sobota, 10 stycznia 2015

Od Oskara

Dzień zapowiadał się zwyczajnie. Aktualnie nie miałem żadnych zleceń, więc wstałem około jedenastej. Pościeliłem łóżko, ubrałem się, zjadłem śniadanie, posnułem trochę po domu. Włączyłem telewizor i dałem na wiadomości. Leciało to co zwykle, kradzieże, kilku zbirów pobiło mężczyznę, skradziono auto... Rufus leżał na dywanie, przewracając się z boku na bok, pomrukując od czasu do czasu. Gdy zorientował się, że nie interesuję się nim, tylko gapię  w gadające pudło, przyszedł do mnie. Zaczął chodzić wokół kanapy, ocierając się przy tym o moje nogi. Westchnąłem, wyłączyłem telewizor i wstałem. Skierowałem się do przedpokoju. Założyłem swoją czarną, skórzaną kurtkę i buty, po czym zawołałem Rufusa. Z rozpędu wpadł w poślizg i przejechał się po podłodze, jednak po chwili posłusznie usiadł przede mną. Już wiedział, że idziemy się przejść. Dziwię, że pozwalają mi trzymać lwa w budynku. Chociaż ludzie trzymają gorsze zwierzęta w domach, więc cóż.
Zeszliśmy po schodach, po czym znaleźliśmy się przed ruchliwą ulicą. Szedłem dobrze mi znaną, zatłoczoną drogą, ale nie musiałem się przeciskać między ludźmi. Szedłem za Rufusem, a przecież każdy robi miejsce lwu. Mijałem wysokie wieżowce, wielkie galerie. Jeśli będę iść tym samym tempem co zazwyczaj, dotrę do lasu za około dwadzieścia minut. Tak też się stało. Po tym czasie, już stałem przed lasem.  Ruszyłem inną ścieżką niż zazwyczaj, ale i tak jest tutaj pięknie. Rufus od razu gdzieś pobiegł, zniknął w krzakach. Słyszałem tylko co chwilę łamane gałązki i szelest liści. Okolica robiła się coraz bardziej ciekawa. Nigdy tutaj nie byłem. Na błękitnym niebie były widoczne krążące ptaki. Powietrze było jak po deszczu. Ten charakterystyczny zapach. Cudownie. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Jednak uśmiech zszedł mi z twarzy, kiedy usłyszałem ryk mojego lwa. Nie był daleko. Ruszyłem biegiem w tamtą stronę, wołając jego imię. Gdy dobiegłem na miejsce, ujrzałem, iż Rufus chyba toczy walkę z jakimś ogromnym wilkiem.
-Rufus, zostaw go. - powiedziałem marszcząc brwi, ale nie podszedłem do niego. Lecz on nie zamierzał wcale się mnie posłuchać. Ech, uparciuch. Dobra, niech sobie trochę powalczy, w razie co, to go rozdzielę jakoś od tego wilka. Przyglądałem się im lekko znudzony, ale w pewnym momencie poczułem chłód ostrza na moim gardle i rękę na ramieniu. Dopiero wtedy Rufus zostawił zwierzę w spokoju i skierował się w stronę osoby stojącej za mną.
-Lepiej zrób coś, żeby ten lew mnie nie tknął i zostawił Aidena w spokoju. - powiedział przyciszonym głosem.

Ethan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz