poniedziałek, 12 stycznia 2015

Od Caroline

Uwielbiam miejski chaos, darcie ryja przez zidiociałych ludzi i warki samochodów. Myślę, że każdy wyczuwa w tym zdaniu nutę sarkazmu. Ewentualnie całą jego pieśń. To właśnie powody, dla których wraz z siostrą przeprowadziłam się na obrzeża, do małej, przytulnej gospody, w której panuje totalny spokój. Mimo wszystko czasem muszę tu zajrzeć. Tu, to znaczy do centrum. Pilnowanie porządku to jeden z moim wielu obowiązków. Jednak wątpię, żeby potwory któregokolwiek dnia wdarły się tu i zabijały. Kiedy napotkają niewielką grupkę ludzi są bardzo niebezpieczne, ale w takim tłumie jak tutaj nawet największy krwiożercza by nie wytrzymał.
Rozglądałam się wokół próbując dostrzec wielkie, żółte ślepia czyhające na kupę mięsa, albo wystające z krzaków ogromne pazury należące do któregoś ze smoków. Na nic się zdały moje starania. Nawet mój ukochany puchacz zdążył przeczesać cały las i spojrzeć na miasto od góry i nic nie dojrzał.
- I tak należy ci się nagroda za trud i serce włożone w pracę – wyciągnęłam z czarnej torby na ramię surowe udko wiewiórki i podałam sowie do dzioba. Łapczywie zjadła podarunek.
Usiadłam na ławce w oczekiwaniu na Blancę. Zniknęła dobre dwie godziny temu w lesie  w poszukiwaniu ziół, mchów, paproci leczniczych i innych chwastów. Nigdy tak naprawdę nie podzielałam jej zainteresowania. Chciałam zrobić z niej morderczynię, łowczynię potworów, aby wszyscy wiedzieli, że ród Campbellów jest silny i odważny. Niestety, moja siostra została chyba adoptowana, bo nie ma w sobie nic a nic z siły ani odwagi. Co nie oznacza, że pozwoliłabym ją skrzywdzić.
- Jestem już, jestem! – usłyszałam w końcu jej głos tuż za plecami – Nie mogłam znaleźć tego mchu, którego potrzebuję do lekarstwa przyspieszającego gojenie ran.
- Może kiedyś się przyda – wymruczałam – Następnym razem dawaj jakieś znaki życia. Przysyłaj chociażby Ronn’iego, abym wiedziała, że wszystko gra.
- Przepraszam… Ale dobrze wiesz, że tutaj nigdy nie ma potworów!
- Na razie nie – rozejrzałam się badawczo ostatni raz – Chodźmy do domu, muszę narąbać drewna na dzisiejszy wieczór, podobno ma być chłodno.
Wsiadłam na białą rumakopodobną istotę mojej siostry i ruszyłyśmy. W czasie całej drogi Blanca zadała mi zaledwie jedno pytanie, które potem echem odbijało się w mojej głowie aż do następnego ranka:
- Swoją drogą ciekawe, czy ostał się tutaj jeszcze ktoś taki jak my, ktoś inny?
Fakt, bardzo ciekawe…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz