poniedziałek, 26 stycznia 2015

Od Marcella C.D Vanitasa

Mówiłem do niego, ale nie słuchał mnie ani trochę. No nawet o ciupinę! Wypełzłem jakoś spod niego, przeraczkowałem za chłopaka i podniosłem się kładąc delikatnie dłonie na jego plecach. Zbliżyłem usta do jego ucha i przesunąłem po nim moim mokrym językiem poprzedzając ten czyn cichymi słowami:" Może to cię obudzi". Nie ocknął się, zrobiłem smutną minę, ale nie poddałem się. Po trzech czy czterech minutach już miałem diabelny uśmieszek na twarzy, objąłem go krzyżując dłonie na jego klatce piersiowej. Składałem pojedyncze pocałunki na jego karku, aż w końcu... Kuźwa no jakby ktoś mu coś włożył do tyłka i to grubego... Odskoczył do przodu. Zdziwiłem się, jednak mimo to zachichotałem. Przypominał mi taką żabkę. Zakryłem usta dłonią, żeby ukryć uśmieszek. Starałem się wyglądać jak najbardziej niewinnie i słodko, rozłożyłem palce dalej trzymając je na twarzy i uśmiechnąłem się. Rozsunąłem nogi nieco bardziej, no bo siedziałem ze podkulonylymi nogami pod siebie, dodatkowo jeszcze drugą rączkę oparłem między nogami. Vanish patrzył na mnie tak dziwnie...Zabrałem dłoń z twarzy i oparłem ją tak jak tą drugą, tyle, że tym razem pochyliłem się nieco do przodu.
- Nie masz ochoty na takiego bezbronnego, biednego chłopczynę ? - zapytałem melodyjnie - Vanitas... - zamruczałem niczym kotek, podsunąłem się do niego tym samym sorawiając iż oparł się plecami o ścianę.
- Nie chcesz nawet liznąc?- zachichotałem - Może cię trochę rozbudzę - rozwarłem wargi jak do pocałunku i musnąłem go nimi z szerokim usmiechem, przesunąłem rączki bliżej jego krocza.

Vanishek? *robi minę podrywacza*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz