piątek, 30 stycznia 2015

Od Blanci C.D Victorii

- Posłuszny – odparła Caroline beznamiętnie – Mój puchacz też się słucha. Gorzej z koniostworem siostry…
Spiorunowałam Car wzrokiem. Nie znosiła Ronniego, właściwie nie wiem czemu. Obrażała go i nie pasowało jej nic co było z nim związane.
- Słucha się – broniłam konia – Tylko nie ciebie, ciebie nie lubi i się boi.
Tym razem to Car odesłała mi spojrzenie pełne złości i gniewu, ale nie odezwała się. Przy obcych zachowywała się jeszcze gorzej niż w samotności. Nieswojo, nerwowo, ale jednocześnie pewnie, jakby kierowała całą sytuacją. Nie umiała być wesoła, nie wierzyła w miłość i szczęśliwe zakończenia, to było tak męczące.
- Może nam coś o sobie opowiesz? – zmieniłam temat na weselszy i na pewno odpowiedniejszy na daną chwilę. Właśnie wprowadziłam do domu obcą kobietę, która równie dobrze za pięć minut może poderżnąć nam gardła. Jednak to rozumowanie w stylu mojej siostry – ja zaufałam Vicki jak tylko ją zobaczyłam.
- Nie bardzo wiem co. Moja matka nie żyje, mam brata Oskara, mój ojciec jest stary i trochę schorowany, ale dość dobrze się trzyma. Mieszkam w mieście. To chyba tyle informacji, jakie mogę wam o sobie udzielić. A, no i mam dziewiętnaście lat.
- Najważniejsze już wiemy – zaśmiała się cicho Caroline. Każde parsknięcie było dobrym znakiem, także cieszyłam się z tego.
- A wy? Siedzę u was w domu  i nic o was nie wiem.
- Wiesz już gdzie mieszkamy – zasugerowałam – Ja mam siedemnaście wiosenek za sobą, a Car już dwadzieścia trzy! Rodzice zginęli, zabici przez potwora dawno temu… - ściszyłam głos.
- Przykro mi – szepnęła Vicki łapiąc w dłonie filiżankę – Domyślam się, że was bronili, więc musieli was naprawdę mocno kochać. Nie wszyscy rodzice są zdolni do takich poświęceń.
- Kochali – zastąpiła mnie siostra widząc, że do oczu napływają mi łzy – Jestem tego pewna.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Caroline zazdrościłam jednego – tego, że potrafi być twarda w najtrudniejszych momentach, kiedy ja rozklejałam się przy każdej możliwej okazji. Pozwoliłam trzem słonym łzom aby skapnęły z oczu i szybko podniosłam się z kanapy.
- Przygotowałam z uzbieranych niedawno jagód dobry mus owocowy, dodałam też trochę malin. Myślę, że ci posmakuje, Vick. Caroline ma uczulenie na maliny – zaśmiałam się, a na policzkach siostry wyskoczyły delikatne rumieńce, zupełnie bez powodu – Już niosę ci półmisek na próbę! Jak uznasz, że jest godny twoich kubków smakowych, spakuję ci trochę do domu – uśmiechnęłam się promiennie i zniknęłam w kuchni.

Victoria?.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz