niedziela, 25 stycznia 2015

Od Victorii C.D Caroline

Carl został przed domem. Położył się na ciemnej trawie, przy okazji rozglądając po okolicy.
- Poradzi sobie? - upewniłam się, pytając jej siostry, przy okazji patrząc na oddalającą się Caroline.
- Poradzi. - odpowiedziała z uśmiechem i otworzyła drzwi. Weszłyśmy do środka, dom był schludnie urządzony, w jasnych kolorach. Blanca oznajmiła, że idzie nastawić wodę na herbatę, a ja mam pójść do salonu. Usiadłam na dużej, zielonej kanapie. Przyglądałam się obrazą i fotografią wiszącym na ścianie. Większość była wykonana dawniej, niektóre przedstawiały las, góry, ale też zwierzęta. Nie zabrakło też rodzinnych zdjęć. Po jakimś czasie drzwi otworzyły się i weszła przez nie Caroline z drewnem. Skierowała się w stronę kominka, w którym po chwili już się paliło. Ogień zaczął łapczywie owijać kawałki drewna swoimi czerwonymi i pomarańczowymi jęzorami. Caroline poszła umyć ręce, w tym czasie przyszła Blanca z herbatą, podaną w porcelanowych filiżankach, które były ładnie zdobione. Złote wzorki rozchodziły się po ich bokach, połyskując od czasu do czasu na tle ciemnozielonej powierzchni. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Blanci.
- Ile słodzisz?
- Łyżeczkę. - odpowiedziałam. Akurat wróciła Caroline, która zajęła miejsce obok. Jej siostra usiadła na potężnym, ale przytulnym fotelu. Delikatnie złapałam przyjemnie ciepłą filiżankę w dłonie. Teraz dopiero zauważyłam, że wciąż jestem w stroju do biegania. Popatrzyłam w stronę okna, ponieważ coś przysłoniło dopływ światła. Okazało się, że to Carl. Z niego to jest dopiero ciekawski smok. Machnęłam ręką na bok, żeby się odsunął. Na szczęście posłuchał.

Caroline?/Blanca?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz