sobota, 24 stycznia 2015

Od Emanuela C.D Marcella

Spać z nim ? Po tym, co mówił kilka sekund temu ? Boże, broń! ~A co ci szkodzi? Przynajmniej nie będziesz już prawiczkiem. Bo wiesz… To już się staje powoli meczące. Nie będę cię przecież wszystkiego uczył, wiesz? Musisz nauczyć się być samowystarczalnym, chłopie. Chociaż myślałem, że ten pierwszy raz zrobisz z dziewczyną, no, ale jeżeli twoja natura aż tak się odzywa…~ Zaczął się śmiać. Zaczął się śmiać tym śmiechem, którego zawsze panicznie się bałem.  Ach, tak, zapomniałem wspomnieć – Chris jest heteroseksualny, jednak nie jest chory homofobię, dlatego też jakoś znosi to, że jestem trochę od niego „inny”. ~Zamknij się.~ Powiedziałem tylko to. Zrobiłem w swojej podświadomości ścianę, czując, że w mężczyźnie zaraz wybuchną wszystkie emocje.
Spojrzałem jeszcze raz na chłopaka. Siedział na łóżku, uparty o ścianę i patrzył w punkt przed sobą, czyli na mnie. Jego ciało zajmowało lewą stronę łoża
- Ok., Ale to ja leżę od strony ściany – burknąłem, a ten zadowolony zrobił mi miejsce, abym mógł się „przeczołgać” do prawej strony. Czy ten myślał, że wskoczę w normalnych ciuchach do łóżka? Chyba musiała go naprawdę główka boleć. – Idę jeszcze do łazienki, a ty… - podszedłem do szafy z ubraniami nocnymi. Zabrałem z niej koszule dla mnie i dwuczęściową piżamę. Była dla mnie już za mała, wiec uznałem, że dla niego będzie w sam raz. Rzuciłem mu ją - przebierz się, chociaż – powiedziałem i wyszedłem z pokoju zostawiając go z tym jego głupim uśmieszkiem. Idiota, psychopata i dziecko ulicy w jednym.
Poszedłem do łazienki i się trochę ogarnąłem. Spiąłem swoje długie włosy w kucyk, aby nie przeszkadzały mi podczas spania. Potem wróciłem do sypialni, Marcell leżał już przykryty pod kołdrą i patrzył w sufit. Na krześle leżały jego ciuchy. Czyli jednak czasami mógł zrobić to, co się do niego mówi. Ale na pewno zdarzało się to raz na ruski rok.
Udając, że niezbyt się nim interesuje przeczołgałem się do swojego miejsca obok ściany i wczołgałem się pod pościel. Odwróciłem się plecami do chłopaka i zamknąłem oczy…
Poczułem ręce na swojej tali. Nie moje. Można było się domyśleć, że były to ręce Marcella. Zadrżałem. O co chodziło?
- Manu… - usłyszałem za sobą cichy szept chłopaka. - … A ty mnie, chociaż lubisz? – Spytał. Co to było za pytanie? Znaliśmy się kilka godzin i ten się pyta czy go lubię. Ale, o jakie lubienie mu chodzi? Że nie przeszkadza mi przebywanie z nim… Czy może to, czy lubię z nim przebywać, czyli, czy się w nim nie zadurzyłem. Wolałem się nie odzywać, bo sam nie wiedziałem, czy go nawet akceptuje. Chłopak mnie puścił. – Czyli to znaczy, że mnie nie lubisz – wyszeptał i zaczął szlochać. Nie mogłem tego tak zostawić, wiec odwróciłem się i zobaczyłem jego popłakaną twarz.
- Ej, nie płacz, lubię cię – powiedziałem, chcąc go trochę uspokoić. Ten jednak nadal płakał i chyba nawet bardziej.
- To mi to pokarz - odpowiedział, nieco się uspokajając.  Mój organizm na chwile się zatrzymał. Jak to pokazać, jak? Ten jakby czytając mi w myślach zaśmiał się zapominając zupełnie o tym, że kilka chwil temu płakał. – O, tak – bez zbędnego cackania się przybliżył się drastycznie do mnie i dotknął moje wargi swoimi. Zamurowało mnie. Czyli chodziło mi o zakochanie się! Ale jak to jest możliwe, że chłopak w kilak chwil się we mnie zadurzył? Jednak trzeba było przyznać – chłopak umiel całować.
Nie panując całkowicie nad sobą wpiłem się w jego usta, a ten automatycznie zarzucił swoje ręce na moja szyje. Z jego gardła wydobywały się, co chwila ciche pomruki, które tylko jeszcze bardziej mnie nakręcały do dalszego działania.
Gdy odczepiliśmy się od siebie przez brak tchu ja zabrałem się za odpinanie jego piżamy. Chłopak na samym początku trochę utrudniał mi to, ale po kilku chwilach poddał się całkowicie mnie. Gdy Marcell nie miał na sobie góry stroju ja przyglądałem się jego klatce piersiowej. Była piękna. W tej samej chwili coś uderzyło w mój umysł z wielką siłą. Chris. Straciłem panowanie nad sobą. Od tamtej chwili moje ciało było jego. Chris z niewiadomych przyczyn zabrał z pod poduszki nóż i wbił go w serce chłopaka. Ja mogłem tylko krzycząc w duchu aby przestał. Na moich oczach białowłosy umierał…
- Nie!
Obudziłem się, automatycznie siadając, czując na twarzy kilka kropelek potu. Spojrzałem na swoje dłonie. Były cale czerwone. Ku.rwa! Miałem na rękach krew! Marcell! Spojrzałem w lewa stronę. Chłopak na szczęście leżał i jeszcze spał.  Białowłosy cicho chrapał, może dlatego, żeby spał na plecach. Jedna rękę miał pod głową a na ramionach… piżamę, ubranie. Jak to było moż… Zaraz, zaraz. Czy to mógł być tylko sen? To by wiele wyjaśniało, na przykład to, że nazwał mnie Manu i był… dziwnie normalny.
Nagle usłyszałem ciche pomrukiwanie i szelest. Obudził się. Otworzył leniwie swoje oczy i rozejrzał się podobnym tempem po pokoju. Wygramolił się z łóżka, aby potem się przeciągnąć i jeszcze z kilka razy ziewnąć.  Dopiero po tych czynnościach odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie. Jego wzrok był trochę przerażający. Jakby ciałem był tutaj a duszą gdzie indziej. Zauważyłem, że patrzy na moje dłonie. Schowałem je szybko za siebie i zrobiłem szczęśliwą minę debila.
- Jak się spało? – Spytałem, wycierając prawie niezauważalnie dłonie o spodnią część nakrycia.

Marcell?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz