sobota, 4 kwietnia 2015

Od Oskara C.D Vivienne, Megan i w pewnym sensie Aurory


- Anylane McCourtney? Nie mogę tak po prostu wyda...- zatrzymałem się w pół słowa., w jednej chwili zmieniając zdanie. Ona wie więcej niż może mi się wydawać, a jeśli to ma być jedyna sprawa, jaką muszę załatwić... - Zgoda. Będą jutro około 16:00, okej? - lekko odsunąłem od siebie dziewczynę. 
- O 14:00 i ani minuty później, radzę się nie spóźniać. Poza tym, na pana już czas. Do widzenia, miło było! - Vivienne popchnęła mnie w stronę drzwi, a po chwili przed dom, machając z szerokim uśmiechem na twarzy. Rzuciłem krótkie słowa pożegnania i ruszyłem w stronę skąd przyszedłem, czyli z jej punktu widzenia; z pola.

Resztę dnia spędziłem na badaniu miejsca zbrodni i uzupełniania różnorodnych papierów. Sprawdzono już trzy z sześciu podejrzanych gangów oraz resztę podejrzanych gości. Jedyną osobą z rodziny Powella jest jego niedołężna matka, Maria Powell, która przebywa w miejskim szpitalu i jest non-stop na prochach, więc zapewne nic się od niej nie dowiemy. Oni w ogóle utrzymywali kontakt? Zresztą, to już nieważne, skoro ona nie pamięta co robiła 10 minut temu. Cały ten czas minął dosyć szybko, zanim się zorientowałem było już po 21:00. Pora kończyć pracę na dziś i przejść się z Rufusem na spacer. Wprawdzie mógłbym go wypuścić, żeby sam poszedł, ale o tej godzinie znajdzie się nie jeden dupek, który lubi znęcać się nad zwierzętami. Lew poradziłby sobie w zależności od sytuacji, a oni to moją coraz głupsze pomysły, więc...Zresztą i tak nie chcę mi się spać.
Ułożyłem papiery, zgasiłem lampkę przy biurku i byłem gotowy do wyjścia. Jeszcze tylko kurtka, którą chwyciłem z krzesła. Kocisko, usłyszawszy lekkie zamieszanie, od razu zjawiło się pod drzwiami. Nawet nie musiałem go wołać.
Wieczór nie należał do najcieplejszych. Wiał chłodny wiatr, zagłuszany przez przejeżdżające ulicą pojazdy. Popatrzyłem w niebo, dosyć zachmurzone, ale księżyc i tak był dobrze widoczny. Oczywiście ruszyłem tą samą drogą co zawsze. Po kilkunastu minutach marszu dotarłem wraz z towarzyszem do celu. Las nocą przemienia się w zupełnie inne miejsce, może przypominać to z horrorów, lub to z baśni.
Wyjąłem z kieszeni słuchawki, które podłączyłem do telefonu. Czasem muszę ochłonąć od tego wszystkiego, odciąć się od rzeczywistości. Nie wiem czemu, ale czułem się rozdarty. W jednej chwili wszystko jest okej, w jak najlepszym porządku, a w drugiej...No, cóż. Pogłośniłem muzykę. Spacer trwał może z czterdzieści minut, później wróciłem do domu.

W nocy wyrwał mnie telefon. Dowiedziałem się o kolejnym morderstwie, tym razem na dworcu kolejowym. Dwie zbrodnie pod rząd, w nocy. Czy mogą być powiązane? Trzeba to sprawdzić. O godzinie trzeciej byłem na miejscu. Nie wierzę! Ja przybyłem tam tylko zorientować się mniej-więcej o co chodzi, a oni wcisnęli mnie do śledztwa! Kolejnego! Żeby tego było mało, mam współpracować z...Zaraz się dowiem. Chyba nieco odciąłem się na chwilę od świata, ponieważ Tom Fisher machał mi ręką przed twarzą powtarzając moje imię.
- E, co? - zamrugałem.
- To twój wspólnik. - powiedział wskazując na nieco oddaloną postać, która odwróciła się usłyszawszy swoje imię.
- Będziesz z nim współpracować. - oznajmił stanowczo owej osobie.
- Co?! - krzyknęliśmy w tym samym momencie. Toż to dziecko! Mam mieć za towarzysza w poważnym śledztwie nastolatkę? Sam jej wygląd wskazywał na to, że nie ma nawet dwudziestki. Strzeliłem facepalma, po czym się przedstawiłem, dziewczyna postąpiła tak samo. Również nie była zadowolona z naszego spotkania, okazywała to w każdy możliwy sposób. Postanowiliśmy podzielić się na czas teraźniejszy zadaniami. Megan zajęła się pomaganiem w znajdowaniu poszlak i ewentualnych świadków. Ja miałem do roboty powiadomienie i przesłuchanie rodziny, później znajomych. Tak też postąpiłem.

Około siódmej skończyłem pracę, więc poszedłem spać. Sen miałem dziwny; stałem gdzieś w tłumie. Panowało zamieszanie, wielkie zamieszanie. Pewna kobieta krzyknęła wskazując ręką na wieżowiec niedaleko. Wytężyłem wzrok, po chwili dostrzegłem wspinającą się po budynku postać...? Nie, to raczej nie był człowiek, tylko coś, co go przypominało. Nagle zmora położyła łapy na swojej klatce piersiowej i...Rozdarła ją. Po prostu ją rozdarła. Z wnętrza wydobyło się jasne światło, aż kuło w oczy. Poczułem się senny i osunąłem się na asfalt. Cisza, ciemność, spokój. Na tym skończył się mój sen. Obudziłem się kilkanaście minut przed trzynastą. Miałem pięć nieodebranych połączeń. Numer nieznany. Oddzwoniłem, oczywiście nie dzwonił nikt inny jak rozwścieczona Megan. Oznajmiła, że ma świadka, który widział kręcącą się niedaleko dworca dziewczynę. Rozmawiała przez telefon, po czym spotkała się z zamaskowanym mężczyznom. Megan dodała jeszcze, że ma pewną informacje. Zapewniłem, że będę na komisariacie za piętnaście minut. Muszę jeszcze zdobyć akta Anylane i nie zapomnieć o czternastej.

Potężne drzwi rozsunęły się na boki, ze środka budynku wyleciało zimne powietrze przepełnione zapachem metalu i różnorodnych środków czyszczących. Już na wejściu czekała na mnie wspólniczka.
- Co tak długo? Ile można czekać? - nie ma to jak cudowne powitanie. Przewróciłem oczami i zapytałem jakie ma wieści, które nie mogły tak długo czekać. Usłyszałem tą odpowiedź, co chciałem usłyszeć odkąd dowiedziałem się o drugim morderstwie. Zbrodnie są powiązane. Przeprosiłem ją na chwilę i skierowałem się po akta.
Mojemu głuchemu pukaniu długo nic nie odpowiadało. W końcu jednak usłyszałem przekręcanie zamka w drewnianych drzwiach, w których ukazała się Vivienne z szerokim uśmiechem.
-Witam ponownie, Oskarze. - przywitała się. Odpowiedziałem jej zwykłym 'dzień dobry'.
- Poczekaj chwilę, tylko wezmę płaszcz. - dziewczyna zniknęła za drzwiami, po chwili wracając. - ...Co? - nie za bardzo wiedziałem co się dzieje. - Widzę, że masz akta, a ja myślę, że wiem kto zamordował Powella. Chodź. Mam nadzieję, że zaparkowałeś niedaleko stąd, ponieważ nie chce mi się wlec długo przez to błoto. - westchnęła  i ruszyła ścieżką. W drodze do samochodu dowiedziałem się, że wskaże mi zakład mechaniczny, który prowadzi grupa przestępcza zajmująca się zarówno mechaniką, jak i mordem, a Vivienne jedzie ze mną wyłącznie dlatego, iż ma do załatwienia coś na mieście.
Zatrzymaliśmy się pod nowoczesnym budynkiem, położonym niemalże w samym centrum.
- To ja może zostanę w aucie, nie? Po co ja tam. Gdy skończysz podrzucisz mnie na pocztę. - dziewczyna ziewnęła i ostrożnie przetarła oczy, uważając aby nie rozmazać tuszu do rzęs.
- Nie wiem czy chcę cię zostawiać u mnie w samochodzie. Idziesz ze mną. - wysiadłem z samochodu. Po dłuższej chwili wywlekła się z niego również Vivienne.
Gdy ruchome drzwi już się otworzyły, dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że powinienem zadzwonić po posiłki. Zatrzymałem się niespodziewanie, na co towarzyszka posłała mi pytające spojrzenie.
- Co ty wyprawiasz?
- Muszę zadzwonić. - wyjąłem telefon z kieszeni i zacząłem wystukiwać odpowiedni numer.
- Teraz? Ci ludzie w środku już się na ciebie gapią. Daj mi ten telefon, ja zadzwonię. Co mam powiedzieć? - wyrwała mi urządzenie z ręki i przyłożyła do ucha.
- Każ wezwać posiłki w sprawie zamordowania Billa Powella na ulicę Konstantyna Piątego do zakładu mechaniki z podejrzeniem ich pracowników o morderstwa.

Vivienne? Dokończ od razu posta Aurory, bo do tego właśnie zmierzam xD

wtorek, 31 marca 2015

Od Megan

Minął już dokładnie miesiąc odkąd tu przyjechałam. Zdążyłam już znaleźć pracę. Ba! Nawet dwie! Kupiłam sobie także bardzo ładne mieszkanko na obrzeżach miasta. Mój kochany wilk jeszcze się przyzwyczaił do nowego "terenu", a za swoje osobiste pomieszczenie wybrał… szafę. Zawsze tam przesiaduje, choć śpi na łóżku. Dzisiejszego dnia obudził mnie dzwonek telefonu. Z zamkniętymi oczami wymacałam smartphone na szafce nocnej. Otworzyłam oczy i podparłam się na łokciu trzymając telefon w drugiej ręce. Spojrzałam na ekran komórki. To z pracy.. tej drugiej.. No w sensie pracy prywatnego detektywa. Przeciągnęłam w górę zieloną słuchawkę i mruknęłam wciąż zaspana:
-Halo…?
Gruby, donośny głos szefa oznajmił, że nastąpiło morderstwo. Potem dodał, gdzie morderstwo zostało popełnione, po czym rozłączył się. Odłożyłam telefon i dłonią przetarłam twarz. Zrzuciłam z siebie kołdrę prosto na Apocalypse. Wilk mruknął z zadowoleniem. Spojrzałam na okno. Wciąż było ciemno. Wzięłam do ręki telefon i sprawdziłam godzinę. Była równiusieńko 2.30. Nie, no wcześniej zadzwonić nie mogli. Z komody wzięłam jakieś ubrania i zajęłam się poranną toaletą. Z włosów, które sterczały na wszystkie strony zrobiłam roztrzepanego koka. Po całej ceremonii porannej toalety poszłam do kuchni zrobiłam sobie na szybko kanapkę i wrzuciłam ją do papierowej torby. Wróciłam do pokoju po telefon i ściągnęłam kołdrę z wilka, a kiedy ten otworzył oko gestem pokazałam, że idziemy. Wilk zeskoczył z łóżka i powlókł się do kuchni. Poszłam za nim i z lodówki wyjęłam mięso, po czym rzuciłam je wilkowi. Kiedy ten zajadał ja założyłam czarny płaszcz oraz kozaki. Schowałam telefon i wzięłam klucze, po czym zagwizdałam na wilka. Otworzyłam drzwi do mieszkania i okazało się, że pada więc szybkim ruchem wzięłam parasolkę i zamknęłam drzwi na klucz, gdy wilk wyszedł.
Gdy dotarłam na miejsce, a dokładniej na dworzec centralny roiło się od żółtych taśm oraz funkcjonariuszy policji. Jednak nikogo nie było z obywateli miasta, bo kto normalny mógłby tu być o godzinie 3? Podeszłam do jednego z funkcjonariuszy.
-Dzień dobry… co się właściwie stało?- spytałam najmilej jak potrafiłam pokazując licencję detektywa
-Niech sama pani zobaczy…- odparł podnosząc taśmę
Podeszłam pod nią, a wilk za mną.
-Przepraszam, ale psów nie możemy tam zabrać…- powiedział
-Po pierwsze to nie pies tylko wilk – powiedziałam miło na siłę – A poza tym on jest tu służbowo i to jest policja, więc czy policja nie ma psów?
Policjant mruknął coś pod nosem, a ja podeszłam tam, gdzie była cała masa funkcjonariuszy. Przepchałam się tam i zobaczyłam mężczyznę, gdzieś koło trzydziestki z nożami w skroniach i jeszcze jednym w szyi. Ludzie to dopiero mają pomysły.
-Ofiara to niejaki Hanns Moris- powiedział jeden z policjantów - Zabity około pierwszej w nocy, zgłoszenie anonimowe, wciąż próbujemy zlokalizować telefon skąd zadzwoniono
Pokiwałam głową. Apocalypse zaczął węszyć, a ja szukać jakichś drobnych szczegółów. Po chwili usłyszałam głos szefa:
-Megan!
Odwróciłam się szybko. Obok mojego szefa stał jakiś chłopak, gdzieś koło dwudziestki albo może starszy.
-Będziesz z nim współpracować- powiedział szef
-CO?!- krzyknęliśmy równo
Byłam w szoku. Ja współpracować? Z kimś? No chyba nie. Wilk podszedł do mnie i mruknął cicho. Podrapałam go za uchem nie spuszczając wzroku z chłopaka.
(Oskar? Twoja reakcja?)

poniedziałek, 30 marca 2015

Nowa członkini - Megan!

Megan | 17 lat | Wydział Antyterrorystycznych Służb Specjalnych / Prywatny Detektyw

Od Vivienne C.D Oskara

Vivienne spojrzała gdzieś w bok i westchnęła.
-I tak powiedziałam wystarczająco dużo.-Rzuciła dosyć zimno i napiła się herbaty.- A poza tym, informacje w dzisiejszych czasach to wie pan... - Potarła palce w geście pieniądza.- Cenna rzecz.-
-Cenniejsza od życia?- Mężczyzna pochylił się lekko w stronę dziewczyny i spojrzał na nią z determinacją. Ta tylko westchnęła i odstawiła kubek na miejsce.
-Znam informacje które mogą cię zainteresować, ale mam też... Klientów którzy nie lubią jak rozdaje na prawo i lewo ich sekrety, za które zapłacili.Słono.- Vivienne wstała i wyciągnęła się.
- Rozumiem że zaaresztowanie cię nie rozwiąże ci języka?- Oskar również wstał.
Vivienne uśmiechnęła się promienie.
-Czemu miałbyś aresztować dziennikarkę? Jak chcesz możesz przeszukać moje mieszkanie. I tak nic nie znajdziesz.No może to jaką bieliznę nosi nowa piosenkarka czy to kto chodzi na dzivki.- Dodała radosna.Po chwili westchnęła.
-Ale spokojnie, nie chce jednak zadzierać z służbami .-Stanęła naprzeciw niego.- Mogę się podzielić co nie co.-Lekko się uśmiechnęła i podeszła bliżej. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej.- Ale jednak, cena to cena. Mogę ci jedynie.. Obniżyć , dać promocje.- Wymruczała w uśmiechu zwycięstwa. Mężczyzna lekko się zmieszał i złapał ją za nadgarstki.
- Chce mieć dostęp do akt Anylane- Vivienne spoważniała.

Od Oskara C.D Kathrine

Zapowiadał się naprawdę cudowny dzień. Ten śpiew ptaków, ogólne szaleństwo. Jednak mimo tego, nudziło mi się. Uroki wolnych dni od pracy. Tak się na nie czeka, a gdy przychodzi co do czego, to są męczące. Tak więc postanowiłem wejść do przypadkowej kamienicy i zapukać.
Budynek w środku był rozświetlony przez witraż w dachu, który przedstawiał anioły oraz niebo. Wszedłem po schodach zakręconych do góry i zatrzymałem się dopiero na jakimś szóstym piętrze, po czym zapukałem do drzwi w odcieniu radości. Po chwili otworzyła mi dziewczyna.
-Przyszedłem panią przesłuchać.
-Przesłuchać?
-Są w domu rodzice czy przyjść później?

Kath? 

Od Oskara C.D Vivienne

Dziennikarka? Ciekawe. Dziewczyna zniknęła za rogiem, a ja usiadłem na jednym z dwóch foteli. Dom był urządzony dosyć przytulnie, a za oknem rozciągał się widok na łąkę. W oddali można było dostrzec miasto, wysokie wieżowce wystające znad potężnych drzew.
Po chwili dziewczyna wróciła wraz z dwoma kubkami parującego napoju, jeden z nich postawiła przede mną. Podziękowałem i po raz kolejny zabrałem myśli.
- Więc, co pana do mnie sprowadza? - zapytała ze stoickim spokojem .
- Jestem detektywem, prowadzę śledztwo i chciałbym się dowiedzieć co robiła pani w nocy z 26 na 27 marca w godzinach pierwsza-czwarta.
- Byłam na mieście ze znajomą. Może potwierdzić. - odpowiedziała krzyżując ręce na piersi.
- Poproszę imię i nazwisko koleżanki oraz adres zamieszkania.
- Lilly Nelson, ulica Kartonowa 56.
- Czy znasz Billy'ego Powella? - Gdy tylko wypowiedziałem jego imię, w mojej głowie pojawił się obraz mężczyzny powieszonego w starym magazynie, jednak od razu się go pozbyłem. Nie wiem czy naprawdę się skrzywiłem, czy tylko tak mi się wydawało.
- Można by tak powiedzieć. Słyszałam co nieco o nim, mianowicie: To hazardzista. Tonie w długach, a kasę pożycza od kogo się da. Jednak największe zatargi ma z gangami i grupami przestępczymi. Mogę się dowiedzieć, o co właściwie chodzi?
- Został zamordowany wczoraj w nocy, szukamy przyczyn i oprawcy. Masz jeszcze coś do powiedzenia na ten temat?

Vivienne?

niedziela, 29 marca 2015

Od Johna C.D Nivana

Odsunąłem go od siebie. Patrzyłem na niego złowrogim spojrzeniem. Chłopak odwrócił wzrok ode mnie.
- Mogłeś jakoś mnie powiadomić a nie k*rwa siedzieć cicho i gó.wno robić. - warknąłem.
- John czy ty nie rozumiesz?! - wrzasnął.
Nic nie powiedziałem. Nim się zorientowałem chłopak znowu wpił się w moje usta. Nie no zwariuje! Jednak tak mi go brakowało, że nie mogłem tak wszystkiego zniszczyć... Nie opierając się już, uległem mu. Po chwili mnie pchnął i upadłem na ziemię. Chłopak okraczył mnie i zaczął się natarczywie ocierać.
- Nie. - warknąłem.
Zepchnąłem go z siebie i wstałem.
- Nie tutaj. - powiedziałem.

Nivan?

sobota, 28 marca 2015

Od Nivana C.D Johna

Szedłem radosnym krokiem i znając moje szczęście na kogoś wpadłem. Tym kimś okazał się czerwono włosy, którego dawno nie widziałem.
- John!- pisnąłem uszczęśliwiony i zawiesiłem się mu na szyi.
- Nivan? Gdzie ty byłeś przez ten czas, co?- odsunął mnie oburzony.
- Umm...
- Nivan- jego głos był stanowczy.
- No dobra, dobra... w areszcie- westchnąłem, a on skamieniał.
- Jak to... w areszcie?
- Zawiesili mnie za handlowanie narkotykami no i... kolega wpłacił kaucję, więc wyszedłem...
- Czemu mnie nie powiadomiłeś?- odepchnął mnie.
- Bałem się.
- Niby czego?!
- Że mnie opie.przysz! Jak teraz!
- A co mam robić?! Dziękować ci?!
- Nie wiem! Najlepiej mnie teraz zostaw! Nikt przecież nie chce kogoś kto ćpa, jest dilerem, na boku hack'uje i co dwa miesiące jest w areszcie, z którego wyciąga go jakaś dupodajka!- wybuchłem i kopnąłem go w piszczel. Na jego nieszczęście miałem dziś glany (jak zawsze) i odszedłem stanowczym krokiem. Nagle poczułem jak łapie mnie za ramię i odwraca, a ja podczas tego obrotu nadstawiłem pięść i uderzyłem go w policzek- Sorry!- skoczyłem do niego- Zawsze po wyjściu z pudełka, jestem jakiś taki rozdrażniony- złapałem go za dłoń.
- Od kiedy jesteś taki silny?
- To tylko siła odśrodkowa i pęd- odsunął moją dłoń- naprawdę przepraszam! Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
- Pff- odwrócił głowę. Jego szkarłatny policzek był kolorem zbliżony do jego kłaków.
- John, przepraszam- podszedłem do niego i się przytuliłem do jego szerokiej, gorącej klatki piersiowej okrytej przez t-shirt. Ponownie fuknął. Pociągnąłem go za włosy i pocałowałem go delikatnie w usta.

(Jooohn?)

piątek, 27 marca 2015

Od Kathrine

Obudziło mnie miauczenie Meilin. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Kocica siedziała u moich stóp i głośno miauczała.
- O co chodzi? - mruknęłam jeszcze zaspana.
Meilin miauknęła jeszcze raz i pobiegła do kuchni. Chcąc nie chcąc ruszyłam za nią. Kiedy weszłam do kuchni kotka siedziała obok swojej miski i patrzyła na mnie wymownie. Westchnęłam i podeszłam do szafki z której wyjęłam karmę. Nasypałam ją do miski i wróciłam do pokoju. Spojrzałam na zegarek. 8:00. Nie było sensu się już kłaść. Szybko poszłam do łazienki, umyłam i ubrałam. Dokładnie w momencie kiedy wychodziłam z łazienki ktoś zapukał do drzwi. Prędko zarzuciłam kaptur na głowę i otworzyłam drzwi. "Następny klient" pomyślałam. Ale myliłam się. W drzwiach stał nawet przystojny facet wyglądał na 20 lat. "Ciekawe czego on chce?". Już miałam go o to zapytać kiedy sam to wyjaśnił.
- Przyszedłem panią przesłuchać... - mruknął.
W tym momencie Meilin podeszła do mnie i wskoczyła mi na ręce. Ja jednak tego nie zauważyłam. Byłam zbyt zdziwiona.
- Przesłuchać?-  Kurde. A ja znowu udaje że nie wiem o co chodzi.  W ogóle po co ja o to pytałam? A mogłam się nie odzywać.

Oskar???

czwartek, 26 marca 2015

Nowy członek - Emanuel!

Emanuel | 18 lat | Dziennikarz/ Pisarz/ Ghost Winter

Od Anylane

W kancelarii od rana panował ruch. Dziennikarze co chwilę dzwonili próbując wyciągnąć ode mnie i moich współpracowników jakiekolwiek informacje. Wszyscy pomrukiwali o sprawie Andrejeva Avasilcova, mojego klienta. Do budynku sądu najwyższego przyjechałam 30 minut wcześniej i siedząc przed drzwiami do sali rozpraw przeglądałam notatki. Parę minut później przybył postawny Rosjanin w towarzystwie swojego ochroniarza. Z nieukrywaną gracją usiadł na ławie tuż obok i podał mi kartkę.
-Nie powinienem tego Pani pokazywać - mruknął.
Szybko przeczytałam zawartość wydruku i przejrzałam dołączone zdjęcia z uniesionymi wysoko brwiami.
-Panie Avasilcov, dzięki tym danym mógłby Pan wygrać tą sprawę w parę dni... dlaczego nie podał mi Pan tego wcześniej ? - spojrzałam na mężczyznę lekko zdezorientowana.
-Nie mogę ujawniać takich rzeczy i liczę również na to samo z Pani strony
-Więc... jak niby, według Pana mam wygrać to, bez podawania tak istotnych szczegółów.
-Śledziłem Pani pracę, Pani McCourtney, od wielu miesięcy i jeśli Pani tego nie wygra to nikt inny tego nie dokona. - stwierdził z powagą w głosie. Westchnęłam cicho i przeczesałam włosy dłonią.
-Dziękuję za te miłe słowa... Zrobię co w mojej mocy
-Na to liczę - mruknął i oparł się swobodnie o ścianę
Dokładnie o 14 drzwi do sali otworzyły się i stanął przed nami mężczyzna w mundurze.
-Są Państwo proszeni - powiedział rzeczowo
Podniosłam się z ławki. Mój klient również to zrobił i trzymając w dłoniach mój żakiet pomógł mi go włożyć. Wyprostowałam się i odgarnęłam włosy
-Jeśli Pani wygra, hojnie Panią wynagrodzę, Pani McCourtney - powiedział cicho - Hojnie. - powtórzył.
Przekroczyłam próg z dumnie uniesioną głową i powoli szłam w stronę swojego stanowiska.
-The game is on... - mruknęłam z uśmiechem

~~~

Blask fleszy, miliony wykrzykiwanych pytań, wszędzie mikrofony i kamery. Tłum reporterów napierał na policjantów próbujących utorować nam drogę do wyjścia.
-Jak Pani się to udało ?!
-W czym tkwi sekret ?!
-Ile Pan Avasilcov zapłacił za Pani pracę?!
-Czy ma Pani jakieś tajne kontakty ?!
Miliardy pytań powtarzających się za każdym razem, gdy opuszczałam ten budynek. Szybkim krokiem, świadoma obecności Rosjanina oraz jego ochroniarzy wypadłam przed budynek sądu.
-Zawieść Panią do kancelarii ? - zapytał Andrejev przekrzykując dziennikarzy.
-Tak, poproszę - odpowiedziałam szybko.

Usiadłam na siedzeniu w czarnej limuzynie.
-Zawsze tak jest ? - zapytał mój klient
-Tak, zawsze gdy wygrywam oczywiście - wzruszyłam ramionami
-No dobrze, ile mnie będzie kosztowała Pani praca?
-Nie interesują mnie pieniądze, wystarczy to o czym rozmawialiśmy na początku.
-Uparta z Pani kobieta - z dezaprobatą pokręcił głową- Wybaczy Pani - wyjął telefon i zadzwonił do kogoś. - Avasilcov... tak, wygraliśmy....tak ...... Luke, przelej na konto Pani McCourtney sumę, o której rozmawialiśmy...... nie, to wszystko - rozłączył się
-Co Pan właśnie zrobił ? - zapytałam lekko zdenerwowana
-Przelałem na Pani konto kwotę....

~~~~

Późnym wieczorem w szarym dresie i ze związanymi włosami wyszłam przed apartamentowiec. Padało. Z wilkiem przy nodze ruszyłam biegiem w stronę obrzeży miasta. Po godzinie nieustannego biegu skręciłam w boczną uliczkę i wpadłam prosto na osobę w czarnej kurtce. Z lekkim pomrukiem niezadowolenia cofnęłam się i dłonią dałam znak Nirvanie, żeby nie podchodziła. Ta w oddali usiadła spokojnie przyglądając się rozwojowi wydarzeń. Zdjęłam kaptur z głowy, mierząc uważnym spojrzeniem mężczyznę, trochę wyższego ode mnie.
-Wybacz, nie zauważyłam Cię - rzuciłam dość chłodno, z zamiarem wyminięcia go.

<Jak ktoś chce, może dokończyć >

poniedziałek, 23 marca 2015

Od Vivienne C.D Oskara

Vivienne wyprostowana siedziała przed panelem. Szybko śmigała po holograficznych literach QWERTY. Kilkanaście monitorów wdzięcznie wisiało przed nią ukazując kilka ładnych scenerii. Kamery do których ma dostęp pokazywały jej wszystko co się dzieje w mieście i poza nim.
Zaczesała włosy do tyłu i westchnęła głośno. Spojrzała na video przedstawiające jej dom i ujrzała zbliżającą się postać. Pochyliła się i zmarszczyła brwi zaciekawiona. Klient czy ofiara?

Podeszła do drzwi i szybko zerknęła w tył czy ogarnęła bałagan. Jej biuro było ukryte gdzieś w podziemiach domu,głęboko pod salonem gdzieś w labiryncie korytarzy.. Jednak  salon, kuchnia, ładnie urządzone w wiejskim stylu,specjalnie aby nie wzbudzać podejrzeń. Oraz sztuczne biuro pełne książek czy dziennikarskich notatek, gazet, wycinek lub komputerów. Zarzuciła sweter na ramiona i otworzyła drzwi z uśmiechem.
-Dzień dobry. Vivienne Jack, dziennikarka!- Podała mu rękę z błyskiem białych ząbków. Mężczyzny zmierzył kobietę i również podał jej niechętnie dłoń.
-Oskar.- Rzucił.-Mogę wejść?-
-Oczywiście!- Vivienne wpuściła go do środka i zamknęła drzwi. Od razu zauważyła znajome wybrzuszenie na pasku. Ma broń.
-Rozumiem że nie jesteśmy umówieni na wywiad , więc... Może kawa, herbata ,zanim przejdziemy do nieprzyjemnych obowiązków?-
Mężczyzna bacznie obejrzał salon nawet tego nie ukrywając. Przeniósł wzrok na kobietę.
-Herbata... A później zobaczymy czy obowiązki będą nieprzyjemne..-
Vivienne kiwnęła głową i szybko ewakuowała się do kuchni. Spojrzała tylko na korytarz czy nie jest śledzona. Westchnęła i oparła się łokciami o blat.. Uzbrojony, policjant albo detektyw. Gangi jej nie tykają. Wstawiła wodę na ogień. Przegryzła wargę i zaczesała włosy do tyłu. Tyle spraw ostatnio się wydarzyło. Ale dobra, dobra, bez paniki, może tylko chce wiedzieć kto z kim się pukał ostatniej nocy. Może uda mi się coś lepszego wyhandlować?
Wyjęła dwa kubki i zwykłą czarną herbatę.

niedziela, 22 marca 2015

Od Oskara

Obudziło mnie dzwonienie telefonu. Poderwałem się z biurka i rozejrzałem po pomieszczeniu. Znów zasnąłem przy aktach niedawno zamkniętej sprawy, która nie powinna być zamknięta. Odszukałem komórkę spod sterty papierów i wcisnąłem zieloną słuchawkę. Znajomy głos poinformował mnie o podstawowych informacjach; morderstwo ze szczególnym okrucieństwem w jednym z opuszczonych magazynów przy ulicy Mikołajowej.
Jest 4:40, więc około 5:00 muszę być na miejscu. Im wcześniej, tym lepiej. Szybko się ogarnąłem, wziąłem kanapkę na drogę i czym prędzej udałem się do auta.
Wokół roiło się od niebiesko-czerwonych świateł policyjnych i żółtych taśm. Zaparkowałem i ruszyłem w stronę jednego z funkcjonariuszy.
- Dzień dobry, chciałbym się dowiedzieć co właściwie się wydarzyło. - zacząłem.
- Przepraszam, nie mogę udzielać takich informacji. - odpowiedział stanowczo nieco niższy ode mnie, szczupły mężczyzna, na co ja wyjąłem dokument uprawniający mnie do nich.
- Zamordowany został Billy Powell, około trzeciej w nocy. Zgłoszenie było anonimowe, nie zlokalizowano skąd dzwoniono.
- W jaki sposób odebrano życie ofierze? - zapytałem, ale gościu odpowiedział tylko, żebym porozmawiał z kimś, kto jest już w środku i sam się przekonał. Przeszedłem pod taśmą policyjną i po chwili znalazłem się w środku pomieszczenia. Moim oczom ukazała się jakaś masakra. Trup wisiał na środku pokoju na grubym drucie kolczastym, brzuch został rozorany, a wnętrzności rozpłynęły się po podłodze, mieszając z odchodami. Na ciele można było zauważyć liczne rany, nacięcia. Jednak dopiero po chwili zauważyłem, że tam gdzie powinny znajdować się jego nogi, są przyszyte nogi krowy, a na czole widnieje niewyraźny napis ,,Bydle''. Ręce były nienaturalnie powyginane. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Do tego ten okropny smród. Mimo tego wszystkiego, ruszyłem w głąb pomieszczenia. Policja rozstawiała znaczniki. Dowiedziałem się o co mniej-więcej się wydarzyło i jeden z dowodzących śledczych posłał mnie do handlarza informacji, który miał jedną ze swoich siedzib na środku łąki/pola.

Vivienne? 

Od Aurory C.D Christopera

Obecność nieznanego mi mężczyzny szczerze mnie zdziwiła. Starałam się jednak nie pokazywać mojego zszokowania nową osobą. Ten zakład był całkowicie pod władzą ''góry'' - czyli szefów Proxy.
Z tego też powodu niecodziennym widokiem tutaj był ''cywil''. Co za szczęście, że wszystkie kradzione samochody zostały już schowane, prócz tego cholernego Aston Martina. Cóż, zakosiliśmy go z domu ostatnio wysłanej w zaświaty ofiary.
Kiedy tak weszłam na zaplecze, dorwała mnie wściekła Berna. Ledwo co zdążyłam za sobą zamknąć drzwi.
 - Kim on do cholery jest? - spytała szybko nerwowo kartkując zeszyt.
 - Skąd ja mogę wiedzieć? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wyrywając jej ów przedmiot i sprawdzając wolny termin.
 - On chyba nie od Moiry? Bo jakby był, to miałby sztylet. - dodała Rias, która siedziała na stole w spokoju popijając kawę.
 - Więc powie mi ktoś co on tu robi? Kurva, jak nas wyda, to co zrobimy? - wtrąciła się pełna obaw Berna.
 - Nic się nie stanie, o ile będziecie zachowywać się normalnie. - warknęłam.
Po szybkim sprawdzeniu terminu, wyszłam z pomieszczenia i podeszłam do mężczyzny. Przedstawiłam wolne dni, a na jego pytanie odpowiedziałam cichym ''poniedziałek''.
Nim jednak mężczyzna zdążył cokolwiek powiedzieć, do zakładu weszła czwórka mężczyzn. Żeby tylko nie robili głupstw...
To byli szpiedzy od Moiry, z charakterystycznymi nożami przy pasie. Pewnie przyszli odebrać tego Bentleya. Rzucili rudowłosemu mężczyźnie groźne spojrzenie, a na mnie spojrzeli w sposób typowo wymowny - chyba nie chcieli się odzywać przy naszym gościu.
 - Berna Ci powie. - powiedziałam cicho.
Blondyn przytaknął i poszedł na zaplecze, do wcześniej wspomnianej pracownicy.
 - W czymś jeszcze panu pomóc? - spytałam z nadzieją że to już wszystko...


Chistopher? Dawaj, rozkręć ekszyn XD

Od Johna

Siedziałem w domu już kolejne tygodnie, a czułem jakby minął rok. Nie wiem co się dzieje z Nivan'em, jakoś tak... Przestał się odzywać, tak z dnia na dzień. Nie dzwoni, nie pisze, nie przychodzi do klubu. Coś jest nie tak? Echh... Vanessa siedzi w pokoju, wychodzi tylko do łazienki, do kuchni a tak to siedzi dniami w pokoju nic nie robiąc. Ta dzisiejsza młodzież, brak słów po prostu.
Postanowiłem wyjść na spacer, i tak nic lepszego do roboty nie miałem, więc czemu nie? Van nawet swojej szanownej du.py nie chciała ruszyć więc poszedłem sam. Pff...
Chodziłem po mieście bez żadnego celu, kiedy wróciłem do domu była cisza, kompletna. Poszedłem zobaczyć do pokoju młodszej siostry. Siedziała przed laptopem, oczywiście. Zamknąłem drzwi i poszedłem do kuchni. Przygotowałem obiad, po czym wziąłem torbę na trening siatkówki.
*
Po kilku godzinnym treningu wracałem do domu, a po drodze na kogoś wpadłem.

Ktoś? .-.

Nowy członek - Vivienne!

Vivienne | 21 lat | Diler/Handlarz informacji/ Hacker

Czy coś

Informuję wszystkich jakże szanownych obywateli bloga, aby się nieco ożywili i napisali posta, gdyż blog zamilkł na pewien czas, więc trzeba go przywrócić do życia.
                       

                               Nie dziękuję, gdyż dołączając do bloga, zobowiązaliście się do pisania postów, Oskar.

niedziela, 22 lutego 2015

Od Leah C.D Kaela

Wracając do domu miałam głowę w chmurach, a myślami byłam w odległej galaktyce, musiałam sobie wszystkie na spokojnie przemyśleć... Znałam Kaela, bardzo krótko a nasze relacje pędziły z prędkością światła. To z jednej strony dobrze, ale z drugiej... Ja u licha nawet nie wiem czy my em... w ogóle jesteśmy parą, no bo konkretne pytanie nie padło, a nasze zachowanie chyba ciut przekracza granicę przyjaźni, czy tam koleżeństwa. A co jeżeli on kogoś ma, a ja robię sobie sztuczne nadzieje ? Ugh... ale ja to mam problemy, dzieciaki w Afryce nie mają co jeść a ja przejmuje się tym czy ktoś się mną interesuje czy też nie, jestem żałosna.
Kiedy szłam taka nieobecna nie patrząc przed siebie wpadłam na pewnego przechodnia, nie widziałam czemu ale w jednej chwili moja blizna zaczęła mnie niesamowicie mocno piec, a po plecach przebiegł niespokojny dreszcz. Nim zdałam sobie sprawę co właśnie się stało człowiek na którym wylądowałam zniknął.
Uczucie niepokoju nie opuszczało mnie przez resztę drogi do domu, zdawało mi się nawet iż jestem obserwowana?
Leah, nie przesadzaj znów masz jakieś urojenia, no bo u licha kto chciałby wiedzieć gdzie mieszkasz? Tych co by to mogło interesować przecież o tym wiedzą.
Ignorując swoją podświadomość ostatecznie dotarłam do mieszkania, po którym przechadzałam się bez celu raz w tą raz w tamtą, zastanawiając się czy nie powinnam była poinformować o tym wszystkim Kaela. Ale po co ? Nie, to nie istotne.
Nie mając co specjalnie ze sobą zrobić położyłam się spać. Dobrą godzinę rzucałam się z jednego boku na drugi, aż w końcu udało mi się zasnąć.
" Biegnę po ulicy i wpadam na tą samą istotę co wtedy, to mężczyzna, dość wysoki mężczyzna o znanej mi posturze... Podnoszę głowę i moje oczy napotykają ciemne spojrzenie bez żadnego wyrazu. To kim jest owy mężczyzna nie pozostawia żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości, to on. Blizna zaczyna mnie niesamowicie piec, a on złowieszczo się śmieje. Znalazł mnie, on tutaj jest"
Zerwałam się cała zgrzana i zapłakana.
- Michael - wymamrotałam niczym w transie i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej. Byłam niemalże pewna, iż na niego dziś wpadłam.
Nie trudno się domyślić jak spędziłam kolejną dobę. Nie ruszyłam się nawet o milimetr z miejsca, strach tak bardzo paraliżował moje kończyny. Jeść nie mogłam, bo było mi tak niedobrze, że sama myśl w tym kierunku powodowała mdłości.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi a ja mało nie wyszłam z siebie. W myślach błagałam, żeby to nie był on.
- Leah, jesteś tam? - usłyszałam po kilku dzwonkach.
Cho.lera, Kael.
- Tak ! Już otwieram!
W jednej chwili zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki ogarniając się jako tako, a następnie po około siedmiu minutach otworzyłam drzwi.
- Wszystko w porządku? - zmierzył mnie podejrzliwie spojrzeniem.
- yyyym, jak najlepszym. - unikałam jego spojrzenia jak mogłam, byleby nie odkrył, że kłamię.
- Mhm, to czemu nie odbierałaś ? Dzwoniłem ze trzydzieści razy. Wczoraj i dziś. - wszedł do środka.
- Miałam rozładowany telefon?  - wydukałam.
- A w takim razie czemu nie przyszłaś po pracy? - dłonią delikatnie podniósł moją buzie i spojrzał zaniepokojony.
- B-bo, byłam trochę zajęta
- Zajęta? Czym? - brnął dalej a mi kończyły się pomysły na kłamstwa.
- Ja też pracuję.
- O pokaż jakie fotki strzeliłaś. - jego mina mówiła jedno: Wiem że kłamiesz.
- Kael to nie tak. Nie mogę tego wyjaśnić. - przygryzłam nerwowo wargę.
- Widzę przecież, że coś się stało. Jesteś zdenerwowana, o ile trafnie to w ogóle nazwałem zaryzykowałbym stwierdzenie, że wystraszona.
- Zdaje Ci się -westchnęłam, wolałam aby o tym incydencie nie wiedział.
- No skoro tak... -urwał, chyba postanowił dać mi spokój, błagam aby nie pomyślał, że kogoś tu sprowadziłam, bo jeszcze poleci do tej zdziry z imprezy... Albo raczej ona do niego. Już wtedy kładła swoje łapska na nim... - Idziemy się przejść ?
- NIE ! - warknęłam niczym w mechanizmie obronnym.
- Czemu? Słońce powiedz co się dzieje?
- Nic, ale błagam nie wychodźmy. - cała się spięłam, ja wiem że on tam gdzieś jest.
- Powiedz mi... - podszedł do mnie i mnie objął.
- On tu jest. - wyszeptałam, niemalże bezgłośnie.
- Niemożliwe. On mieszka w innym Kraju. - powiedział uspokajająco. Nie wierzył mi, może i dobrze.
- Masz rację, zapewne sobie coś ubzdurałam.
- Miałaś koszmary? - pogłaskał mnie delikatnie po główce.
- Mhm.
- Widzisz, to zapewne dlatego. - mocno mnie przytulił, a ja w jego ramionach poczułam się bezpiecznie.

Kael ? ^^ C: Dajmy Michaelowi trochę czasu D: 

wtorek, 17 lutego 2015

Od Nelly

I tak wreszcie koniec z tym bagnem. Już od dawna wiedziałam, że musze zakończyć życie złodzieja. Hmm... może dorosłam do tak wielkich zmian. Nie napewno nie po prostu znudziło mi się ciągłe uciekanie. Ucieczka była jak moje drugie imię. Uciekałam przed policją, uciekałam przed wrogami, których miałam pełno. A przedewszystkim uciekałam od wspomień. To była moja ostatnia ucieczka lecz tym razem uciekłam przes samą sobą. Obiecałam sobie, że stane się inną osobą i naprawde się staram. Nawet prubowałam zmienić swój jakże podły charakter ale on jest częścią mnie nie mogę tak nagle stać się miła. Chce osiągnąć pięć cech, które zawsze wpajała mi matka. Prawdomówność- to opanowałam, odwaga- w 100%, inteligencja- opanowana, bezinteresowność i życzliwość i tych dwuch cech nadal się ucze ale osiągam postępy odeszłam. Trafiłam do innego miasta nawet nie śniłam, że takie cudo zaobacze. Oczywiście zostałam miasto było cudne poprostu zakochałam się w nim. Zamieszkałam w mieszkaniu w bloku. Po pierwsze nigdy nie myślałam,że będę miała własne mieszkanie i to nie byle jakie. Mieszkanie pełen wypas normalnie apartemt. Skóra, plazma wszystko czego dusza zapragnie. I to jest życie w pełnym luksusie na, który nigdy nie mogłam sobie pozwolić. I co najważniejsze zdobyłam posade jako zwiadowca. Normalnie w głowie się nie mieści, że ja Nelly Olson zaczełam uczciwą prace. Takie zadanie mi odpowiada bo nie lubie siedzieć w miejscu a więc to coś dla mnie. Nawet teraz w tym pełny lulsusie czuje, że się dusze. Najlepiej czuje się na świeżym powietrzu. Więc zebrałam się szybko, prysznic, makijaż te sprawy i wyszłam ze swojego małego pałacyku. Chodziłam ulicami tego ślicznego, bogatego miasta. Mijałam nie znajomych ludzi którzy wyglądali ja milion dolców. Przecież tych idiotów tak pięknie można było by okraść. Nie wiem czemu nadal myśle jak tu kogoś okraść może taki nawyk tak szybko nie minie przeciesz wszczepiałam go sobie przez 8lat. Ludzie bacznie mnie obserwowali może moje myśli były aż tak głośne, że usłyszeli iż chce ich okraść. Poprawka tylko oceniam ich wartość. Nagle naszła mnie ogromna ochota na spożycie dużej ilości alkoholu. Nie znałam miasta ale bary czuje na odległość. Weszłam do pobliskiego gdzie stałam się okazem niczym w zoo... Do okoła siedzieli przeważnie same osobniki płci przeciwnej. Nie gdy by się zastanowić to było tam pare panienek po prostu jestem jak najbardziej hetero co spowodowało, że zauważyłam tylko facetów. Podeszłam do baru i zamówiłam sobie drinka...

<ktoś?>

Nowy mieszkaniec - Nelly!

Nelly | 18 lat | Zwiadowca

niedziela, 15 lutego 2015

Od Johna C.D Nivana

Spojrzałem z uśmieszkiem na Nivan', przewróciłem oczami i ponownie zacisnąłem palce na jego przyrodzeniu. Chłopak lekko wygiął się w łuk. Zacząłem zsuwać jego bokserki. A jednak było inaczej, zdarłem je z niego. Nivan opadł ponownie na łóżko. Przeniosłem się na jego usta, wpiłem się w nie łapczywie, potem zsunąłem się do obojczyków i przygryzłem lekko. Nivan jęknął, dłoń zsunąłem do jego członka. Przejechałem po nim dłonią kilkakrotnie. Chłopak odchylił głowę do tyłu i przygryzł usta.
- Spokojnie, nikt nas nie obserwuje. - mruknąłem.
Zjechałem do jego podbrzusza i zostawiłem mokrą długą linię aż do jego klatki piersiowej, po chwili zszedłem na dół, jego członek stał jak na baczność. Złapałem go i włożyłem do ust. Jeździłem po nim dłonią, na co Nivan cicho jęczał. W pewnym momencie chłopak doszedł, uśmiechnąłem się szeroko. Wyjąłem jego członka z ust i przełknąłem to co miałem w ustach. Oblizałem wargi, Nivan lekko się podniósł i złapał mnie za włosy.
- Rudy... - mruknął mi do ucha.
Poczułem jak jego dłoń zmierza ku moim bokserkom, poczułem lekkie wypuklenie w bokserkach. Zaśmiałem się. Nivan zsunął ze mnie boskerki. Przewrócił nas tak, że teraz to ja byłem pod nim.
- Obiecałem to będzie... Tym razem ja Cię przelece. - mruknął i wpił się w moje usta i powoli zsuwał się w dół.

Nivan? XDD

Od Nivana C.D Johna

Byłem już na stawianiu rury i wszedł wtedy John. Postawił chipsy, colę, paluszki i Whisky na stole. Podszedł do mnie, złapał mnie za podbródek i pocałował namiętnie. Wziął torbę i poszedł do łazienki. Skończyłem już rozstawiać rurę, więc wskoczyłem na nią, aby zobaczyć, czy wytrzyma. Zacząłem się na niej kręcić i gibać.
- Myślałem, że to ja mam Ci dać pokaz...- usłyszałem John'a.
- Ja tu dbam o twoje bezpieczeństwo!- fuknąłem zeskakując z rury.
- No dobrze, dobrze...- podszedł do mnie i pchnął mnie na kanapę. Na dworze było już ciemno, John zgasił światło i zapalił jakąś czerwoną lampkę. Po kilku minutach grała już muzyka, a on okręcał się na rurze. Co jakiś czas do mnie podchodził i kazał ściągać kolejne części ubioru, aż został w bokserkach. Ruszał tą dupą na lewo i prawo.
- Kusisz!- zacząłem się śmiać, a on usiadł na mnie okrakiem.
- Kuszę...- poruszył biodrami i obdarował mnie zmysłowym pocałunkiem. Ocierał się o mnie coraz agresywniej i częściej. Po pół godzinie znalazłem się pod nim. Powoli mnie rozbierał i całował każdy nowo odkryty skrawek ciała. Czułem jego rozgrzane usta, które błądziły po mojej skórze, a długie palce mnie łaskoczą. Pozbył się już mojej koszulki, a kiedy przywarł do mnie czułem coraz większe podniecenie. Wsunąłem dłoń pod jego bokserki i złapałem go za pośladek na co zajęczał mi do ucha. Pocałowałem go i wkradłem się językiem do jego ust. Zaczął zsuwać mi spodnie. Odsunął się ode mnie i prawie je ze mnie zerwał. Jak szalony zaczął dobierać się do moich gaci.
- Spokojnie...- wysapałem i odchyliłem głowę, bo John zaczął zaciskać palce na moim przyrodzeniu.

John? Na szybko xD

sobota, 14 lutego 2015

Od Olivii CD Liona

Cały czas myślałam o tym, co powiedział mi Lion. Każde przywołanie tych słów powodowało lekkie ukłucie po lewej stronie klatki piersiowej. Nie wiem czemu, ale coś dziwnego nieodparcie mnie do niego ciągnęło. Ale jeśli to co mówił było prawdą? W swoim życiu popełniłam tyle błędów, że następny prawdopodobnie nie zrobiłby mi różnicy. Ostatecznie mógłby się stać jednym z wielu gwoździ do mej trumny. Którą ja sama, na własne życzenie sobie szykowałam. Żyje się raz, a dopóki żyję mam nadzieję. Bo ona jest jedyną prawdziwą magią.
***
Gdy wstałam było koło dziesiątej. Wygoniłam Fatum na taras nad mym mieszkaniem i rzuciłam jej kawałek mięsa do zjedzenia. Usiadłam na kuchennym parapecie i zaczęłam zastanawiać się, co przygotować na wizytę Liona. W końcu zadecydowałam o zrobieniu spaghetti z sosem mojej roboty. Na deser postanowiłam podać upieczoną przeze mnie szarlotkę z lodami. Wyszłam do sklepu po niezbędne składniki, a gdy wróciłam i byłam na półmetku przygotowań była pierwsza. Spaghetti było gotowe, a ciasto na szarlotkę wykładałam kawałkami jabłek. Przykryłam je podłużnymi paskami ciasta i odstawiłam na bok. Poszłam do garderoby. Wyciągnęłam z szafy malą czarną z lekko prześwitującymi wstawkami po bokach, koronkową bieliznę i czarne szpilki. Przeszłam do łazienki, gdzie przebrałam się w wybranie ubrania, lekko zakręciłam włosy przy pomocy lokówki i zrobiłam sobie lekki makijaż. Założyłam szpilki i przeszłam do kuchni. Włożyłam szarlotkę do rozgrzanego już piekarnika i zaczęłam nakrywać do stołu. Akurat gdy wszystko było gotowe zjawił się Lion. Z uśmiechem poszłam mu otworzyć.
-Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek.-powiedział, gdy tylko otworzyłam drzwi. Stał ze wzrokiem wbitym w buty, a w rękach trzymał pluszowego misia i  bukiet róż. W końcu podniósł wzrok na mnie. Otaksował mnie z lekkim uśmiechem. Ja także się uśmiechnęłam. Wpuściłam go do środka, zamknęłam drzwi i odwróciłam się do niego.
-Dziękuję.-powiedziałam przyjmując od niego prezenty i całując go delikatnie w policzek. Odłożyłam misia na szafkę w przedpokoju, zaprowadziłam Liona do jadalni połączonej z salonem, a z drugiej strony z kuchnią i poszłam wstawić kwiaty do wazonu. Gdy to zrobiłam zabrałam ze stołu talerze i poszlam z nimi do kuchni, gdzie nałożyłam na nie makaron i sos. Posypałam to jeszcze startym serem i zaniosłam na stół. Nalałam jeszcze nam obojgu po lampce wina i usiadłam na mym miejscu.
-Smacznego.-powiedziałam i przystąpiłam do konsumpcji.
-Było pyszne.-stwierdził mój gość, gdy skończyliśmy. Skłoniłam się lekko i zaczęłam sprzątać ze stołu. Lion chciał mi pomóc, jednak kazałam mu siedzieć na miejscu. Wsadziłam brudne talerze i sztućce do zmywarki, wyjęłam z szafki talerzyki deserowe i widelczyki do ciasta. Wyjęłam z piecyka gotową już szarlotkę, wyłożyłam na talerzyki duże kawałki, a obok nich po dużej kulce lodów waniliowych i śmietankowych. Wzięłam deser i postawiłam go przede mną i przed Lionem. Usiadłam i zaczęłam jeść.
-Wspaniałe. Na prawdę świetne.-powiedział Lionell gdy skończyliśmy. Uśmiechnęłam się szeroko, zebrałam talerzyki, zaniosłam je do kuchni i włożyłam do zmywarki. Stanęłam w przejściu do jadalni.
-Mam nadzieję że pozwolisz mi na chwilę zniknąć?-spytałam.
-Oczywiście. Bylebyś szybko wróciła.-odparł mój gość z uśmiechem. Przeszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro, po raz kolejny upewniając się w myślach  czy to aby dobra decyzja. Odetchnęłam głęboko i zamknęłam oczy.
Wróciłam szybko, bardzo szybko. W prawej ręce trzymałam zdjętą sukienkę. W tej chwili miałam na sobie już tylko koronkową bieliznę i szpilki.
-Lion...-zawolała stając w przejściu do jadalni. Jego oczy zwróciły się na mnie. Gdy nasze spojrzenia się spotkały oboje wiedzieliśmy, że chcemy tego samego. Upuściłam sukienkę na podłogę i podeszłam do niego. Stanęłam za nim i położyłam mu dłonie na ramionach. Nachyliłam się i szepnęłam-Pójdziesz ze mną...?
Lion? C": Tak, tak, najbliżej jest stół xd

Od Lion'a cd Olivii

Ta dziewczyna była niesamowicie upartą osóbką, która nie chciała dać sobie pomóc, pomimo dokładanych przezemnie starań Olivia nadal była roztrzęsiona. Domyślałem się co czuła, na pewno nie było to dla niej łatwe. Wiem jak długo dochodziła do siebie Leah po tym wszystkim, a jeszcze nie do końca wydobrzała. Choć ciągle mówi mi, że jest dobrze, że daje sobie świetnie radę to ja doskonale wiem, iż tak nie jest. Dałbym sobie rękę uciąć, że z niebieskowłosą jest podobnie. Same gnoje na tym świecie.
Nie mogłem pozwolić jej, żeby sobie poszła, bo co jak znów ją znajdzie? Ty, razem nie miał z tym chyba większego problemu więc czemu miałby go mieć teraz?
Nie chcę nawet myśleć co on mogłby jej zrobić.
Oliwia straszliwie nalegała abym ją zostawił i dał jej spokój, ale czy do niej nie może wreszcie dotrzeć, iż tego tak nie zostawię?
Kiedy chciała wyjść złapałem ją za rękę. Słowo daję nie sądziłem, iż późniejsze zdarzenia mogą mieć w ogóle miejsce. Całowaliśmy się namiętnie, wyglądało to zupełnie inaczej niż w lokalu. ponieważ oboje robiliśmy to dobrowolnie z nie przymuszonej woli.
Jej gorące usta niesamowicie mnie rozpalały, a przyśpieszony oddech jeszcze bardziej nakręcał. Wplotłem palce w jej aksamitne włosy i zatraciłem się w pocałunku. Mało brakło a puściłbym wszystkie hamulce, a wówczas dziewczyna po przejściach raczej nie chciałaby mnie znać.
W jednej chwili się od niej oderwałem i przeczesałem nerwowo włosy. Nie było to dla mnie łatwe, ale formalności są nieco ważniejsze niż pożądanie. Kiedy ochłonąłem, uniosłem wzrok i napotkałem jej zakłopotane, może nawet odrobinę zawiedzione spojrzenie. Miałem wówczas ochotę chrzanić wszystko i ponownie skupić całą moją uwagę na niej.
- Trzymaj się odemnie z daleka. - mruknąłem. Olivia w odpowiedzi uniosła ze zdumieniem brwi. - Nie jestem facetem dla Ciebie.
- Ah, tak.? -oburzyła się. - To Ty mnie tu zatrzymałeś.
- Nic nie rozumiesz... - westchnąłem. Nie chcę Cię po prostu kobieto skrzywdzić, czy to tak trudno pojąć ?
- To Ty nic nie rozumiesz! - warknęła, a jej oczy się zaszkliły. - I to ja lepiej wiem co jest dla mnie odpowiednie a co nie !
- Olivia - złapałem ją za rekę, a ona chciała mi się wyrwać. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. - Ciii...
Pogłaskałem ją delikatnie po głowie, a kiedy się już uspokoiła potargałem jej włosy, żeby puścić tamtą sprawę w zapomnienie. Oczywiście, tak jak się spodziewałem ona zrobiła to samo i tak zaczęliśmy się przedrzeźniać. A to ona mnie sturchnęła łokciem, a to ja ją. Gorzej niż małe dzieci.
Po godzinie naszych wygłupów zadzwonił Jason, że jest jakaś sprawa do załatwienia i mam zjawić się za trzydzieści minut. Nie chciał wyjaśnic o co chodzi, a więc ja nie nalegałem. Cóż, jak mus to mus.
- Będę musiał się zbierać. - oznajmiłem.
- Czemu?
- Problem w tym, że nie wiem... - lekko się skrzywiłem. - Który dziś mamy?
- 13 lutego. - rzuciła zerkając na kalendarz. - Jutro Walentynki. - uśmiechnęła się ciepło.
- To jest to święto "zakochanych" ?
- Jak to, nie wiesz? - zdumiła się.
- Nie obchodzę takich rzeczy. Kwiaty, róże i serduszka nie w mojej bajce i nie dla mojej księżniczki. - wstałem i lekko się przyciągnąłem, po czym odprowadziłem ją do domu upewniając się 500 razy czy na pewno wszystko dobrze.
***
Wieczorem po naszej zmianie dziewczyna zaproponowała bym do niej jutro wpadł, cóż odmówić nie mogłem za bardzo ją lubiłem, jednak postanowiłem utrzymać większy dystans niż poprzednio... Po powrocie do domu zupełnie nie widziałem co powinienem zrobić... Skoro jutro to święto...
Nie spałem pół nocy rozmyślając nad tym wszystkim.
Nazajutrz ubrałem się w jakieś czyste jeansy i jakąś ładną koszulkę po czym udałem się na spacer po kwiaciarniach szukając czegoś wyjątkowego.
Nim się obejrzałem była 14, a więc szybkim krokiem udałem się do dziewczyny z drobnym upominkiem.
- Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek ? - powiedziałem szczerze kiedy tylko pojawiła się w drzwiach. Nie wiem jakie składa się życzenia...

< Olivia? >

piątek, 13 lutego 2015

Od Johna C.D Vanessy

Spojrzałem na nich. Wywróciłem oczami.
- No zobaczymy. - powiedziałem. - Szkód za was nie zapłacę. 
Nivan i Vanessa tylko wywrócili oczami. Wstałem z kanapy i poszedłem do kuchni. Usiadłem sobie na blacie kuchennym i patrzyłem w sufit, nogami uderzyłem o dolne szafki. Nudziło mi się. Wstałem i poszedłem do swojego pokoju, wziąłem torbę i spakowałem do niej strój sportowy i jeszcze buty. Wyszedłem z pokoju. Poszedłem na korytarz i założyłem białe air force. 
- Gdzie się wybierasz? - usłyszałem głos Nivan'a.
- Na trening siatkówki. - odparłem.
Chłopak na mnie spojrzał.
- Musisz iść? - usłyszałem piskliwy głos siostry.
Tylko przytaknąłem twierdząco głową, założyłem kurtkę, wziąłem torbę i opuściłem dom od tak.
*
Po trening wróciłem do domu, cisza. Jednak po chwili usłyszałem jakieś śmiechy. Odpuściłem sobie. Poszedłem do swojej sypialni, wziąłem czyste rzeczy i podreptałem do łazienki. 
Wziąłem szybki zimy prysznic, po czym wytarłem ciało i założyłem czyste rzeczy. Wyszedłem z łazienki i oczywiście co zastałem? Vanessę, która szła z kuchni do pokoju z chipsami. Westchnąłem tylko, odpuściłem sobie i poszedłem do sypialni. Pierd*lnąłem się na łóżko, przewróciłem się na plecy, wziąłem poduszkę i przyłożyłem sobie do twarzy.

<Vanessa?>

Od Vanessy C.D Johna

Wyszłam z pokoju, bo chciałam powiedzieć John'owi, że chcę pójść jutro do sklepu. Zastałam go w niecodziennej pozie, która dość mnie rozbawiła. 
- Jak chcecie się ru.chać to idź do Nivan'a...- zachichotałam.
- Van! Jak ty się wyrażasz?!
- No co... jutro idziemy do galerii handlowej...
- Po co...
- Muszę sobie kupić nowe ciuchy...- fuknęłam i wyszłam. 
- Vanessa!
- Tak?!
- Nie możesz się tak odzywać!
- Czemu...- wróciłam z wrednym uśmiechem i stanęłam przed nim.
- Bo Ci Bozia język upi*rdoli...- zarechotał Nivan, a John trzepnął go w łeb.
- Czego jej uczysz, idioto?!
- E tam... musi nauczyć się przeżyć...- rozłożył się na kanapie.- Młoda, dobrze zaczynasz...- wystawił pięść, a ja przybiłam mu żółwika.
- Nivan!- John pociągnął go za włosy.
- Auuu!
Chłopcy zaczęli się przekomarzać. 
- Van, ja Cię jutro zabiorę!- pisnął czarnowłosy.
- Ty chyba śnisz! Zgubisz ją po pięciu minutach!
- Idę z Nivan'em!- wskoczyłam mu na kolana i pstryknęłam John'a w nos.
- Rozwalicie sklep...
- Jasne, jasne...

(.-.)

Od Johna C,D Nivana

Uśmiechnąłem się i złapałem Nivan'a za tyłek. Chłopak podskoczył i oplótł nogi wokół mojego pasa. Rękoma oplótł moją szyję. Łapczywie wpił się w moje usta. Odwzajemniłem pocałunek, zacząłem powoli iść w stronę salonu, nie odrywałem się od ust Nivan'a. Po prostu ósmy cud świata. Dotarłem do salonu, usiadłem na kanapie, zepchnąłem z siebie chłopaka. Wstałem z kanapy. 
- Co ty robisz? - spytał.
- Ubieram się. - odparłem.
Wstał i do mnie podszedł.
- A po co? - dopytywał się.
- W końcu chcesz zobaczyć prywatny stri.ptiz czy nie? 
Zrobił wielkie oczy, teraz się świeciły jak jakieś brylanty. Pokiwał twierdząco głową. Założył swoje glany i wyszedł przede mną, założyłem szybko buty i krzyknąłem:
- Vanessa idę do Nivan'a jak coś będziesz chciała to zadzwoń... 
Wyszła z pokoju. 
- Z czego niby? 
- Nie wiem od sąsiadki możesz. - powiedziałem. 
Podbiegła do mnie i się przytuliła. Objąłem ją i pocałowałem w czubek głowy. 
- Nie długo wrócę. - powiedziałem.
Odsunęła się i spojrzała na Nivan'a. Pomachała mu i poszła do swojego pokoju. Wyszedłem z domu, zakluczyłem drzwi i podszedłem do chłopaka. Ruszyliśmy w stronę jego domu...
*
Nim tam dotarliśmy trochę minęło. Weszliśmy na klatkę, chłopak wbiegł i od-kluczył drzwi. Pobiegłem do góry, wbiegłem do jego mieszkania. Zdjąłem buty. Chłopak już siedział w sypialni? No nie ważne. Zaczął składać rurę.
- Nivan złota rączka? - spytałem stając w progu drzwiach.
Pokiwał twierdząco głową. Poszedłem do kuchni zrobić coś do jedzenia.

<Nivan? ^.^ >

Od Johna C.D Vanessa

Chciałem iść zobaczyć co Vanessa robi, ale Nivan mnie zatrzymał pocałunkiem. No w końcu co do czego przychodzi to nieźle się całuje. Uśmiechnąłem się, a kiedy chłopaka coś rozproszyło pewnie śmieciara przyjechała, korzystając z okazji pobiegłem do pokoju Vanessy. Otworzyłem drzwi, jadła lody i coś przeglądała na moim laptopie. Zamknąłem drzwi. Odwróciłem się, a do moich ust jakaś "pijawka" się przyczepiła, oczywiście że był to Nivan. Odwzajemniłem pocałunek, a kiedy oderwałem się od jego ust oberwałem w łeb.
- No wiesz ty co?! Jak mogłeś mnie zostawić tam w kuchni?! - wrzeszczał.
Przyłożyłem rękę do jego ust i zacząłem lekko go pchać w stronę salonu. Pchnąłem go na kanapę, usiadłem obok niego i wziąłem pilota. Włączyłem telewizję na pierwszym lepszym programie. Jednak po chwili straciłem pilota. Nivan mi go wyrwał i gdzieś schował. Okraczył mnie, a ja położyłem ręce na jego biodrach. Chłopak zaczął się natarczywie ocierać o moje krocze. Uśmiechnąłem się i odchyliłem głowę do tyłu. Po chwili jednak Nivan przestał i szybko usiadł obok mnie. Popatrzyłem na niego pytająco. Głową wskazał drzwi Vanessy, a ona w nich stała i patrzyła w naszym kierunku.

Vanessa? xd

Od Nivana C.D Johna

- Gó.wniara z niej...- warknąłem tuląc twarz do jego czerwonych kudłów.
- Ta...- odsunąłem się od niego i usiadłem na krześle. Nagle w progu drzwi znalazła się zapłakana Van. Przekręciłem głowę i wstałem. Podszedłem do niej i kucnąłem.
- Przepraszam...- wyszeptała i przytuliła się do mnie.- To Fiamma...
- Uciekł...?- spytałem głaszcząc ją po włosach.
- Nie...- nagle John stał koło nas.- Prędzej w nią wszedł i zachciało mu się nabroić, tak...?- dziewczyna po chwili kiwnęła głową.
- My się pokłóciliśmy...
- O co?
- Znów o jakąś nieistotną pierdołę...- wychlipiała.
- Znów...?- Rudy był zdziwiony.
- Jakoś od twojego odejścia... nie możemy się dogadać...- odsunęła się i wyszła.
- Biedna...- podniosłem się i spojrzałem na John'a, a on pokiwał głową.- Aha rura doszła i już ją wypakowałem...
- Gdzie jest?- wyprężył się.
- U mnie w domu... po próbie po nią poszedłem...- zbliżyłem się do niego i pocałowałem.

(^^ )

czwartek, 12 lutego 2015

Od Vanessy C.D Johna

John przygotował Fiammie klatkę. Nivan zabandażował mu skrzydło, a ja przeniosłam go do metalowego zamknięcia.
- Dziękuję...- wyszeptałam i przytuliłam się do brata. 
- Proszę...- pogłaskał mnie po głowie. Odsunęłam się, a on wyszedł. Po kilku minutach poszłam do kuchni po coś dla mnie i Fiammy, a tam zastałam Nivan'a, który siedział na blacie i John'a, który opierał ręce po jego obu bokach. Całowali się. Wyglądało to dość słodko i rozczulająco. Zaakceptowałam orientację mojego brata i polubiłam Nivan'a, więc... 
- Van...- nagle czarnowłosy wyszeptał między pocałunkami.
- Nie przeszkadzajcie sobie...- podeszłam do lodówki i wyjęłam sok, owoce i jakieś lody.
- Tylko nie przesadź z lodami!- zawołał John gdy opuściłam kuchnię. Gdy weszłam do pokoju wzięłam laptop John'a. Zaczęłam przeglądać internet.

(John?)

Od Johna C.D Nivana

Wróciłem do domu, miałem nadzieję że w końcu odpocznę od pracy. A tu co? Wybite okno, po prostu syf... Zacisnąłem dłonie w pięści. Spojrzałem na Nivan'a, siedział a raczej leżał skulony na kanapie. Położyłem torbę na podłogę, zakluczyłem za sobą drzwi i zdjąłem buty oraz kurtkę. Rozluźniłem dłonie i zacząłem iść w stronę chłopaka. Zatrzymałem się przed kanapą i przykucnąłem. 
- Czyżby Vanessa? - spytałem spokojnym głosem. 
Nic nie odpowiedział. Widocznie to ona.
- Tak jak myślałem... - mruknąłem pod nosem. - Wyszedłeś na próbę czy co? 
Pokiwał twierdząco głową. 
- Mogłem Cię ostrzec, że wtedy coś się stanie... - westchnąłem. - Ale to już moja wina. 
Chłopak usiadł na kanapie, podkulił nogi pod siebie i je oplótł rękoma. Przejechałem dłonią po jego włosach i wstałem. Zacząłem iść w stronę pokoju siostry. Otworzyłem je i oberwałem z poduszki. Spiorunowałem młodą spojrzeniem.
- Znowu wybiłaś okno? - spytałem. 
- Może tak... Może nie... - odparła z szarmanckim uśmiechem.
- K*rwa Vanessa gadaj, zrobiłaś to czy nie?! - z każdym słowem czułem a raczej słyszałem jak mój głos się bardziej unosi.
Dziewczyna na mnie patrzyła z lekkim przerażeniem w oczach. Nic nie powiedziała, pokiwała głową i rzuciła się na łóżko. Podszedłem do jej łóżka.
- Van... 
- Zostaw mnie! - wrzasnęła.
- Nie. - odparłem. - Przepraszam, ale chciałem wiedzieć czy to ty... 
Nic nie odpowiedziała. Wstałem i wyszedłem z jej pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi. Usiadłem na kanapie tuż obok Nivan'a. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Objąłem go ramieniem i przyciągnąłem do siebie. Rozczochrałem mu włosy i się zaśmiałem.
- John!- warknął.
- Też Cię kocham. - powiedziałem i wstałem. 
Ruszyłem do kuchni. Zrobiłem sobie kanapkę, a po chwili poczułem jak ktoś się przytula do moich pleców.

Nivan? ;p

Od Nivana C.D Johna

Zostałem z młodą. Nagle zadzwonił mój telefon. Odebrałem i okazało się, że to Kitka (dziewczyna z kapeli).
- K*rwa!- wrzasnąłem i schowałem komórkę do kieszeni.
- Co jest?- spytała.
- Mam próbę... a powinienem Cię chyba pilnować...
- Idź...
- Zostawić Cię?
- No...
Wzruszyłem ramionami i poszedłem po kurtkę. Ubrałem ją i wskoczyłem w glany.
- Dobra ja idę, młoda pilnuj się...
- Mam Fiammę...- wskazała na ptaka w klatce.
- Spoko, ja idę, bo się spóźnię...- wybiegłem z domu i czym prędzej ruszyłem do centrum.

_____


Wróciłem przed John'em i pierwsze co zobaczyłem to... rozbite okno w salonie i lustro.

- VAN!- wrzasnąłem i złapałem się za głowę.
- To nie ja!
- A kto?!
- No...
- Jezus Maria, John mnie zabije, no zabije na miejscu, zakopie, odkopie, znów zabije i znów zakopie... a potem utopi...- pisnąłem i zacząłem zbierać szkło z podłogi.
- Ale jak on to niby...
- Vanessa cicho! Pomagaj mi!
- Nie!- zwiała do pokoju.
- Gówniara!- wrzasnąłem.- K*rwa, k*rwa, k*rwa... no on mnie przecież zabije... no zabije mnie!- wyrzuciłem szkło do kubła w kuchni i usiadłem na kanapie.- No zabije! A szkoda, bo rura przyszła... nie pooglądam go przed śmiercią...- zacząłem się śmiać i szlochać. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi... już po mnie... przeżegnałem się i westchnąłem, a potem skuliłem się i czekałem na opierd.ol.

(John? >.<)

środa, 11 lutego 2015

Od Vanitasa C.D Marcella

Znałem ten wyraz twarzy. Znowu mnie zaczepiał, a ja nie byłem nawet w stanie się bronić. Nie chciałem... nie miałem na to siły. Już prawie zasypiałem, kiedy z półsnu wyrwał mnie ten demoniczny głosik i dłoń klepiąca lekko mój policzek.
- Vanish. - szepnął z tym swoim chytrym uśmieszkiem. - Mogę sprawić, że będziesz miał piękne sny...
Po tym zaśmiał się wyraźnie zadowolony. Niby wszystkie szczęśliwe grymasy na jego twarzy nie różniły się zbytnio od siebie. Ja znałem je już na pamięć, wiedziałem co oznacza każdy z osobna. Nawet te prawie niezauważalne... Przez chwilę miałem wrażenie, iż znam go od bardzo dawna. Spojrzałem na Marcella z uśmiechem, ukazując szereg białych ząbków. Chętnie odpowiedziałbym mu cokolwiek, ale słowa zatrzymywały mi się w gardle, znikając bezpowrotnie w wielkiej otchłani chaotycznego umysłu. Z natury raczej nie mówiłem za dużo, jeżeli nie zaistniała taka potrzeba. Ten blady Diabeł czytał ze mnie jak w otwartej książki, widział wszystko to czego ja nie mogłem dostrzec. Coś siedziało głęboko we mnie, ale on to czuł. Widział. Obserwował, ale nigdy nie dawał po sobie poznać, że coś wie.
Przebiegła paskuda...
I pomyśleć, że znaliśmy się tylko parę godzin. Jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim. Z jednej strony chciałem uciec jak najdalej, ale z drugiej jakaś tajemnicza moc nie pozwalała mi na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Westchnąłem głośno, potem odwróciłem się do chłopaka plecami.
Wtedy to zobaczyłem...
Jakaś wielka, bordowa koopa bezczelnie się we mnie wpatrywała! Przekręcała zniekszałconą głowę to w lewo, to w prawo, jakby miało jej to pomóc w dokładniejszym przyglądnięciu się. Pomińmy szczegół, że i ja i Marcell nie mieliśmy na sobie kompletnie niczego, a nie potrzebowałem osobistego obserwatora do gejowskich filmów porno. Odruchowo zerwałem się do pozycji siedzącej, w ostatniej chwili powstrzymując się od wrzaśnięcia niczym mała dziewczynka.
- Ooo, K*rwa... - wyszeptałem ochrypłym głosem, który na końcu kompletnie ucichł.
Pomyślałem, że to zmęczenie robi mi papkę z mózgu, ale w dalszym ciągu nie mogłem powstrzymać szoku jakiego właśnie doświadczyłem. Takie niespodziewanki często fundował mi mój brat: wyskakiwał zza progu, doprowadzając mnie do częściowego zawału. Wziąłem głęboki oddech, wstrzymałem powietrze w płucach i mrużąc oczy przypatrzyłem się tajemniczej maszkarze. Przypominał spalonego na stosie człowieka, a raczej jego resztki... Wytrzeszczone, wysuszone z powodu braku powiek oczy nie pokazywały niczego, co mógłbym z nich wyraźnie odczytać. Po chwili odwrócił głowę w dziwny sposób, a następnie zniknął. Tak po prostu.
- C-co...co to było do cholery? - zapytałem, odwracając się w stronę Marcella.
Ten uśmiechnął się tylko jak gdyby nic się nie stało. Zamknął oczy, zasypiając dokładnie w 1..2..3... odpłynął.

***

Następnego dnia byłem równie wykończony jak wczorajszej nocy. Wszystko mnie bolało, a napięcie z tej pamiętnej nocy wciąż trzymało w swych objęciach, jak ciasne kajdany wrzynające się w skórę. Dźwignąłem się ospale z łóżka, ziewając przeciągle. Zorientowałem się, że moje kochanie już wstało i gdzieś sobie poszło, zostawiając mnie samego.
Bardzo niegrzecznie z jego strony...
Ubrałem się w zastraszającym tempie, poprawiłem rozbiegane na wszystkie strony włosy, po czym wyruszyłem na poszukiwanie swojej białowłosej zguby. Nie musiałem długo szukać, odnalazłem ją w kuchni. Miał na sobie taki seksowny, niebieski fartuszek w kratę, a do tego paradował bez koszulki, dzięki czemu mogłem podziwiać jego widowiskowy tatuaż ciągnący się wzdłuż całej długości kręgosłupa. Na tej bladej skórze, czarny tusz zdawał się być jeszcze ciemniejszy.Pichcił coś. Zaciekawiony spojrzałem przez ramię chłopaka. Ten obrócił się na pięcie jak mała baletnica, położył dłonie na moich policzkach i uśmiechnął się tak rozbrajająco...
- Jak się spało mojej pięknej Królewnie? - nie czekając na odpowiedź, złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
Uśmiechnąłem się wymownie, a potem spocząłem na krześle obok. Rozmyślałem przez dłuższą chwilę, obracając łyżkę kciukiem i palcem wskazującym.
- Marcell. - odezwałem się w końcu, właściciel imienia niemal natychmiast ożywił się na dźwięk mojego głosu. - Czym była ta dziwna zjawa? Czy ty też ją widziałeś?

Marcepanku / Adonisku c: ?

sobota, 7 lutego 2015

Od Kaela C.D Leah

Kiedy Lea opowiadała mi swoją historię nie dowierzałem jak można  tak poniżyć człowieka, szczególnie jak się "niby" kogoś kocha . Domyślam się teraz czemu ma koszmary. Nie wiedziałem co powiedzieć , zamurowało mnie.
Leah podeszła i popatrzyła się na mnie cała zapłakana . Przytuliłem ją z całej siły i pocałowałem w czubek głowy .
- Nie zostawię cię . - wyszeptałem jej do ucha .
Dziewczyna podniosła głowę , stanęła na palcach i pocałowała mnie ,a ją przytuliłem jeszcze mocniej do siebie.
- Chodźmy stąd - powiedziała.
- Możę na obiad ? - zaproponowałem .- bo raczej nikt tych zimnych naleśników nie będzie jadł .
- No dobrze - mruknęła i poszła się ubrać , ponieważ dalej siedziała w piżamie , a ja usiadłem na kanapie i dalej rozmyślałem o jej wyznaniu. Minęło ok 40 min zanim Leah wyszykowała się do wyjścia .Ubraliśmy kurtki , złapałem ją za rękę i wyszliśmy z domu . Rozmawialiśmy o różnych rzeczach , ale widać było ,że oboje nie skupiamy się na rozmowie . Doszliśmy do restauracji , usiedliśmy przy stoliku przy oknie i zamówiliśmy jedzenie . Zanim podano jedzenie nie rozmawialiśmy ,a raczej ja obawiałem się odezwać ,by jej znów nie zranić . Lea ze spuszczoną głową widelcem rozgrzebywała jedzenie i je powoli jadła . Zjedliśmy , zapłaciłem rachunek i wyszliśmy . Popatrzyłem jej się prosto w oczy i powiedziałem :
- Muszę juz iść do siebie , jutro mam do pracy .
- No dobrze.. - wymruczała i przytuliła się do mnie .
- Kończę o 14 to jak chcesz to możesz przyjść .
Nie odpowiedziała , tylko jeszcze mocniej się wtuliła .
- Do zobaczenia - szepnęła , odwróciła się i poszła , a ja poszedłem do swojego mieszkania .



(Leah?) [opowiadanie napisane bez weny , prosze o zrozumienie :c]

Od Marcella C.D Vanitasa

Zamknąłem oczy z grymasem na twarzy. Jęknąłem mu do ucha, a potem przesunąłem po nim językiem. Grymas był już zastąpiony szerokim uśmieszkiem. Wykonałem łagodny ruch biodrami w tym samym momencie, w którym on również to zrobił. Znów ból przemieniający się w przyjemne uczucie, rozsadzał mnie od środka, twarz piekła mnie niemiłosiernie mocno. Jak to zwykle ja, zachichotałem mu do ucha histerycznie.
- Jak tam ci jest? - wymruczałem mu do ucha - To co we mnie zostawiłeś jest oznaką, że jest ci dobrze? Vanitaaaas- zapytałem z jękiem i szerokim uśmieszkiem, poruszyłem biodrami nieco gwałtowniej. Siedziałem na jego kolanach opatulając jego kark rękoma. Odetchnąłem ciężko, znów podniosłem się a potem opadłem. Gdy spojrzałem na twarz Vanitasa od razu przystąpiłem do kolejnych pocałunków. Pomiędzy nimi z naszych ust wychodziły pojedyncze, pełne rozkoszy jęki. Trzymając za moje plecy położył mnie na łóżku. Przejął kontrolę, łapki zamiast zatrzymywać się na plecach przesunął do przodu. Poczułem jak jego ręce zacisnęły się na moim przyrodzeniu. Westchnąłem ciężko ze śmiechem. Przełożyłem ręce do tyłu i złapałem za pościel, tak jakbym chciał się rozciągnąć, przy okazji wygiąłem się w łuk, odchylając głowę do tyłu. Jego ręce zaciskały się na mojej męskości, do tego ruszał się całkiem szybko. Nie wytrzymałem dłużej z podniecenia. Vanitas oblizał tylko palce, a potem wrócił do moich ust.
- Masz rację...jest mi dobrze - sapnął. Zaśmiałem się poraz kolejny. W tamtym momencie przestały przeszkadzać mi nawet rogi. Może to przez to, że dawno się nie kochałem albo może coś było w tym gościu. Zamknąłem oczy oddając się w pełni doznaniom. [...] Leżał obok mnie dysząc jak parowóz, ja zaś patrzyłem w sufit z uśmieszkiem. Byłem zmęczony, ale najchętniej powtórzyłbym to jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz... Zamknąłem oczka, potem wykonałem nie przewidziany ruch.. Jestem pełny nieprzewidzianych zdarzeń tak jak płynów Vanitasa. Usiadłem na nim i pochyliłem się do jego ust z uśmieszkiem. Złożyłem na nich delikatny pocałunek.
- No i chyba nie powiesz mi, że nie było warto - wyszeptałem z uśmieszkiem, z tym moim psychicznym uśmieszkiem. Polizałem go po uchu, a potem położyłem głowę na jegi torsie, zamknąłem oczy. Był tak gorący, mokry od potu. Odetchnąłem napawając się tym ślicznym zapachem. Musnąłem delikatnie skórę na jego torsie. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem przy ścianie bordową sylwetkę. Patrzyła na nas wyłupiastymi oczyma pozbawionymi powiek. Zmruży£em oczy, potem złapałem za brodę Vanitasa i przesunąłem jego głowę nieco w lewo, czyli jego prawo. Żeby nie zobaczył ohydnej zjawy. Zsunąłem się na lewo i pocałowałem go.
- Mało się odzywasz Vanitaaas - jęknąłem z uśmieszkiem.

Vanitas?

czwartek, 5 lutego 2015

wtorek, 3 lutego 2015

Od Vanitasa C.D Marcella

Nie wiedziałem, czy roześmiać się na głos czy może gorzko zapłakać. Z tej bezmocy nawet odwzajemniłem uścisk, chociaż teraz tak bardzo pragnąłem być sam...
- Czyżbym odkrył twoją wrażliwą stronę? - wyszeptał z wyraźnym zadowoleniem, tuląc się do mnie jeszcze mocniej.
Nawet nie wiedziałem, że takową posiadam. Było mi wszystko jedno co się teraz stanie. Przybrałem śmiertelnie obojętny wyraz twarzy, odepchnąłem Marcella od siebie po czym podniosłem się z podłogi.
- Naprawdę chcesz, żebyśmy coś zrobili? Dlaczego tak ci na tym zależy? - zapytałem powracając myślami do jego ostatniego, niedokończonego zdania.
Wiedziałem, że szeroko się uśmiechnął, ale nie spojrzałem na niego. Nawet mając białowłosego za swoimi plecami, w umyśle wciąż tkwił mi obraz tych błękitnych ślepii. Wiedziałem, że nie mogę się w nie popatrzeć bez względu na wszystko. Już po dosłownie sekundzie ponownie poczułem te ciepłe dłonie oplatające mnie w pasie.
- Chcę sprawić, abyś nie mógł beze mnie żyć. - odparł ciepłym głosem i musnął wargami moją skórę.
Westchnąłem w odpowiedzi, unosząc głowę ku górze. To wszystko wykańczało mnie od środka... Nie dość, że nie rozumiałem sam siebie to jeszcze musiałem użerać się z tym bladym napaleńcem. Z drugiej strony to właśnie przytulanie budziło we mnie małe dziecko. Przerażał mnie fakt kim tak naprawde jest Marcell. A może raczej CZYM jest. Praktycznie w ogóle się nie znaliśmy, a on przystawia się do mnie jakbyśmy byli parą od dobrych paru lat. Nie mieściło mi się to w głowie, normalni ludzie tak nie robią. No właśnie... normalni. Byłbym wręcz szaleńcem, uważając, że wszystko z nim w porządku.
Wtedy wpadłem na iście szatański pomysł!
Moją twarz wykrzywił szeroki grymas zadowolenia. Skoro nie mogę zwalczyć szaleństwa tego bladego Rogacza to pokonam go jego własną bronią. Moja psychika i tak była już dostatecznie zniszczona, a ciało powoli odmawiało współpracy. Byłem tak cholernie zmęczony... zrobiłbym wszystko aby przespać się chociaż przez krótką chwilę. Ale Marcepan nie znał takiego słowa jak "sen". Jego ręce zjeżdżały coraz niżej i niżej...
Zamknąłem oczy, wyłączyłem całe trzeźwe, logiczne (a nawet ludzkie) myślenie. Kiedy je otworzyłem, nie czułem już żadnych zahamowań. ŻADNYCH! Byłem teraz niczym laleczka zamknięta w ludzkim ciele. Odwróciłem sie gwałtownie, a potem przygwoździłem Marcella do ściany. Popatrzyłem mu prosto w oczy, uśmiechając się ponuro.
- Przekonajmy się czy uda ci się uczynić mnie swoją własnością. - szepnąłem zmysłowym głosem, by po chwili usłyszeć ten piekielny chichot od którego wariowałem jeszcze bardziej.
Równie dobrze mogłem zacząć swoje osobiste "przedstawienie" tu i teraz, a my skończylibyśmy na ziemi, pieprząc się w tej łazience. Tak szczerze robiłem TO tylko jeden jedyny raz, ale w tym momencie nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Zerżnę go tak mocno, że przez tydzień nie będzie mógł siadać! Ale najpierw... musiałem się czegoś napić. Bez słowa (oh, ależ ja jestem wylewny) opuściłem pomieszczenie, w którym straciłem godzinę nędznego życia i poszedłe do kuchni. Pomyślałem, że skoro już mam ulec temu niższemu o pół głowy ode mnie gnojkowi, to czemu by go trochu nie pomęczyć? Wyciągnąłem z lodówki karton soku (nawet nie wiem jakiego) opróżniłem całą jego zawartość. Przeczesałem włosy lewą ręką, bo do prawej po raz kolejny przykleił się białowłosy. Uśmiechnąłem się do niego złośliwie.
Byłem na wpół przytomny, ale jeszcze nigdy nie czułem się lepiej. Teraz wreszcie miałem okazję, aby lepiej przyjrzeć się swojemu towarzyszowi. Nie byłe wcale takie zły, powiedziałbym nawet, że ma ładną buźkę. Doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, że ta przebiegła jaszczura całkowicie mną zawładnęła, ale teraz miałem ochotę się z tego śmiać. Może ja rzeczywiście byłem naiwny...
- Vanish... - ten zniecierpliwiony ton małej dziewczynki sprowadził mnie za ziemię. - Ile mam jeszcze czekać?!
W gratisie obrzucił mnie pełnym pożądania spojrzeniem. Czym prędzej zaciągnąłem go do salonu, usiadłem na łóżku i posiadziłem na swoich kolanach. Przybliżył się do mnie tak bardzo, że w chwili obecnej stykaliśmy się czołami, a ja czułem ten szybki oddech łaskoczący mnie po twarzy.


****
Składam pierwszy, skromny pocałunek na jego ciepłych ustach. Marcell niemal natychmiast go odwzajemnia, zachęcając mnie do podjęcia bardziej śmiałych kroków. Czuję jak jego sprawne rączki gładzą mnie po plecach, leniwym tempem zjeżdżając coraz to niżej, aż w końcu spoczywają na moich biodrach. Jego usta są słodkie jak cukierki... całuje i smakuje naprawdę dobrze. Wsuwam dłonie pod materiał jego koszulki, a on uśmiecha się do mnie niewinnie. Wygląda teraz tak niesamowicie pociągająco! Obserwuje jak mój kochanek dwoma sprawnymi ruchami pozbywa się górnej części garderoby, która kończy swój majestatyczny lot gdzieś na drewnianych panelach. Tors chłopaka ociera się zmysłowo o moją klatkę piersiową, a potem delikatnie napiera na moje ciało, prosząc w ten sposób abym osunął się na łóżko. Bez cienia sprzeciwu wykonuję polecenie, ponownie wbijając się w jego miękkie wargi. Nie miałem nic przeciwko chwilowej dominacji Ferr'eo. Mruknąłem niezadowolony, kiedy oderwał się ode mnie i wręcz zaczął pożerać wzrokiem. Patrzył na mnie z podmrużonych powiek, starając się uspokoić oddech. Nieokiełznane szaleństwo znów ogarnia me rozpalone ciało... Uwielbiam wpatrywać się w te ślepia, zwłaszcza, że widziałem w nich coś znacznie więcej poza oślepiająco pięknym błękitem. Drzemała w nich nieokiełznana dzikość, która teraz prosiła o próbę jej oswojenia.
Czuję jak wilgotny język Bladego Demona przesuwa się od mojego obojczyka aż po linię szczęki, kończąc ekscytującą "wycieczkę" w postaci krótkiego całusa. Szybko oplotłem ręce wokół jego szyi, a następnie przyciągnąłem bliżej do siebie.  Ten pocałunek był bardziej czuły i zmysłowy niż pozostałe. Z początku z pozoru niewinne oddawanie pocałunków zamienia się w rozszalały taniec języków. Jeszcze chwila, a zabraknie nam tchu, ale żaden nie ma ochoty oderwać się od tego drugiego. Serce Marcella wybija szaloną melodię ekscytacji i podniecenia, a nie jesteśmy nawet w połowie. Cóż za napaleniec... Hah. Słyszę delikatny głos szepczący mi do ucha parę sprośnych żartów. Uśmiecham się nieznacznie, by po chwili poczuć te ciepłe wargi pieszczące moją skórę na karku. Cały drżę, jęcząc i cicho mrucząc jego imię. Trafił w mój najczulszy punkt... ~~~ Niegrzeczny chłopiec.
Usadawia się jeszcze wygodniej między moimi nogami, kładąc rączki na moim tyłku. Wiedziałem to czego zmierza, sposób w jaki okazywał mi swoje zniecierpliwienie był aż zbyt jasny. Oparłem głowę na jego ramieniu, wlepiając rozmarzony wzrok w głębię ciemnego pokoju. Poczułem przyjemny dreszcz przelatujący przez całe ciało, który bez przerwy powracał z coraz to większą siłą. Byłem na skraju, tak niewiele wystarczyło, aby doprowadzić mnie do istnego szaleństwa. Szybka zamiana miejsc i teraz to ja przejmowałem inicjatywę.
- A teraz spełnię twoje życzenie ~~ <3 - oznajmiłem, chichocząc niczym wygłodniała hiena.
O tak... to było to na co czekał od samego początku gdy tylko mnie zobaczył.
Udowodnię mu, że jestem najlepszy! Po wszystkim nawet nie śmie spojrzeć w kierunku innego faceta! Moje usta ledwo dotykają jego pięknego torsu, a burza czarnych włosów łaskocze jego wrażliwy brzuch, przywołując ciarki na śmiertelnie bladą skórę. Nie patrzę na niego, ale czuję jak się uśmiecha. Tylko i wyłącznie z mojego powodu...
Dochodzę do linii bioder i zatrzymuję się idealnie przy spodniach, które uniemożliwiają mi dalsze poznawanie tego stworzonego przez samego Boga boskiego ciała i zgrabnych bioder.  Szybko rozprawiam się z kłopotliwym odzieniem i zsuwam je powoli aż do linii kolan. Marcepan drży na samą myśl o tym co się wkrótce wydarzy. Patrzę rozbawiony na półnagiego kochanka, który chowa nabrzmiałą z nadmiaru emocji męskość pod cienkim materiałem różowych bokserek. Sama słodycz~~~ <3
W równie sprawnym tempie pozbywam się swojej zbędnej odzieży, zwilżając po kolei palce prawej dłoni.
- Jesteś gotowy? - zapytałem najłagodniejszym tonem, jakim tylko zdołałem.
- Do cholery, Vani! Szybciej!
Nie musiał powtarzać drugi raz. Powoli pozbawiłem chłopaka bokserek i wsunąłem pierwszy palec. Białowłosy wstrzymał oddech, z jego gardła wydobył się głośny jęk, a ciało lekko wygięło się w łuk. Śmiał się, ale wiem, że sprawiło mu to niemały ból. Nie śpieszę się, pozwalam mu się przyzwyczaić. Nie chciałem mu zrobić żadnej krzywdy, a przynajmniej na razie... Po chwili dołączyłem drugi i trzeci. Marcell wzdycha głośno, rozkosz rozsadza jego smukłe ciałko podobnie jak moje.
- Teraz... - wydyszał prawie niedosłyszalnie, ale ja doskonale wszystko słyszałem.
Wszedłem jednym, zdecydowanym ruchem, nie spuszczając wzroku z jego pięknej, zalanej czerwienią twarzy. Zerwał się z łóżka, obejmując mnie w pasie i chowając głowę w moim torsie. Zapomniałem o lubrykancie, a mimo to wszedł głęboko jak w masełko...
Cały się trząsł. Starałem się synchronizować kolejne pchnięcia do rytmu niespokojnego oddechu. Był taki ciasny i ciepły, ale jednocześnie tak niesamowicie wygodny, że nie chciałbym już nigdy z niego wychodzić. W końcu odnalazłem rytm odpowiedni dla nas obu, nadając swoim biodrom tej kociej zwinności. Moje plecy były już totalnie zorane przez paznokcie Marcella wbijającego je w moją skórę z niewiarygodną siłą. Jednak jedynym co teraz czułem było uczucie spełnienia, które niebawem miało nastąpić. Odchyliłem głowę do tyłu, mrucząc słodko niczym mały kotek. Ta magiczna chwila przed dojściem była najlepszą rzeczą na świecie. Nigdy nie sądziłem, że z facetem będzie mi lepiej niż z dziewczyną. Wykonałem ostatnie, mocne pchnięcie tym samym dochodząc w jego wnętrzu. Białowłosy scisnął dłonie w pięści starając się nie krzyczeć.
- Vanitas... - szepnął.
Jego głos drżał, ale był niesamowicie podniecający.


Marcepan?

niedziela, 1 lutego 2015

Od Leah, C.D Kael

Kiedy Kael zapytał o Michaela coś we mnie pękło, jakby gojące się strupy zostały ponownie rozdrapane... Szkoda tylko, że po tym pozostaną blizny. Mimowolnie usiadłam na kanapie z podciągniętymi do klatki piersiowej nogami i wpadłam w histerię obawiając się, że on znów mnie odnalazł, że znów należę do niego. Moja blizna na policzku zaczęła mnie niesamowicie piec, jakbym ją przed chwilką nabyła.
Kiedy chłopak podszedł z naleśnikami i zauważył w jakim jestem stanie chciał mnie przytulić, jednak ja go odepchnęłam. Byli do siebie tacy podobni, posturę, włosy mieli niemalże identyczne, a różnili się tylko oczami. Kael miał jasnoniebieskie oczka, a spojrzenie przepełnione serdecznością natomiast on piwne pozbawione jakiegokolwiek wyrazu.
- Leah... - powiedział ciepło. - Co się stało?
- P-przepraszam. - wyszeptałam niczym w transie. Było to jedno z niewielkiej liczby słów, których wolno było mi używać. Bałam się, okropnie się bałam, że znów będę cierpieć.
- Mała, spokojnie. - położył mi rękę na ramieniu chcąc dodać mi otuchy.
- Nie, proszę nie. - zadrżałam i zamknęłam oczy.
Szlochałam coraz głośniej, trzęsąc się przy tym niczym galareta. Kael umilkł, chyba niespecjalnie wiedząc jak w owej sytuacji postąpić. Ja naprawdę chciałam się uspokoić, jednak było to silniejsze ode mnie. Paniczny lęk, tylko przed czym ? Przed Michaelem? A może przed całkowitą władzą, sprawowaną nade mną ?
Teraz czarnowłosy ma mnie zapewne za jakąś opętaną, której przydałaby się seria porządnych egzorcyzmów.
"Nie, nie, nie Leah spokojnie" - zaczęłam sobie powtarzać w głowie niczym mantrę. -To NIE to miasto, on cię tu NIE znajdzie, on po prostu Nie wie gdzie jesteś.
W jednej chwili zerwałam się na równe nogi, po czym spojrzałam mu prosto w oczy i podeszłam do niego po czym się w niego wtuliłam
- ...Kael...- wyszeptałam niemalże bezgłośnie, zapewniając samą siebie, iż to on.
- Ciii... - objął mnie mocno. - To ja, spokojnie.- powiedział to jakby zwracał się do dziecka, a moje uczucie niepokoju gdzieś zniknęło. Przetarłam ręką oczy i przeczesałam włosy.
- Przepraszam. - odsunęłam się od niego i spojrzałam w podłogę. - Zapewne chcesz już iść, więc nie będę Cię trzymać.- udałam się w kierunku drzwi i je mu uchyliłam, a on złapał mnie za rękę.
- Nigdzie nie idę. Chcę wiedzieć co się stało. - powiedział stanowczo.
- Z tego co mi się wydaje rozmawialiśmy o tym wczoraj. - unikałam jego spojrzenia na wszystkie możliwe sposoby, ponieważ nim potrafił mnie rozbroić.
- Emm, szczerze niezbyt wiele pamiętam.
- To tak jak ja - przyznałam i słabo się uśmiechnęłam pod nosem.
- Jeżeli mi powiesz, to będę uważać na słowa żebym Cię ponownie nieświadomie nie skrzywdził.
- A-ale... - w sumie chłopak miał sporo racji, im szybciej będziemy mieli to za sobą tym lepiej. - usiądźmy. Jak powiedziałam tak zrobiliśmy.Denerwowałam się jakby od tego zależało moje życie. - Emm... no więc od czego by tu zacząć. Nastoletnia miłość...ym, powiedzmy, że po raz pierwszy czułam się jak w niebie. Byłam tym chłopakiem bardzo zaślepiona, a Lion kazał mi na typa uważać. Oczywiście go nie posłuchałam bo ja zawsze wiem lepiej. Był straszliwym gnojem, ale tego nie spostrzegałam. - urwałam i nabrałam powietrza do płuc, a Kael złapał mnie za rękę, był to bardzo miły gest. - Traktował mnie jak szmatę, kazał gotować, sprzątać po swoich imprezach i kolegach, obrażał mnie, jednym słowem byłam jego laską na posyłki. Nie było jednak źle, do momentu kiedy coraz mniej czasu spędzałam w domu, no bo ileż można robić za służącą ? Wówczas ograniczył mnie całkowicie, jak dziecko które dostaje szlaban na wszystko za słabe stopnie. Zabrał mi komórkę, a wychodzić wolno mi było tylko do sklepu. - z każdą chwilą zbliżałam się do punktu kulminacyjnego, a mój głos coraz bardziej się łamał.-Miarka się przebrała jak to mu nie wystarczało, sprawowanie nad moim czasem kontroli mu nie wystarczało ponieważ w domu nadal robiłam co chciałam. Narzucił mi wówczas wszystko, to jak mam się ubierać, co mam jeść i kiedy. Nie chciałam się na to zgodzić i tego dnia mnie po raz pierwszy uderzył, ze bycie nie posłuszną. -zaszlochałam.
- Jeżeli masz już dość, nie musisz kontynuować. - zapewnił i pogłaskał mnie po plecach.
- Nie, nie... Albo powiem teraz, albo nie znajdę na to sił nigdy. - przygryzłam wargę i zebrałam myśli.- Postanowiłam uciec, było to dla mnie trudne bo go kochałam. Jak zapewne się domyślasz on mnie odnalazł.- w tamtej chwili się rozkleiłam, boju za jakiego on musi mieć mnie mięczaka. - Był tak wkurwiony, że jego oczy dosłownie płonęły, a gdyby mógł to plułby jadem. Stwierdził wówczas, że już zawsze będę jego i mnie zaznaczył - urwałam po czym wskazałam na bliznę na poliku coby uniknąć nieporozumień.- przenieśliśmy się gdzieś na jakieś bezludzie. Moim pokojem była piwnica, ciemna i zimna. - opowiadając o tym miejscu widziałam je przed oczyma, przez co wydawałam się nieco nieobecna. - Nie dawał mi prawie nic jeść i pić. Zapinał mnie w kajdany żebym mu broń boże nie uciekła. Regularnie mnie bił i kaleczył co sprawiało mu mnóstwo satysfakcji, a szczególnie to gdy padałam na ziemię nieprzytomna. Naprawdę nie wiem ile tam siedziałam ale podobno leżałam nieprzytomna w szpitalu przez tydzień... - skończyłam opowieść i chciałam go przytulić mocno przytulić jednak musiałam ewentualnie uszanować to, że będzie chciał po prostu wyjść.

< Kael ? >

Od Seth'a CD Nelcy

-Przypominam sobie.-oznajmiłem z uśmiechem.-Miałem kumpla barmana, kiedyś nauczył mnie robienia paru drinków. Ale to zapewne nic w porównaniu z tym, co znasz Ty, przecież jesteś barmanką.
-Ale i tak nie wiem wszstkiego.-stwierdziła z uśmiechem.
-Ale na pewno wiesz więcej niż ja.-zaśmiałem się.
-Co powiesz na jakiegoś shota?-spytała z niewinnym uśmiechem i nie czekając na mą odpowiedź wzięła dwa małe kieliszki, wlała do obu 1/4 objętości kieliszka syropu czekoladowego, 1/2 likieru miętowego i 1/4 mleka skondensowanego. Powstały dwa nieźle wyglądające shoty. Wzięła swój kieliszek.
-After eight.-podzieliła się ze mną nazwą drinka. Sięgnąłem po mój kieliszek i wychyliłem go.
-Świetny, ale...
-Ale?
-Spijesz mnie tu i co? Jeszcze nie trafię do domu.-zaśmiałem się.
-Zawsze mógłbyś przenocować tutaj.-zaoferowała się, a na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
-Oj, chciałabyś.-zaśmiałem się kręcąc głową.
-Chciałabym.-potwierdziła, a jej uśmiech stał się wyraźniejszy.
-Niestety, ale muszę iść do siebie.-powiedziałem.
-Oo... Szkoda...-mruknęła i poprowadziła mnie do drzwi.
-Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.-przyznałem.-Ale u mnie i ja zapewniam... Atrakcje.-zaoferowałem i zaśmiałem się.
Nelcy?

sobota, 31 stycznia 2015

Od Ethan'a, C.D Oskara

-Urodziłem się tutaj, w pokoju obok. Mój ojciec był myśliwym, a matka typową panią domu. Ja opiekowałem się zwierzętami, od rana do wieczora kręciłem się gdzieś w stodole, na pastwisku, albo przy kurniku. Tak mijał czas, potem na świat przyszła moja siostra.
-Masz siostrę? - wyrwał się Oskar a ja mimo smutnych oczu uniosłem kącik ust.
-Byliśmy niezłą parką. Często uciekaliśmy, spaliśmy pod drzewami w jaskiniach... Matka uczyła ją opieki nad domem, ojciec mnie jak być dobrym leśniczym i myśliwym. Kiedy matka zachorowała robiliśmy co się tylko dało, codziennie byliśmy u zielarki po zioła i inne lekarstwa, ale jej organizm się wykruszał. Kiedy zmarła ojciec popadł w depresję, zaczął pić i zmarł rok potem. Miałem 18 lat i musiałem zająć się siostrą. Ta pewnego razu pojechała na wycieczkę konną i nie wróciła. Wtedy sprzedałem wszystkie zwierzęta oprócz Aidena... - zapadła cisza. Wstałem i zebrałem naczynia po czym wrzuciłem je do wiadra z wodą i pianą i zacząłem myć.
-Spójrz przez okno, może się już uspokaja?
Oskar?

Od Nivana C.D Michelle

Idę sobie nocą, nikomu nie wadząc, a tu nagle bójka. Pięciu facetów groziło dwóm, a dodatkowo wlazła tam różowo włosa dziewczyna i jakiś typ. Zdzieliłem wszystkich słupami ognia.
- Ej!- warknął większy.
- Cisza!- poparzyłem mu ramię, na co wydarł się na cały głos.- Mam tu ogień i nie zawacham się go użyć!- wrzasnąłem. Tamtych pięciu zamknąłem, otaczając ich ścianami płomieni, a resztę wypuściłem. Podeszła do mnie ta dziewczyna.
- Chciałam się zabawić!
- Och, przepraszam bardzo, że zabrałem Ci tą przyjemność... łamania kości...- wydukałem z uśmiechem na ustach, a po chwili wybuchłem śmiechem. Dziewczyna złapała mnie za szmaty.
- Słuchaj mnie, brałam udział w nielegalnych bójkach, więc zamknij się...
- A ty słuchaj mnie...- nagle odskoczyła machając dłońmi.- Słyszałaś o czymś takim jak pirokineza?- na to pytanie niechętniw pokiwała głową.- No więc uważaj... bo się poparzysz...- zobaczyłem w jej oczach iskierki złości. Odwróciłem się i nagle poczułem ból w boku. Dziewczyna mnie uderzyła. Stworzyłem wokół niej słupy ognia.
- Nie umiesz się bić, prawda?
- Nadrabiam to mocą...- uśmiechnąłem się do niej i usunąłem płomienie. Podparłem biodro dłonią i przekrzywiłem głowę.- Wrodzone, czy nie?
- Niby co?
- Włosy, takie różowiutkie...
- Wrodzone...
- Pasują Ci... ja niestety mam czarne kudły...
- To czemu nie pofarbujesz?
- Przyzwyczaiłem się, a poza tym w błękicie mi nie do twarzy...- uśmiechnąłem się, a ona odwzajemniła gest.- Nivan.
- Michelle...

Michelle?

Od Oskara C.D Clementine

- Już, uspokój się trochę. - zwróciłem się do chłopaka. Przestał się szamotać, ale ciężko oddychał.
- Clem, chodź na chwilę. - wstałem i pociągnąłem za sobą dziewczynę. Wyszliśmy przed drzwi zamykając je wcześniej informując ochroniarza, żeby został z przesłuchiwanym.
- Clementine, nie możesz tak postępować, bo cię można pozwać o znęcanie się psychicznie nad podejrzanym. Zluzuj trochę chłopakowi, bo na razie jeszcze nic nie jest pewne, że to on jest sprawcą. - powiedziałem spokojnie, bo przecież gdybym użył ostrzejszego tonu, to odpowiedziałaby mi jeszcze gorszym.
- Ech, no okej. - westchnęła i przewróciła oczami. Wróciliśmy do Collinsa. Siedział ze spuszczoną głową, a po jego policzkach ciekły łzy. Tym razem ja zacząłem.
- Opowiedz co robiłeś w godzinach dwudziesta trzecia, a druga w nocy.
- Już mówiłem. - burknął. Podniósł na nas wzrok w którym można było dostrzec urazę, nienawiść, ale też i smutek.
- Ale opowiesz jeszcze raz. - splotłem ręce i oparłem się o nie brodą.  - Słuchamy. - dorzuciłem po chwili, gdy wciąż milczał.
- No, okej...Kolega przyszedł do mnie około dwudziestej, zakupiliśmy dzień wcześniej cole i chipsy, ponieważ mieliśmy grać całą noc, ale około północy Grey źle się poczuł i poszedł do domu, więc pograłem jeszcze mniej-więcej pół godziny sam i poszedłem spać.
- Mhm. Czyli nie masz alibi w godzinach dwunasta trzydzieści, a druga w nocy, ponieważ podobno byłeś wtedy sam w domu i spałeś. Dziękujemy ci na razie. - wyprostowałem się. - Możecie go zabrać. Przyprowadźcie Greya Cohana. - rozkazałem, a ochroniarze wyprowadzili Robba  i po chwili przyprowadzili jego kolegę.

Clem?