czwartek, 29 stycznia 2015

Od Michelle

Obudziłam się w środku nocy przez gwałtowny dzwonek telefonu, którego zapomniałam wyłączyć. Wstałam z sofy i przetarłam dłońmi oczy, a następnie chwyciłam gumkę leżącą na pobliskiej szafce i związałam Włosy w wysoką kitę. W sumie, usunęłam przy pracy, więc ubrania wciąż miałam na sobie. Wzięłam telefon, słuchawki, mój scyzoryk, z którym się nigdy nie rozstaje oraz kilka drobniaków. Zarzuciłam bluzę na ramiona, a następnie trzasnęłam drzwiami, zamknęłam je po chwili kluczykiem. Wyszłam z budynku i rozejrzałam się po ulicy. Była praktycznie pusta. Słyszałam tylko kilka śmiechów i rozmów. Jednak wiadomo, że należały one do osób, które praktycznie błagają o jakieś kłopoty. Prychnęłam, wkładając ręce do kieszeni bluzy i ziewnęłam.
Rozejrzałam się na lewo i na prawo, a następnie przebiegłam na drugą stronę ulicy.
-„Pójdę do centrum, może być zabawnie o pierwszej w nocy” – Pomyślałam i jakoś ciało automatycznie skręciło w pierwszą, małą uliczkę. Skoczyłam przez drobny płot i skupiłam się na drodze. Szłam przez ulice miasta powolnym krokiem i założyłam kaptur ciepłej, czarnej bluzy, gdy zaczął mocniej padać deszcz. Materiał zasłaniał mi widoczność, jednak nie interesowało mnie to za bardzo. Przez tą całą wilgoć kręciły mi się włosy, a tego najbardziej nie lubiłam. Jęczę pod nosem i wyjmuję z lewej kieszeni spodnie słuchawki, które podłączam do swojego telefonu i puszczam piosenkę, która pochodzi z dawnych lat „We are” zespołu Thousand Foot Krutch.
Skupiona na tekście i nuceniu pod nosem mijałam już ludzi, w końcu nawet o takiej godzinie w centrum było pełno osób. Niektórzy upici, nieprzytomni, niektórzy świadomi. Zaczęłam gwizdać, a następnie dostrzegłam w malutkiej wąskiej uliczce grupę ludzi. Już z oddali było słychać głośną kłótnię. Wyjęłam dłonie z kieszeni, zacisnęłam je w pięści i nim zdążyłam załapać o co chodzi uderzyłam kręgosłup dużego mężczyznę, który schylał się do jakiejś dużo niższej postaci. Zgiął się i zawył. Odwrócił się pełen gniewu w oczach. Cały drżał, jednak przypuszczam, że nie ze strachu, a raczej z podekscytowania. Warknął na mnie donośnym głosem, a następnie i schylił się nade mną. Przeklął mi prosto w twarz. Na początku raz, później drugi, trzeci i czwarty. Skrzywiłam się i uderzyłam go w policzek, tym razem z otwartej dłoni. Z objęć innego kolesia wyrwał się jakiś chłopak i pociągnął mnie za rękaw w idealnym momencie. Uchronił mnie przed gniewem mężczyzny.
Chłopak był blondynem o wiotkich ramionach. Był naprawdę mały, mniejszy ode mnie. Miał na sobie tylko kurtkę i zwykłe jeansowe spodnie. Gdy tylko wyrwaliśmy się z małej uliczki i skręciliśmy w inną – główną ulicę, puścił mnie i nisko się ukłonił. Dostrzegłam, że krwawi z wargi. Puściłam mu oczko, a następnie ruszyłam dalej przed siebie. Schowałam słuchawki i zerknęłam na zegarek.
Oblizałam zmarznięte usta, a następnie wystrzeliłam palce, ponieważ od dawna kocham dźwięk ich strzelania. Rozglądałam się na około i dostrzegałam bójkę. Tym razem nie było tak miło jak wcześniej. Oprawcami było około pięciu dobrze zbudowanych, widać wspaniale walczących mężczyzn średniego wzrostu, a ich ofiarami było dwóch, również młodych chłopaków. Dużo osób oglądało bitwę, jednak nikomu nie przyszło do głowy, żeby ich zatrzymać. Dobra okazja, by ponownie przypomnieć stare lata z gangów, jednak gdy tylko wyrwałam się na przód tłumu, a następnie wyszłam z okręgu i stanęłam za chłopakami okładającymi innych. Ktoś pociągnął mnie jednak gwałtownie do tyłu.
- Lepiej nie próbuj, bo to nie są jacyś słabeusze – Powiedziała nieznajoma postać. – Chyba, że umiesz walczyć, pomogę w takim razie. – Osoba uśmiechnęła się szeroko i zaśmiała.

Nivan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz