środa, 11 lutego 2015

Od Vanitasa C.D Marcella

Znałem ten wyraz twarzy. Znowu mnie zaczepiał, a ja nie byłem nawet w stanie się bronić. Nie chciałem... nie miałem na to siły. Już prawie zasypiałem, kiedy z półsnu wyrwał mnie ten demoniczny głosik i dłoń klepiąca lekko mój policzek.
- Vanish. - szepnął z tym swoim chytrym uśmieszkiem. - Mogę sprawić, że będziesz miał piękne sny...
Po tym zaśmiał się wyraźnie zadowolony. Niby wszystkie szczęśliwe grymasy na jego twarzy nie różniły się zbytnio od siebie. Ja znałem je już na pamięć, wiedziałem co oznacza każdy z osobna. Nawet te prawie niezauważalne... Przez chwilę miałem wrażenie, iż znam go od bardzo dawna. Spojrzałem na Marcella z uśmiechem, ukazując szereg białych ząbków. Chętnie odpowiedziałbym mu cokolwiek, ale słowa zatrzymywały mi się w gardle, znikając bezpowrotnie w wielkiej otchłani chaotycznego umysłu. Z natury raczej nie mówiłem za dużo, jeżeli nie zaistniała taka potrzeba. Ten blady Diabeł czytał ze mnie jak w otwartej książki, widział wszystko to czego ja nie mogłem dostrzec. Coś siedziało głęboko we mnie, ale on to czuł. Widział. Obserwował, ale nigdy nie dawał po sobie poznać, że coś wie.
Przebiegła paskuda...
I pomyśleć, że znaliśmy się tylko parę godzin. Jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim. Z jednej strony chciałem uciec jak najdalej, ale z drugiej jakaś tajemnicza moc nie pozwalała mi na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Westchnąłem głośno, potem odwróciłem się do chłopaka plecami.
Wtedy to zobaczyłem...
Jakaś wielka, bordowa koopa bezczelnie się we mnie wpatrywała! Przekręcała zniekszałconą głowę to w lewo, to w prawo, jakby miało jej to pomóc w dokładniejszym przyglądnięciu się. Pomińmy szczegół, że i ja i Marcell nie mieliśmy na sobie kompletnie niczego, a nie potrzebowałem osobistego obserwatora do gejowskich filmów porno. Odruchowo zerwałem się do pozycji siedzącej, w ostatniej chwili powstrzymując się od wrzaśnięcia niczym mała dziewczynka.
- Ooo, K*rwa... - wyszeptałem ochrypłym głosem, który na końcu kompletnie ucichł.
Pomyślałem, że to zmęczenie robi mi papkę z mózgu, ale w dalszym ciągu nie mogłem powstrzymać szoku jakiego właśnie doświadczyłem. Takie niespodziewanki często fundował mi mój brat: wyskakiwał zza progu, doprowadzając mnie do częściowego zawału. Wziąłem głęboki oddech, wstrzymałem powietrze w płucach i mrużąc oczy przypatrzyłem się tajemniczej maszkarze. Przypominał spalonego na stosie człowieka, a raczej jego resztki... Wytrzeszczone, wysuszone z powodu braku powiek oczy nie pokazywały niczego, co mógłbym z nich wyraźnie odczytać. Po chwili odwrócił głowę w dziwny sposób, a następnie zniknął. Tak po prostu.
- C-co...co to było do cholery? - zapytałem, odwracając się w stronę Marcella.
Ten uśmiechnął się tylko jak gdyby nic się nie stało. Zamknął oczy, zasypiając dokładnie w 1..2..3... odpłynął.

***

Następnego dnia byłem równie wykończony jak wczorajszej nocy. Wszystko mnie bolało, a napięcie z tej pamiętnej nocy wciąż trzymało w swych objęciach, jak ciasne kajdany wrzynające się w skórę. Dźwignąłem się ospale z łóżka, ziewając przeciągle. Zorientowałem się, że moje kochanie już wstało i gdzieś sobie poszło, zostawiając mnie samego.
Bardzo niegrzecznie z jego strony...
Ubrałem się w zastraszającym tempie, poprawiłem rozbiegane na wszystkie strony włosy, po czym wyruszyłem na poszukiwanie swojej białowłosej zguby. Nie musiałem długo szukać, odnalazłem ją w kuchni. Miał na sobie taki seksowny, niebieski fartuszek w kratę, a do tego paradował bez koszulki, dzięki czemu mogłem podziwiać jego widowiskowy tatuaż ciągnący się wzdłuż całej długości kręgosłupa. Na tej bladej skórze, czarny tusz zdawał się być jeszcze ciemniejszy.Pichcił coś. Zaciekawiony spojrzałem przez ramię chłopaka. Ten obrócił się na pięcie jak mała baletnica, położył dłonie na moich policzkach i uśmiechnął się tak rozbrajająco...
- Jak się spało mojej pięknej Królewnie? - nie czekając na odpowiedź, złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
Uśmiechnąłem się wymownie, a potem spocząłem na krześle obok. Rozmyślałem przez dłuższą chwilę, obracając łyżkę kciukiem i palcem wskazującym.
- Marcell. - odezwałem się w końcu, właściciel imienia niemal natychmiast ożywił się na dźwięk mojego głosu. - Czym była ta dziwna zjawa? Czy ty też ją widziałeś?

Marcepanku / Adonisku c: ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz