sobota, 17 stycznia 2015

Od Marcella C.D Emanuela


Cudny dzień, na wyjście, a może raczej noc. Hah. Z uśmieszkiem na twarzyczce wyszedłem na dwór. Przeczesałem swe białe loczki, potem przesunąłem palcami po rogach. Nienawidzę ich.. Nienawidzę.. Rozejrzałem się dookoła, aby zobaczyć nieco więcej. Oczywiście ku mojej nie uciesze zobaczyłem kilka strasznie wyglądających duchów, tzw. „duchów”. Gdy przeszedłem obok nich całkowicie je olewając poczułem odór, który wypełniający całe moje nozdrza.
- Mógłbyś się ku*wa umyć! – krzyknąłem w stronę drzewa, znaczy bardzo blisko stał mężczyzna, więc wyszło, że powiedziałem to do niego. Przewróciłem oczami z uśmieszkiem, ten facio obrzucił mnie spojrzeniem „jakiś nienormalny”. Nie jestem nienormalny! Ani psychiczny ku*wa! Kopnąłem w niewidzialny kamień na ziemi, patrzyłem jak leci w siną dal. Zaśmiałem się pod nosem, a potem poszedłem dalej. Bary, knajpy, restauracje.. Tyle budynków, tak krótki wieczór i noc.. Westchnąłem do siebie z uśmiechem i ruszyłem ramionami. Miałem na sobie bluzę i nieco zniszczoną koszulkę. Nie poradzę nic na to, że tak mi się podoba, mimo to nie wyglądałem jak jakiś pijak. Idąc chodnikiem delikatnie dotykałem swoich rogów. Całkiem miłe uczucie, aczkolwiek i tak ich nienawidzę. Spojrzałem na lewą rękę, potem na nadgarstek, moja wstążka przesunęła się nieco do góry odkrywając częściowo moją bliznę. Znów westchnąłem i nasunąłem „bransoletkę”  bardziej na bliznę. W końcu zaobserwowałem jakiś ciekawy billboard, a raczej neonowy znak, który mnie zaciekawił. Ze względu na mój wzrost nie wyglądam na takiego starego, jakim jestem. Jakiś łysy ochroniarz zastąpił mi drogę.
- Dowodzik? – zapytał. Popatrzyłem na niego jak na idiotę, a potem zacząłem się śmiać.
- Hah, no pewnie – wyciągnąłem dowód z tylnej kieszeni i kiedy facet odkrył swoją wielką dłoń klasnąłem mu w nią moją – Proszę bardzo – zaśmiałem się patrząc mu w oczy – No niech pan się nie wygłupia..
Ten mężczyzna patrzył na mnie jak na jakiegoś.. Nie wiem, jakiego, albo nie chcę wiedzieć. Wpatrywaliśmy się przez kilka minut w siebie, w końcu jednak bez słowa mnie wpuścił. No oczywiście zadziałałem moimi zajebioszczymi oczętami, bo jakby inaczej. Wszedłem do środka, poczułem obrzydliwy smród tytoniu i alkoholu. Jako, że nie piję ani nie palę(ponieważ to szkodzi zdrowiu) to nie wiedziałem właściwie po co tam przylazłem.. Potem całkiem zapomniałem o moim celu. W końcu podszedłem do baru, siedział przy nim jakiś chłopak, na moje perfekcyjnie odmierzające oko wyglądał na dziewiętnastolatka. Przekręciłem główkę w prawo, gdy na mnie spojrzał. Zadał tak banalne pytanie, hah.
- No jasne, że tak.. – odparłem z lekkim uśmiechem, nie dostałem żadnej odpowiedzi, na którą zresztą nie czekałem powiedziałem znów:- Masz kolczyka w nosie i znamię – wskazałem na lewy policzek pod okiem z uśmieszkiem. Dosiadłem się do czarnowłosego, zamówiłem sobie wodę z cytryną. Oparłem łokieć na ladzie i zacząłem wpatrywać się w tego chłopaczka. No, starszy ode mnie, ale co mi tam. Było spokojnie przez jakieś dziesięć minut, dopóki przed samym mną nie pojawił się duch. Zeskoczyłem z krzesła i odetchnąłem z wielkimi oczami.
- Śmierdzisz – warknąłem w stronę ducha, ten otworzył usta, ale niestety nic nie powiedział, bo tak jakby ten czarnowłosy wlazł w niego.
- Nie musisz siedzieć obok mnie – mruknął patrząc się w ścianę z alkoholami, tak naprawdę jego wzrok skupiał się na nieosiągalnym punkcie na horyzoncie.
- Ależ chcę – uśmiechnąłem się szeroko – To nie ty śmierdzisz kolego z kolczykiem w nosie – usiadłem z powrotem na stołku i wziąłem szklankę z wodą, która była już bardziej mętna od cytryny.
- Jestem Marcell – uśmiechnąłem się słodko – A ty jesteś Emanuel? – zapytałem z szerokim uśmiechem.
- Manu – mruknął, niby bez jakichkolwiek uczuć, ale jednak zrobił wielkie oczy jak powiedziałem mu jego własne imię. Pomieszałem trochę słomką w szklance.
- Ema – dodałem po chwilce przyglądania się mu – Wyglądasz jak dziewczyna – zaśmiałem się więc będziesz Ema – zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się szeroko. Spojrzał na mnie kątem, podniosło mi to ciśnienie w tętnicach.
- Nie jestem świrem Ema – wyjaśniłem szybko, przy okazji wyrzuciłem szklankę za siebie, roztrzaskała się na pięćdziesiąt różnych kawałeczków po podłodze przy barze – Tak w ogóle to radzisz sobie ze swoją przypadłością? – zapytałem, oparłem łokcie na blacie a głowę na dłoniach i zacząłem się w niego wpatrywać z zafascynowaniem  i szerokim uśmieszkiem.
Emanuel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz