i złapałem za pościel, tak jakbym chciał się rozciągnąć, przy okazji wygiąłem się w łuk, odchylając głowę do tyłu. Jego ręce zaciskały się na mojej męskości, do tego ruszał się całkiem szybko. Nie wytrzymałem dłużej z podniecenia. Vanitas oblizał tylko palce, a potem wrócił do moich ust.
- Masz rację...jest mi dobrze - sapnął. Zaśmiałem się poraz kolejny. W tamtym momencie przestały przeszkadzać mi nawet rogi. Może to przez to, że dawno się nie kochałem albo może coś było w tym gościu. Zamknąłem oczy oddając się w pełni doznaniom. [...] Leżał obok mnie dysząc jak parowóz, ja zaś patrzyłem w sufit z uśmieszkiem. Byłem zmęczony, ale najchętniej powtórzyłbym to jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz... Zamknąłem oczka, potem wykonałem nie przewidziany ruch.. Jestem pełny nieprzewidzianych zdarzeń tak jak płynów Vanitasa. Usiadłem na nim i pochyliłem się do jego ust z uśmieszkiem. Złożyłem na nich delikatny pocałunek.
- No i chyba nie powiesz mi, że nie było warto - wyszeptałem z uśmieszkiem, z tym moim psychicznym uśmieszkiem. Polizałem go po uchu, a potem położyłem głowę na jegi torsie, zamknąłem oczy. Był tak gorący, mokry od potu. Odetchnąłem napawając się tym ślicznym zapachem. Musnąłem delikatnie skórę na jego torsie. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem przy ścianie bordową sylwetkę. Patrzyła na nas wyłupiastymi oczyma pozbawionymi powiek. Zmruży£em oczy, potem złapałem za brodę Vanitasa i przesunąłem jego głowę nieco w lewo, czyli jego prawo. Żeby nie zobaczył ohydnej zjawy. Zsunąłem się na lewo i pocałowałem go.
- Mało się odzywasz Vanitaaas - jęknąłem z uśmieszkiem.

Vanitas?

czwartek, 5 lutego 2015

wtorek, 3 lutego 2015

Od Vanitasa C.D Marcella

Nie wiedziałem, czy roześmiać się na głos czy może gorzko zapłakać. Z tej bezmocy nawet odwzajemniłem uścisk, chociaż teraz tak bardzo pragnąłem być sam...
- Czyżbym odkrył twoją wrażliwą stronę? - wyszeptał z wyraźnym zadowoleniem, tuląc się do mnie jeszcze mocniej.
Nawet nie wiedziałem, że takową posiadam. Było mi wszystko jedno co się teraz stanie. Przybrałem śmiertelnie obojętny wyraz twarzy, odepchnąłem Marcella od siebie po czym podniosłem się z podłogi.
- Naprawdę chcesz, żebyśmy coś zrobili? Dlaczego tak ci na tym zależy? - zapytałem powracając myślami do jego ostatniego, niedokończonego zdania.
Wiedziałem, że szeroko się uśmiechnął, ale nie spojrzałem na niego. Nawet mając białowłosego za swoimi plecami, w umyśle wciąż tkwił mi obraz tych błękitnych ślepii. Wiedziałem, że nie mogę się w nie popatrzeć bez względu na wszystko. Już po dosłownie sekundzie ponownie poczułem te ciepłe dłonie oplatające mnie w pasie.
- Chcę sprawić, abyś nie mógł beze mnie żyć. - odparł ciepłym głosem i musnął wargami moją skórę.
Westchnąłem w odpowiedzi, unosząc głowę ku górze. To wszystko wykańczało mnie od środka... Nie dość, że nie rozumiałem sam siebie to jeszcze musiałem użerać się z tym bladym napaleńcem. Z drugiej strony to właśnie przytulanie budziło we mnie małe dziecko. Przerażał mnie fakt kim tak naprawde jest Marcell. A może raczej CZYM jest. Praktycznie w ogóle się nie znaliśmy, a on przystawia się do mnie jakbyśmy byli parą od dobrych paru lat. Nie mieściło mi się to w głowie, normalni ludzie tak nie robią. No właśnie... normalni. Byłbym wręcz szaleńcem, uważając, że wszystko z nim w porządku.
Wtedy wpadłem na iście szatański pomysł!
Moją twarz wykrzywił szeroki grymas zadowolenia. Skoro nie mogę zwalczyć szaleństwa tego bladego Rogacza to pokonam go jego własną bronią. Moja psychika i tak była już dostatecznie zniszczona, a ciało powoli odmawiało współpracy. Byłem tak cholernie zmęczony... zrobiłbym wszystko aby przespać się chociaż przez krótką chwilę. Ale Marcepan nie znał takiego słowa jak "sen". Jego ręce zjeżdżały coraz niżej i niżej...
Zamknąłem oczy, wyłączyłem całe trzeźwe, logiczne (a nawet ludzkie) myślenie. Kiedy je otworzyłem, nie czułem już żadnych zahamowań. ŻADNYCH! Byłem teraz niczym laleczka zamknięta w ludzkim ciele. Odwróciłem sie gwałtownie, a potem przygwoździłem Marcella do ściany. Popatrzyłem mu prosto w oczy, uśmiechając się ponuro.
- Przekonajmy się czy uda ci się uczynić mnie swoją własnością. - szepnąłem zmysłowym głosem, by po chwili usłyszeć ten piekielny chichot od którego wariowałem jeszcze bardziej.
Równie dobrze mogłem zacząć swoje osobiste "przedstawienie" tu i teraz, a my skończylibyśmy na ziemi, pieprząc się w tej łazience. Tak szczerze robiłem TO tylko jeden jedyny raz, ale w tym momencie nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Zerżnę go tak mocno, że przez tydzień nie będzie mógł siadać! Ale najpierw... musiałem się czegoś napić. Bez słowa (oh, ależ ja jestem wylewny) opuściłem pomieszczenie, w którym straciłem godzinę nędznego życia i poszedłe do kuchni. Pomyślałem, że skoro już mam ulec temu niższemu o pół głowy ode mnie gnojkowi, to czemu by go trochu nie pomęczyć? Wyciągnąłem z lodówki karton soku (nawet nie wiem jakiego) opróżniłem całą jego zawartość. Przeczesałem włosy lewą ręką, bo do prawej po raz kolejny przykleił się białowłosy. Uśmiechnąłem się do niego złośliwie.
Byłem na wpół przytomny, ale jeszcze nigdy nie czułem się lepiej. Teraz wreszcie miałem okazję, aby lepiej przyjrzeć się swojemu towarzyszowi. Nie byłe wcale takie zły, powiedziałbym nawet, że ma ładną buźkę. Doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, że ta przebiegła jaszczura całkowicie mną zawładnęła, ale teraz miałem ochotę się z tego śmiać. Może ja rzeczywiście byłem naiwny...
- Vanish... - ten zniecierpliwiony ton małej dziewczynki sprowadził mnie za ziemię. - Ile mam jeszcze czekać?!
W gratisie obrzucił mnie pełnym pożądania spojrzeniem. Czym prędzej zaciągnąłem go do salonu, usiadłem na łóżku i posiadziłem na swoich kolanach. Przybliżył się do mnie tak bardzo, że w chwili obecnej stykaliśmy się czołami, a ja czułem ten szybki oddech łaskoczący mnie po twarzy.


****
Składam pierwszy, skromny pocałunek na jego ciepłych ustach. Marcell niemal natychmiast go odwzajemnia, zachęcając mnie do podjęcia bardziej śmiałych kroków. Czuję jak jego sprawne rączki gładzą mnie po plecach, leniwym tempem zjeżdżając coraz to niżej, aż w końcu spoczywają na moich biodrach. Jego usta są słodkie jak cukierki... całuje i smakuje naprawdę dobrze. Wsuwam dłonie pod materiał jego koszulki, a on uśmiecha się do mnie niewinnie. Wygląda teraz tak niesamowicie pociągająco! Obserwuje jak mój kochanek dwoma sprawnymi ruchami pozbywa się górnej części garderoby, która kończy swój majestatyczny lot gdzieś na drewnianych panelach. Tors chłopaka ociera się zmysłowo o moją klatkę piersiową, a potem delikatnie napiera na moje ciało, prosząc w ten sposób abym osunął się na łóżko. Bez cienia sprzeciwu wykonuję polecenie, ponownie wbijając się w jego miękkie wargi. Nie miałem nic przeciwko chwilowej dominacji Ferr'eo. Mruknąłem niezadowolony, kiedy oderwał się ode mnie i wręcz zaczął pożerać wzrokiem. Patrzył na mnie z podmrużonych powiek, starając się uspokoić oddech. Nieokiełznane szaleństwo znów ogarnia me rozpalone ciało... Uwielbiam wpatrywać się w te ślepia, zwłaszcza, że widziałem w nich coś znacznie więcej poza oślepiająco pięknym błękitem. Drzemała w nich nieokiełznana dzikość, która teraz prosiła o próbę jej oswojenia.
Czuję jak wilgotny język Bladego Demona przesuwa się od mojego obojczyka aż po linię szczęki, kończąc ekscytującą "wycieczkę" w postaci krótkiego całusa. Szybko oplotłem ręce wokół jego szyi, a następnie przyciągnąłem bliżej do siebie.  Ten pocałunek był bardziej czuły i zmysłowy niż pozostałe. Z początku z pozoru niewinne oddawanie pocałunków zamienia się w rozszalały taniec języków. Jeszcze chwila, a zabraknie nam tchu, ale żaden nie ma ochoty oderwać się od tego drugiego. Serce Marcella wybija szaloną melodię ekscytacji i podniecenia, a nie jesteśmy nawet w połowie. Cóż za napaleniec... Hah. Słyszę delikatny głos szepczący mi do ucha parę sprośnych żartów. Uśmiecham się nieznacznie, by po chwili poczuć te ciepłe wargi pieszczące moją skórę na karku. Cały drżę, jęcząc i cicho mrucząc jego imię. Trafił w mój najczulszy punkt... ~~~ Niegrzeczny chłopiec.
Usadawia się jeszcze wygodniej między moimi nogami, kładąc rączki na moim tyłku. Wiedziałem to czego zmierza, sposób w jaki okazywał mi swoje zniecierpliwienie był aż zbyt jasny. Oparłem głowę na jego ramieniu, wlepiając rozmarzony wzrok w głębię ciemnego pokoju. Poczułem przyjemny dreszcz przelatujący przez całe ciało, który bez przerwy powracał z coraz to większą siłą. Byłem na skraju, tak niewiele wystarczyło, aby doprowadzić mnie do istnego szaleństwa. Szybka zamiana miejsc i teraz to ja przejmowałem inicjatywę.
- A teraz spełnię twoje życzenie ~~ <3 - oznajmiłem, chichocząc niczym wygłodniała hiena.
O tak... to było to na co czekał od samego początku gdy tylko mnie zobaczył.
Udowodnię mu, że jestem najlepszy! Po wszystkim nawet nie śmie spojrzeć w kierunku innego faceta! Moje usta ledwo dotykają jego pięknego torsu, a burza czarnych włosów łaskocze jego wrażliwy brzuch, przywołując ciarki na śmiertelnie bladą skórę. Nie patrzę na niego, ale czuję jak się uśmiecha. Tylko i wyłącznie z mojego powodu...
Dochodzę do linii bioder i zatrzymuję się idealnie przy spodniach, które uniemożliwiają mi dalsze poznawanie tego stworzonego przez samego Boga boskiego ciała i zgrabnych bioder.  Szybko rozprawiam się z kłopotliwym odzieniem i zsuwam je powoli aż do linii kolan. Marcepan drży na samą myśl o tym co się wkrótce wydarzy. Patrzę rozbawiony na półnagiego kochanka, który chowa nabrzmiałą z nadmiaru emocji męskość pod cienkim materiałem różowych bokserek. Sama słodycz~~~ <3
W równie sprawnym tempie pozbywam się swojej zbędnej odzieży, zwilżając po kolei palce prawej dłoni.
- Jesteś gotowy? - zapytałem najłagodniejszym tonem, jakim tylko zdołałem.
- Do cholery, Vani! Szybciej!
Nie musiał powtarzać drugi raz. Powoli pozbawiłem chłopaka bokserek i wsunąłem pierwszy palec. Białowłosy wstrzymał oddech, z jego gardła wydobył się głośny jęk, a ciało lekko wygięło się w łuk. Śmiał się, ale wiem, że sprawiło mu to niemały ból. Nie śpieszę się, pozwalam mu się przyzwyczaić. Nie chciałem mu zrobić żadnej krzywdy, a przynajmniej na razie... Po chwili dołączyłem drugi i trzeci. Marcell wzdycha głośno, rozkosz rozsadza jego smukłe ciałko podobnie jak moje.
- Teraz... - wydyszał prawie niedosłyszalnie, ale ja doskonale wszystko słyszałem.
Wszedłem jednym, zdecydowanym ruchem, nie spuszczając wzroku z jego pięknej, zalanej czerwienią twarzy. Zerwał się z łóżka, obejmując mnie w pasie i chowając głowę w moim torsie. Zapomniałem o lubrykancie, a mimo to wszedł głęboko jak w masełko...
Cały się trząsł. Starałem się synchronizować kolejne pchnięcia do rytmu niespokojnego oddechu. Był taki ciasny i ciepły, ale jednocześnie tak niesamowicie wygodny, że nie chciałbym już nigdy z niego wychodzić. W końcu odnalazłem rytm odpowiedni dla nas obu, nadając swoim biodrom tej kociej zwinności. Moje plecy były już totalnie zorane przez paznokcie Marcella wbijającego je w moją skórę z niewiarygodną siłą. Jednak jedynym co teraz czułem było uczucie spełnienia, które niebawem miało nastąpić. Odchyliłem głowę do tyłu, mrucząc słodko niczym mały kotek. Ta magiczna chwila przed dojściem była najlepszą rzeczą na świecie. Nigdy nie sądziłem, że z facetem będzie mi lepiej niż z dziewczyną. Wykonałem ostatnie, mocne pchnięcie tym samym dochodząc w jego wnętrzu. Białowłosy scisnął dłonie w pięści starając się nie krzyczeć.
- Vanitas... - szepnął.
Jego głos drżał, ale był niesamowicie podniecający.


Marcepan?

niedziela, 1 lutego 2015

Od Leah, C.D Kael

Kiedy Kael zapytał o Michaela coś we mnie pękło, jakby gojące się strupy zostały ponownie rozdrapane... Szkoda tylko, że po tym pozostaną blizny. Mimowolnie usiadłam na kanapie z podciągniętymi do klatki piersiowej nogami i wpadłam w histerię obawiając się, że on znów mnie odnalazł, że znów należę do niego. Moja blizna na policzku zaczęła mnie niesamowicie piec, jakbym ją przed chwilką nabyła.
Kiedy chłopak podszedł z naleśnikami i zauważył w jakim jestem stanie chciał mnie przytulić, jednak ja go odepchnęłam. Byli do siebie tacy podobni, posturę, włosy mieli niemalże identyczne, a różnili się tylko oczami. Kael miał jasnoniebieskie oczka, a spojrzenie przepełnione serdecznością natomiast on piwne pozbawione jakiegokolwiek wyrazu.
- Leah... - powiedział ciepło. - Co się stało?
- P-przepraszam. - wyszeptałam niczym w transie. Było to jedno z niewielkiej liczby słów, których wolno było mi używać. Bałam się, okropnie się bałam, że znów będę cierpieć.
- Mała, spokojnie. - położył mi rękę na ramieniu chcąc dodać mi otuchy.
- Nie, proszę nie. - zadrżałam i zamknęłam oczy.
Szlochałam coraz głośniej, trzęsąc się przy tym niczym galareta. Kael umilkł, chyba niespecjalnie wiedząc jak w owej sytuacji postąpić. Ja naprawdę chciałam się uspokoić, jednak było to silniejsze ode mnie. Paniczny lęk, tylko przed czym ? Przed Michaelem? A może przed całkowitą władzą, sprawowaną nade mną ?
Teraz czarnowłosy ma mnie zapewne za jakąś opętaną, której przydałaby się seria porządnych egzorcyzmów.
"Nie, nie, nie Leah spokojnie" - zaczęłam sobie powtarzać w głowie niczym mantrę. -To NIE to miasto, on cię tu NIE znajdzie, on po prostu Nie wie gdzie jesteś.
W jednej chwili zerwałam się na równe nogi, po czym spojrzałam mu prosto w oczy i podeszłam do niego po czym się w niego wtuliłam
- ...Kael...- wyszeptałam niemalże bezgłośnie, zapewniając samą siebie, iż to on.
- Ciii... - objął mnie mocno. - To ja, spokojnie.- powiedział to jakby zwracał się do dziecka, a moje uczucie niepokoju gdzieś zniknęło. Przetarłam ręką oczy i przeczesałam włosy.
- Przepraszam. - odsunęłam się od niego i spojrzałam w podłogę. - Zapewne chcesz już iść, więc nie będę Cię trzymać.- udałam się w kierunku drzwi i je mu uchyliłam, a on złapał mnie za rękę.
- Nigdzie nie idę. Chcę wiedzieć co się stało. - powiedział stanowczo.
- Z tego co mi się wydaje rozmawialiśmy o tym wczoraj. - unikałam jego spojrzenia na wszystkie możliwe sposoby, ponieważ nim potrafił mnie rozbroić.
- Emm, szczerze niezbyt wiele pamiętam.
- To tak jak ja - przyznałam i słabo się uśmiechnęłam pod nosem.
- Jeżeli mi powiesz, to będę uważać na słowa żebym Cię ponownie nieświadomie nie skrzywdził.
- A-ale... - w sumie chłopak miał sporo racji, im szybciej będziemy mieli to za sobą tym lepiej. - usiądźmy. Jak powiedziałam tak zrobiliśmy.Denerwowałam się jakby od tego zależało moje życie. - Emm... no więc od czego by tu zacząć. Nastoletnia miłość...ym, powiedzmy, że po raz pierwszy czułam się jak w niebie. Byłam tym chłopakiem bardzo zaślepiona, a Lion kazał mi na typa uważać. Oczywiście go nie posłuchałam bo ja zawsze wiem lepiej. Był straszliwym gnojem, ale tego nie spostrzegałam. - urwałam i nabrałam powietrza do płuc, a Kael złapał mnie za rękę, był to bardzo miły gest. - Traktował mnie jak szmatę, kazał gotować, sprzątać po swoich imprezach i kolegach, obrażał mnie, jednym słowem byłam jego laską na posyłki. Nie było jednak źle, do momentu kiedy coraz mniej czasu spędzałam w domu, no bo ileż można robić za służącą ? Wówczas ograniczył mnie całkowicie, jak dziecko które dostaje szlaban na wszystko za słabe stopnie. Zabrał mi komórkę, a wychodzić wolno mi było tylko do sklepu. - z każdą chwilą zbliżałam się do punktu kulminacyjnego, a mój głos coraz bardziej się łamał.-Miarka się przebrała jak to mu nie wystarczało, sprawowanie nad moim czasem kontroli mu nie wystarczało ponieważ w domu nadal robiłam co chciałam. Narzucił mi wówczas wszystko, to jak mam się ubierać, co mam jeść i kiedy. Nie chciałam się na to zgodzić i tego dnia mnie po raz pierwszy uderzył, ze bycie nie posłuszną. -zaszlochałam.
- Jeżeli masz już dość, nie musisz kontynuować. - zapewnił i pogłaskał mnie po plecach.
- Nie, nie... Albo powiem teraz, albo nie znajdę na to sił nigdy. - przygryzłam wargę i zebrałam myśli.- Postanowiłam uciec, było to dla mnie trudne bo go kochałam. Jak zapewne się domyślasz on mnie odnalazł.- w tamtej chwili się rozkleiłam, boju za jakiego on musi mieć mnie mięczaka. - Był tak wkurwiony, że jego oczy dosłownie płonęły, a gdyby mógł to plułby jadem. Stwierdził wówczas, że już zawsze będę jego i mnie zaznaczył - urwałam po czym wskazałam na bliznę na poliku coby uniknąć nieporozumień.- przenieśliśmy się gdzieś na jakieś bezludzie. Moim pokojem była piwnica, ciemna i zimna. - opowiadając o tym miejscu widziałam je przed oczyma, przez co wydawałam się nieco nieobecna. - Nie dawał mi prawie nic jeść i pić. Zapinał mnie w kajdany żebym mu broń boże nie uciekła. Regularnie mnie bił i kaleczył co sprawiało mu mnóstwo satysfakcji, a szczególnie to gdy padałam na ziemię nieprzytomna. Naprawdę nie wiem ile tam siedziałam ale podobno leżałam nieprzytomna w szpitalu przez tydzień... - skończyłam opowieść i chciałam go przytulić mocno przytulić jednak musiałam ewentualnie uszanować to, że będzie chciał po prostu wyjść.

< Kael ? >

Od Seth'a CD Nelcy

-Przypominam sobie.-oznajmiłem z uśmiechem.-Miałem kumpla barmana, kiedyś nauczył mnie robienia paru drinków. Ale to zapewne nic w porównaniu z tym, co znasz Ty, przecież jesteś barmanką.
-Ale i tak nie wiem wszstkiego.-stwierdziła z uśmiechem.
-Ale na pewno wiesz więcej niż ja.-zaśmiałem się.
-Co powiesz na jakiegoś shota?-spytała z niewinnym uśmiechem i nie czekając na mą odpowiedź wzięła dwa małe kieliszki, wlała do obu 1/4 objętości kieliszka syropu czekoladowego, 1/2 likieru miętowego i 1/4 mleka skondensowanego. Powstały dwa nieźle wyglądające shoty. Wzięła swój kieliszek.
-After eight.-podzieliła się ze mną nazwą drinka. Sięgnąłem po mój kieliszek i wychyliłem go.
-Świetny, ale...
-Ale?
-Spijesz mnie tu i co? Jeszcze nie trafię do domu.-zaśmiałem się.
-Zawsze mógłbyś przenocować tutaj.-zaoferowała się, a na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
-Oj, chciałabyś.-zaśmiałem się kręcąc głową.
-Chciałabym.-potwierdziła, a jej uśmiech stał się wyraźniejszy.
-Niestety, ale muszę iść do siebie.-powiedziałem.
-Oo... Szkoda...-mruknęła i poprowadziła mnie do drzwi.
-Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.-przyznałem.-Ale u mnie i ja zapewniam... Atrakcje.-zaoferowałem i zaśmiałem się.
Nelcy?