Leżałam w ciemnym pokoju wgapiając się w sufit, tak to była kolejna
nieprzespana noc. Tym razem jednak nawet nie próbowałam zasnąć, ponieważ
wiedziałam jak to się skończy. Znów zerwałabym się na równe nogi
wydzierając się w niebo głosy, wzywając pomoc lub po prostu płacząc z
bezradności. Bezsenność straszliwie mi doskwierała, o czym bezustannie
przypominała mi moja głowa. Z dnia na dzień bolała coraz bardziej, a
leków przeciwbólowych wolę nie brać, gdyż już raz się od nich
uzależniłam, co mi zupełnie wystarczy na całą moją egzystencję. Szczerze
powiedziawszy nie wiem nawet kiedy popadłam w nałóg, a mój odwyk nie
należał do najprzyjemniejszych.
***
Jak każdej nocy czas niesamowicie mi się dłużył, dźwięk budzika był jak
zbawienie. Szybko i sprawnie się ubrałam, uczesałam patrząc z
obrzydzeniem na swoje odbicie w lustrze... Za każdym razem mam ochotę je
zbić, jednak siedem lat nieszczęścia średnio mi się uśmiecha. O wiele
łatwiej byłoby sobie wydłubać oczy niż zniszczyć wszystkie lustra na
świecie. Nigdy nie tolerowałam swojej urody, o ile tak można to coś
nazwać, ale od kiedy dodatkowo szpeci mnie ta blizna jeszcze bardziej
jej nie cierpię...
Pośpiesznie wybiegłam z domu trzymając w rękach swój aparat
fotograficzny. Cel -nowe, jeszcze nieotwarte muzeum, a potem do
redakcji, może parę groszy wpadnie.
Idąc ulicą widziałam wiele zakochanych i wyglądających szczęśliwie par,
przez co dałam się ponieść wyobraźni. Na całe szczęście moja
podświadomość raz raz sprowadziła mnie na ziemię myślą " Nie masz nawet o
czym marzyć " .
***
Drzewo za płotem wyglądało na masywne i wiekowe więc bez wahania a tym
bardziej bez żadnego problemu się na nie wspięłam. Zajęłam wygodną
pozycję na jednej w wyższych gałęzi i ustawiłam aparat. Napstrykałam
parę mówiąc skromnie niezłych zdjęć, które mogłyby zainteresować
redaktorów kiedy spostrzegłam postać uciekającą z budynku. Wyglądała
całkiem normalnie jednak nerwowo się rozglądała. Cyknęłam jej fotkę,
jednak ją usunęłam gdyż wyszła niewyraźnie.
W jednej chwili rozbrzmiał dźwięk alarmu.
- Kur.wa! - pisnęłam i wszystko stało się w jednej chwili jasne. Po jaką
choler.ę kasowałam tamto zdjęcie?! Postanowiłam pozostać na swoim
miejscu z nadzieją że nikt mnie nie zauważy, a uciekając tylko
wzbudziłabym podejrzenia. Nie pójdę na policję. Nie nie nie ~! Wszędzie
ale nie tam gdzie są bandyci.
Oczywiście mi ani razu nie może się poszczęścić... Po ułamku sekundy
wyleciała masa ochrony i wszyscy jak na jakąś komendę się na mnie
spojrzeli.
- Brać ją! - warknął jeden.
Nie no błagam, nie mam siły na takie zabawy, jednak tym razem nie były
to żarty. Chcąc nie chcąc postanowiłam wziąć nogi za pas i wiać gdzie
pieprz rośnie. Zeskoczyłam z drzewa i ile sił w moich girach pomknęłam
przed siebie. Chwała za to, że umiem bardzo szybko popylać. Serce
łomotało mi jak szalone, jakbym miała zaraz dostać ochrzan od ojca za
coś złego.
Po około piętnastu minutach nieprzerwanego biegu, pomimo tego że już
dawno mnie nie goniono, bądź zgubiono mój trop wpadłam do jakiegoś baru
czy restauracji.
Ciepłe powietrze buchnęło mi na twarz, a ja nerwowo starałam się złapać
oddech, o którym mi się podczas ucieczki nieco zapominało. Rozejrzałam
się po wnętrzu i sama poczułam jak momentalnie blednę, cała krew
odpłynęła mi z buzi, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Wesołe gaworzenie
dzieci mieszało mi się w głowie z rozmowami osób dorosłych tak samo jak
obraz rejestrowany przez moje oczy. Nie wiem dlaczego, ale w jednej
chwili runęłam na podłogę. Ostatnie co słyszałam przed totalnym odlotem
to słowa jakiegoś mężczyzny? Albo kobiety sama nie wiem " Kelner. Kelner
szybko ! "
< Kael ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz