czwartek, 22 stycznia 2015

Od Caroline C.D Victorii

- Jestem łowcą potworów – odparłam – Muszę sprawdzać sytuację, wiesz o co chodzi.
 - Ja za to należę do antyterrorystycznych służb specjalnych, możemy zbić piątkę – zażartowała, a na jej twarzy pojawił się niewielki uśmiech.
- A co tu robiłaś? Antyterroryści nie pracują na terenie lasu.
- Spacer na łonie natury mnie odpręża – powiedziała w pełni poważnie – Kiedy na co dzień strzela się do ludzi, zabija się ich, podobnie z potworami, taki spacerek jest jak cukierek dla dziecka.
Nie za bardzo wiedziałam co odpowiedzieć na te słowa, więc postanowiłam po prostu cieszyć się otaczającą nas ciszą, która o dziwo nie była nieznośnie krępująca. Co rusz mijałyśmy drzewa, pozornie wyglądające tak samo. Słychać było tylko miarowe oddechy każdej z nas, szelesty liści na wietrze i co jakiś czas pohukiwanie mojego puchacza szybującego ponad naszymi głowami.
Nagle zza krzaków wyłoniła się głowa znajomego mi od dawna koniostwora. Victoria zatrzymała się niepewnie, a jej smok przygotował się do skoku na kolejnego przeciwnika. Widząc jego nieprzyjazne nastawienie wkroczyłam pomiędzy niego a Ronniego. Uspokajającym gestem próbowałam opanować jego niepokój, a przy tym niepokój właścicielki.
- Jest niegroźny, luz. Mieszkam z nim od dłuższego czasu.
- Masz da zwierzaki? – spytała Vicki nieufnie, podnosząc brew. Każdy z „innych” w zasadzie ma zazwyczaj jedno zwierzę.
- Nie do koń…
- Bezimienny puchacz jest jej, za to ten piękny grzywacz Ronny to mój rumak! – zza krzaków, dosłownie obok konia pojawiła się Rebecca. Przytknęłam palce do skroni i przymknęłam oczy. Tylko jej mi tutaj brakowało.
- A ty to niby kto? – Victoria rozluźniła się trochę.
- To moja siostra – mruknęłam – Z resztą młodsza, której nakazałam zostać i pilnować gospody…
- Mieszkacie w gospodzie? – nowo poznana dziewczyna założyła ręce na klatce piersiowej – Myślałam, że w mieście…
- Mieszkamy poza jego granicami, tam jest mniej bezpiecznie, ale obie lepiej radzimy sobie w takiej „dziczy”, niż wśród tłumu, a nasza gospoda jest naprawdę piękna, no i Ronny ma własną stajnię!
Schowałam twarz w dłoniach, po czym czerwona ze złości dałam siostrze kuksańca w bok. Zawstydzona spuściła głowę i cicho przeprosiła.
- Bredzi, jak zwykle wymyśla historie – wypaliłam.
- Spokojnie, nie okradnę was ani nie zabiję. Za to chętnie napiję się herbaty. Zakładam, że wasz dom jest bliżej niż mój, to może mnie zaprosicie?
- Skoro i tak już tyle wiesz – pokiwałam głową niechętnie.
Victoria szła przodem z Rebeccą. Ja, w tyle, przysłuchiwałam się ich bezsensownej rozmowie, w której Rebecca zdradzała swoje marzenia, a Victoria potakiwała i co jakiś czas rzucała nijakim zdaniem. Po 10 minutach paplaniny dotarłyśmy na miejsce. Nieznajoma zatrzymała się przed drewnianymi drzwiami i obejrzała go od dachu po stare, spróchniałe schody.
- Stary, ale jary – zaśmiała się – jest cudowny, jak z bajki, zawsze miałam sentyment do takich miejsc.
- Idźcie do środka, rozgośćcie się. Zaraz przyjdę, wezmę trochę drewna do kominka, w środku może być zimno - powiedziałam i ruszyłam do składzika na drewno i węgiel.

Victoria?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz