czwartek, 22 stycznia 2015

Od Marcella CD Vanitasa

Czułem ból wszechogarniający moją dłoń. Szkarłatna maź ciekła z niej niepohamowanie, ale i tak biegliśmy. Trzymałem nóż blisko ciała, żeby przypadkiem nie zabić nikogo dookoła.. A przynajmniej na razie. Zapiszczałem jak na kolejce górskiej,a potem skręciłem nagle w jakąś ciemną uliczkę pociągając za sobą tego czarnowłosego chłopaka. No to będzie miał wrażenia. Hah! Robiłem różne zwariowane rzeczy, ale żeby tak w biały dzień? Chociaż ten mężczyzna nie patrzył na nas przez dłuższy czas. Zgiąłem si w pół i zacząłem ciężko dyszeć. Chłopak, który był ze mną także ciężko oddychał. Zachichotałem widząc jego minę. Był nie dość, że chyba przestraszony tym co się stało, ale i wstrząśnięty. Potem spojrzałem ukradkiem na moją rękę. Była cała we krwi,pokruszone szkło tkwiło w skórze. Syknąłem cicho, ale dalej się uśmiechałem.
- Będę musiał trochę przystopować - prychnąłem. Po tym jak już powyciągałem resztki szkła znów popatrzyłam na chłopaka. Przekręciłem głowę nieco na prawo.
- Zmęczyłeś się? Czeka nas jeszcze przebieżka na dach, żeby uciec tym sukinkotom - poklepałem go zdrową dłonią po ramieniu - No chyba, że wolisz sobie usiąść i czekać aż przylezą.. Ale to nie będzie miłe... - i w tamtym właśnie momencie strasznie mną wstrząsnęło, przypomniałem sobie[...] złapałem się za głowę i oparłem ją o mur, zacisnąłem szczękę, potem jeszcze zamknąłem oczy - Nie chcę wracać do tych obrzydliwych miejsc - jęknąłem cicho, jakby on faktycznie potrzebował moich wyjaśnień. Prychnąłem do siebie karcąc się w myślach za to co powiedziałem. Oczywiście przy okazji ubrudziłem sobie włosy krwią z ręki, no to teraz mam biało-czerwone włosy. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym fakcie, potem rzuciłem szybkie spojrzenie w stronę czarnowłosego.
- To idziemy? - zapytałem z szerokim acz przerażającym uśmiechem. Nóż leżał gdzieś na ziemi. Szczerze mówiąc to wtedy już mnie ch*j obchodził, ale był naprawdę niezły.. Podszedłem do ostrza, podniosłem je i wymierzyłem w mojego towarzysza, a następnie nieco w prawo i rzuciłem przykładając do tego bardzo dużą siłę. Poleciało na sam środek jezdni. Obadałem to w jakiej sytuacji się znaleźliśmy. Ja tam jestem niepoczytalny, co najwyżej nafaszerują mnie tymi prochami, ale z tym moim przydupaskiem będzie ciężej.. Nawet nie przypomina chorego umysłowo, chociaż.. Fryzurę to ma "fajną".
- Stwierdzono u ciebie jakieś choroby? - zadałem całkiem niespodziewanie całkiem poważne pytanie, jeju, jak na mnie, to było aż zbyt poważne, dlatego po chwili zacząłem chichotać pod nosem - Przecież, nawet nie wyglądasz.. - prychnąłem do siebie, jednak mówiłem o nim. Nadal cicho chichocząc zaczałem wchodzić po drabinie przeciwpożarowej.
- Będziesz miał problemy Vaniszu - zaśmiałem się patrząc na niego, już, z góry. On nadal tkwił na dole przetwarzając dane? A może jednak nie? Pokręciłem głową ze śmiechem, wytarłem ,znów całą brudną od krwi, rękę w koszulkę i ruszyłem przed siebie nie czekając na niego. Właściwie to rozejrzałem się tak z dachu tego budynku... Byliśmy blisko mojego domu.
- Ej misiek chodź do mnie szybko bo wyru....- zatrzymałem się - W dupę i tyle.. Nie będzie przyjemnie, mogę ci to zagwarantować. A po tym jak znajdą sobie ten nóż to przestaną nas szukać i tyle! - wrzasnąłem, zdzierałem sobie dla niego gardło. Ja pieprze, a już bym był w domu dawno. W końcu ruszył tyłek i wspiął się do góry. Nie sugeruję, że jest głupi, ani niczego nie sugeruję... Ale mógłby być nieco szybszy. Przewróciłem oczami, jednak mimo tego dalej się uśmiechałem. Ja to raczej taki uśmiechnięty jestem zawsze. Hahah! No i wszedł.
- Dobra to idziemy do mnie. Jutro będziesz już czyściutki jak łza - machnąłem dłońmi na boki, przy okazji trochę krwi poleciało na dach. Po chwilce mój koleżka był już obok mnie dorównując mi kroku.
- Jak to do ciebie ku*wa?! - oburzył się..
- Nie żadne ku*wa - pomachałem mu paluszkiem przed nosem - Chcesz, żeby cię złapali zanim zapomną? - zapytałem zatrzymując się prawie, że na krawędzi dachu, przy okazji złapałem go zranioną ręką, żeby nie spadł, popatrzyłem mu głęboko w oczy, wręcz prześwidrowałem go moim zarąbiaszczym spojrzeniem. Zapatrzył się w nie i chyba odpłynął. Klepnąłem go obiema dłońmi w policzki, aby się otrząsnął z tego letargu.
(Vanish? 666 Równiutko nie licząc tego)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz