niedziela, 25 stycznia 2015

Od Oskara C.D Clementine

- Okej. - odpowiedziałem. Jutro trzeba znów przesłuchać tego chłopaka, ciągle mówi to samo, że był wtedy w domu i grał na komputerze z kolegą, niejakim Greyem Cohanem. Jego też trzeba przesłuchać. Zawsze mogli się zmówić. A miałem kilka dni spokoju, żadnych zgłoszeń.
- Za światłami gdzie?  - zapytałem.
- W wąską uliczkę, tamtędy wjedziesz na główną, potem najbliższy zakręt w prawo i na parking. - poinformowała.
Ciekawe gdzie się podziewa Rufus? On to zawsze gdzieś polezie. Włóczęga jeden. Oby tylko wrócił na noc, nie chcę go znaleźć potrąconego przez auto.
- To tutaj? - upewniłem się zatrzymując w wolnym miejscu.
- Tak. Dzięki. - Otworzyła drzwi od auta.
- A, właśnie. Masz do odebrania motor u Jacoba. - powiedziałem, zanim jeszcze wysiadła.
- Okej, dobranoc. - pożegnała się.
- Dobranoc.

***
Przy wchodzeniu do mieszkania, zastałem przed wieżowcem Rufusa. Siedział dumnie wyprostowany obok drzwi, z wysoko uniesionym łbem, bacznie obserwował ludzi, którzy przemierzali chodnik. Podszedłem do niego i rozczochrałem jego szarą grzywę. Niedługo potem już byłem w mieszkaniu. Zmyłem naczynia, pooglądałem telewizje, zajrzałem do internetu, poczytałem książkę, dałem jeść lwu, wziąłem prysznic i poszedłem spać.
Dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu. Jak ja nie cierpię rano wstawać. Siódma. Zjadłem szybko bułkę, ogarnąłem się i pojechałem na komisariat, przy okazji wypuszczając Rufusa. Nic mu nie będzie.
Wszedłem do budynku, było wtedy coś po ósmej. Na wstępie spotkałem tą samą grupę śledczych, w tym Clementine.

Clem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz