piątek, 23 stycznia 2015

Od Marcella Cd. Vanitasa

Gdy odwrócił się na bok zachichotałem. Przesunąłem palcem lewej ręki po jego boku, drugą miał. Z chwili na chwilę jakby zmienił mi się humor.
- Krępuje cię to miejsce? - zapytałem cicho, już spokojnie , bez uśmiechu. Nie odwrócił się do mnie, zsunąłem się z łóżka i podszedłem do okna dachowego, otworzyłem je, tym samym wpuszczając świeże powietrze do środka. Potem podszedłem do ściany, na której wisiały moje rysunki, szarpnąłem najpierw za jeden, potem następny, aż nie został żaden, tylko goła biała ściana. Odwróciłem się do łóżka i spojrzałem na chłopaka.
- Teraz jest trochę lepiej? - zapytałem łagodnie jak baranek, zsunął się z łóżka zaskoczony tym co zrobiłem i stanął.
- A teraz chcesz coś do jedzenia? - zapytałem znów tym samym tonem co wcześniej, nie czekając na odpowiedź wyszedłem z sypialni i ruszyłem do kuchni. Ja też przecież muszę coś jeść, to pomieszczenie urządzone było schludnie. W kuchni zawsze zachowywałem porządek, mimo tego jak się zachowuję itd. itp. Włączyłem czajnik, dźwięk gotującej się wody rozległ się po całym mieszkaniu. I jakby zwabiony tym odgłosem tego urządzenia, przyszedł do kuchni. Ja w tym czasie zająłem się kurczakiem, a raczej piersiami z kurczaka, podsmażyłem je na patelni, dodałem jakiś przypraw, coś tam tego, potem skrojone warzywa. Zignorowałem zupełnie czarnowłosego, a stał przy blacie. Jakby automatycznie zalał wodę do kubka na herbatę. Spojrzałem na niego kątem oka i uśmiechnąłem się szeroko. Chyba nieco się uspokoił. No i bardzo dobrze. Jakieś piętnaście minut później rozłożyłem jedzenie na talerze.
- Nie miałem pojęcia,że umiesz gotować - powiedział to całkiem zdziwiony, powąchał swoją porcję a potem wbił widelec w kawałek kurczaka.
- Jakoś muszę sobie radzić - zachichotałem nabijając kawałek brokuła na widelec - A poza tym nie jestem aż taki straszny - jęknąłem cicho. Wtedy też przypomniałem sobie o mojej ręce, krew już zaschła, ale gdy tylko zwróciłem na nią uwagę od razu zaczęła pieprzenie boleć. Zacisnąłem zęby, odłożyłem widelec i ruszyłem do łazienki dość szybko. W końcu muszę to opatrzyć. Włożyłem rękę pod zimną wodę, zachichotałem czując ból.
- Mmh..Było warto - jęknąłem z bólu. Okazało się, że nie była tak zmasakrowana jak myślałem. Obwiązałem ją bandażem z maścią na skaleczenia, a potem wyszedłem z łazienki. Spojrzałem w stronę stołu, chłopak dalej tam siedział. Stanąłem za jego krzesłem i oparłem ręce na oparciu pochyliłem się do jego ucha z uśmieszkiem.
- I jak,smakowało? - zapytałem melodyjnie z szerokim uśmieszkiem. Na początku jakby się wahał, ale w końcu odpowiedział:
- Było dobre
Wypowiedział to z takim powierzchownym spokojem, widziałem tak na prawdę strach. Czułem go .. Jak wtedy, gdy patrzyłem na mojego ojca, a on krzyczał i jęczał z bólu. Na wspomnienie tych zdarzeń prychnąłem śmiechem.
- Jak będziesz chciał się wykąpać to się nie krępuj i idź - poklepałem go po ramieniu - Wbrew pozorom łazienkę też mam czystą więc nie masz się czego bać - zachichotałem, było to tak spokojne, że sam się zdziwiłem. Chwilkę tak postałem za jego krzesłem aż w końcu poszedłem usiąść sobie na fotelu.
- Właściwie to masz na imię Vanitas, tak? - zapytałem otwierając jedno oko - Bo chyba na dobrą sprawę się mi nie przedstawiłeś.
(Vanish?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz