środa, 28 stycznia 2015

Od Marcella C.D Vanitasa

Zachichotałem pod nosem jak mała dziewczynka. Wziąłem głębszy oddech, a potem dotknąłem wargami torsu Vanitasa. Potem moje głowa opadła bezwładnie na jego tors, zamknąłem oczy z uśmieszkiem.
- Hehehehe.. Aleś się napalił - zamruczałem nie otwierając nawet na chwilę oczu. Nakreśliłem kilka małych kołek palcami na jego skórze. Słyszałem jego serce, uwielbiam słyszeć ten dźwięk. Kocham czuć gorące ciało przy sobie jakiegoś naiwnego mężczyzny. Zachowuję się jak tania dzi*ka, ale specjalnie mi to nie przeszkadza. Wykorzystuję życie w pełni, a że do związku z kobietą się nie nadaję.. Heh, cóż mówić więcej. Nie jestem zbytnio obdarzony przez naturę, Adonisa to ja w spodniach nie kryję.. Zaśmiałem się histerycznie, ale cicho, no bez przesady. Poza tym byłem zmęczony. Otworzyłem oczka po czym obejrzałem prawą dłoń, niby mniej bolała, ale i tak.. Ksz. Przesunąłem głowę do góry, a raczej odchyliłem ją do tyłu, żeby spojrzeć na czarnowłosego. Też miał zaróżowione policzki. Heh.
- Vanishek - uśmiechnąłem się słodziaśnie w jego kierunku, skierowała mnie ten zamyślony wzrok i złote oczka... Poczułem dreszcze przechodzące mnie od głowy aż do stóp. I nagle wrócił mi obrazek sprzed kilku lat... Jeszcze nie tak dawno temu chyliłem się przed ojcem, a teraz... Nie wiem gdzie sobie spoczywa. Pewnie wraz z matką i rodzeństwem... Oh jak ja ich kochałem, miłość jest niestety bolesna. Zacisnąłem moją rączkę, która dotąd spoczywała na torsie Vanitasa, w pięść, na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Ciekawe czy teraz też byś mnie tak dymał jak wtedy, gdy byłem młodszy... Jak na ciebie patrzyłem to nie wyglądało, żeby miał ci stanąć - mruknąłem do siebie pod nosem coraz bardziej zaciskając pięść, w końcu bandaż przesiąkł krwią wydobywającą się z nie zaschniętych jeszcze ran. Zamknąłem oczy, poczułem falę bólu przechodzącą przez całe moje ciało. Łzy napłynęły mi do oczu, a potem delikatnie kapały na ciało Vanisha. Zadrżałem jakby było mi zimno. Potem wykonałem najmniej przewidywalny ruch jaki tylko mogłem... Gotowi?... Zsunąłem się z Vanitasa na miejsce obok niego. Odwróciłem się plecami do niego tak,żeby nie widział jak płacz przekształca się w psychopatyczny uśmiech i odwrotnie. W końcu ta dziwna loteria urządzana w mojej głowie zakończyła się uśmiechem na ryjku i to całkiem miłym. Zamknąłem sobie oczy, a porem odwróciłem się do czarnowłosego, czułem ciepło bijące od jego ciała, zresztą ja też pewnie nie byłem lepszy.. Przytuliłem się do jego ramienia próbując jakkolwiek wypocząć.

Vanitas? Hehehe. Rozbroiłam Adoniskiem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz