niedziela, 22 lutego 2015

Od Leah C.D Kaela

Wracając do domu miałam głowę w chmurach, a myślami byłam w odległej galaktyce, musiałam sobie wszystkie na spokojnie przemyśleć... Znałam Kaela, bardzo krótko a nasze relacje pędziły z prędkością światła. To z jednej strony dobrze, ale z drugiej... Ja u licha nawet nie wiem czy my em... w ogóle jesteśmy parą, no bo konkretne pytanie nie padło, a nasze zachowanie chyba ciut przekracza granicę przyjaźni, czy tam koleżeństwa. A co jeżeli on kogoś ma, a ja robię sobie sztuczne nadzieje ? Ugh... ale ja to mam problemy, dzieciaki w Afryce nie mają co jeść a ja przejmuje się tym czy ktoś się mną interesuje czy też nie, jestem żałosna.
Kiedy szłam taka nieobecna nie patrząc przed siebie wpadłam na pewnego przechodnia, nie widziałam czemu ale w jednej chwili moja blizna zaczęła mnie niesamowicie mocno piec, a po plecach przebiegł niespokojny dreszcz. Nim zdałam sobie sprawę co właśnie się stało człowiek na którym wylądowałam zniknął.
Uczucie niepokoju nie opuszczało mnie przez resztę drogi do domu, zdawało mi się nawet iż jestem obserwowana?
Leah, nie przesadzaj znów masz jakieś urojenia, no bo u licha kto chciałby wiedzieć gdzie mieszkasz? Tych co by to mogło interesować przecież o tym wiedzą.
Ignorując swoją podświadomość ostatecznie dotarłam do mieszkania, po którym przechadzałam się bez celu raz w tą raz w tamtą, zastanawiając się czy nie powinnam była poinformować o tym wszystkim Kaela. Ale po co ? Nie, to nie istotne.
Nie mając co specjalnie ze sobą zrobić położyłam się spać. Dobrą godzinę rzucałam się z jednego boku na drugi, aż w końcu udało mi się zasnąć.
" Biegnę po ulicy i wpadam na tą samą istotę co wtedy, to mężczyzna, dość wysoki mężczyzna o znanej mi posturze... Podnoszę głowę i moje oczy napotykają ciemne spojrzenie bez żadnego wyrazu. To kim jest owy mężczyzna nie pozostawia żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości, to on. Blizna zaczyna mnie niesamowicie piec, a on złowieszczo się śmieje. Znalazł mnie, on tutaj jest"
Zerwałam się cała zgrzana i zapłakana.
- Michael - wymamrotałam niczym w transie i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej. Byłam niemalże pewna, iż na niego dziś wpadłam.
Nie trudno się domyślić jak spędziłam kolejną dobę. Nie ruszyłam się nawet o milimetr z miejsca, strach tak bardzo paraliżował moje kończyny. Jeść nie mogłam, bo było mi tak niedobrze, że sama myśl w tym kierunku powodowała mdłości.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi a ja mało nie wyszłam z siebie. W myślach błagałam, żeby to nie był on.
- Leah, jesteś tam? - usłyszałam po kilku dzwonkach.
Cho.lera, Kael.
- Tak ! Już otwieram!
W jednej chwili zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki ogarniając się jako tako, a następnie po około siedmiu minutach otworzyłam drzwi.
- Wszystko w porządku? - zmierzył mnie podejrzliwie spojrzeniem.
- yyyym, jak najlepszym. - unikałam jego spojrzenia jak mogłam, byleby nie odkrył, że kłamię.
- Mhm, to czemu nie odbierałaś ? Dzwoniłem ze trzydzieści razy. Wczoraj i dziś. - wszedł do środka.
- Miałam rozładowany telefon?  - wydukałam.
- A w takim razie czemu nie przyszłaś po pracy? - dłonią delikatnie podniósł moją buzie i spojrzał zaniepokojony.
- B-bo, byłam trochę zajęta
- Zajęta? Czym? - brnął dalej a mi kończyły się pomysły na kłamstwa.
- Ja też pracuję.
- O pokaż jakie fotki strzeliłaś. - jego mina mówiła jedno: Wiem że kłamiesz.
- Kael to nie tak. Nie mogę tego wyjaśnić. - przygryzłam nerwowo wargę.
- Widzę przecież, że coś się stało. Jesteś zdenerwowana, o ile trafnie to w ogóle nazwałem zaryzykowałbym stwierdzenie, że wystraszona.
- Zdaje Ci się -westchnęłam, wolałam aby o tym incydencie nie wiedział.
- No skoro tak... -urwał, chyba postanowił dać mi spokój, błagam aby nie pomyślał, że kogoś tu sprowadziłam, bo jeszcze poleci do tej zdziry z imprezy... Albo raczej ona do niego. Już wtedy kładła swoje łapska na nim... - Idziemy się przejść ?
- NIE ! - warknęłam niczym w mechanizmie obronnym.
- Czemu? Słońce powiedz co się dzieje?
- Nic, ale błagam nie wychodźmy. - cała się spięłam, ja wiem że on tam gdzieś jest.
- Powiedz mi... - podszedł do mnie i mnie objął.
- On tu jest. - wyszeptałam, niemalże bezgłośnie.
- Niemożliwe. On mieszka w innym Kraju. - powiedział uspokajająco. Nie wierzył mi, może i dobrze.
- Masz rację, zapewne sobie coś ubzdurałam.
- Miałaś koszmary? - pogłaskał mnie delikatnie po główce.
- Mhm.
- Widzisz, to zapewne dlatego. - mocno mnie przytulił, a ja w jego ramionach poczułam się bezpiecznie.

Kael ? ^^ C: Dajmy Michaelowi trochę czasu D: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz