Śledziłem każdy jego ruch, aż w końcu nie zniknął za drzwiami łazienki. Zamknąłem na chwilę oczy i zaśmiałem się do siebie.
- Tylko nie zapomnij o mydle! - krzyknąłem do Vanitasa z głupawym
uśmiechem. Czy to tak trudno zrozumieć? Trudno zrozumieć to, że "chorzy"
ludzie też mogą się o kogoś martwić? Albo czasem mają chcęć
"pomagania". Wyrwany z namysłu przez odgłos puszczanej wody machnąłem
ręką z bandażem na łazienkę, a potem ruszyłem w kierunku kuchni. Wypiłem
sobie jakiś sok. I wtedy przyszła mi do głowy pewna myśl, a raczej
uwaga z potwierdzeniem w rzeczywistości. Cały się kleiłem od tej krwi,
moja twarz również była brudna, tak samo jak włosy i co najważniejsze -
znowu ręka. Przesunąłem lewą po rogach, a potem po włosach. Odchyliłem
głowę do tyłu z zamkniętymi oczami. Na mojej twarzy pojawił się po raz
już któryś z kolei głupi uśmiech. Klepnąłem się zakrwawioną ręką w
policzek. Zapiekła niemiłosiernie, miałem jakiś mokry ślad na policzku,
najpewniej o kolorze krwi. Czekałem sobie w spokoju, aż Vanitas się
umyje, wyczyści, nie wiem co on tam robił.. Nudziło mi się, krew na
policzku zdążyła zaschnąć. Przewróciłem oczami, słysząc jak otwierają
się drzwi łazienki. Boziu drogi, oczarowało mnie! Miał ręcznik zawinięty
na biodrach. Przełknąłem ślinę niczym jakąś kulkę l i podszedłem
bliżej, już miałem wyciągnąć rękę w kierunku jego torsu, ale
powstrzymałem się.
- Mam ci dać jakieś ciuchy? - zapytałem, nie mogłem ukryć mojego
uśmiechu, który pojawił się zaraz po zobaczeniu ciała Vanitasa. Nie
odpowiedział mi, ale i tak poszedłem do sypialni, kucnąłem przy małej
szafce i wyciągnąłem z niej jakieś gacie. Po dogłębnych oględzinach
oceniłem iż są trochę większe niż rozmiar jaki ja noszę. Skąd one się
wzięły?! Może ja już przygotowałem się na takie sytuacje? Sam nie wiem.
Otrząsnąłem się i wstałem, gdy się odwróciłem prawie, że walnąłem w
czarnowłosego. Od razu spuściłem wzrok i podałem mu bokserki.
- Załóż i sprawdź czy będą dobre - mruknąłem cicho, cała twarz zaczęła
mnie piec. Było to nawet zabawne, dawno nie byłem z kimś w moim domu...
Bardzo dawno. Gdy o tym pomyślałem zebrało mi się na płacz, kilka
pojedynczych łez skapało na podłogę, wcześniej żłobiąc na moich brudnych
policzkach kanaliki. Potem przyszła fala śmiechu, zachichotałem cicho.
Następnie ruszyłem do łazienki bardzo szybko. Jakby ktoś chciał wejść
przede mną. Zamknąłem się w niej, przez chwilę opierałem się o drzwi,
żeby za chwilę podejść do lustra. Dopiero spostrzegłem jak obrzydliwie
wyglądam. W tym też czasie pomyślałem o tym, że zostawiłem tak Vanitasa.
A poza tym, pewnie i tak pomyślał, że to moje zachowanie było kolejnym
napadem. Po zdjęciu ubrań i bandaża wszedłem pod prysznic. Umyłem się
błyskawicznie, włącznie z włosami i wszystkim. Od razu lepiej. Założyłem
spodnie i koszulkę do spania, założyłem nowy bandaż. Moje włosy były
jeszcze trochę wilgotne, więc narzuciłem na nie ręcznik. Wyszedłem z
łazienki, czyściutki i pachnący.
(Vanish?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz