środa, 21 stycznia 2015

Od Marcella C.D Vanitasa

Już nawet na spacer nie można wyjść bo zaraz na ciebie krzyczą i wyzywają. Przez chwilę patrzyłem na tego mężczyznę jakbym nie wiem co. W końcu jednak uśmiechnąłem się szeroko i zrobiłem krok w tył pozwalając mu się podnieść.
- Widzimy się dopiero pierwszy raz a ty już z dupkiem wyjeżdżasz...I to zasranym - prychnąłem śmiechem - Dzięki ci bardzo..hahaha.. - zwróciłem na siebie wzrok niektórych osób, mimo,że one patrzyły na mnie to ja kompletnie ich zlałem. Liczył się tylko ten czarnowłosy, który nawet "Spier*alaj" ani "ch*j ci w c*pe" nie powiedział, ale wyszedł ze sklepu. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie poszedł za nim z uśmieszkiem. Swoją drogą to dzień miałem całkiem udany.. Na pewno mogłem z czystym sumieniem się uśmiechać. Żwawym kroczkiem szedłem za tym kolesiem. Kilka minut później obrócił się do mnie przystając, po raz drugi już uderzyłem w niego z wręcz biegu. Zachwiał się, ale tym razem nie upadł.
- Po co za mną leziesz? - zapy...a raczej warknął do mnie. Był oschły, hahah, miłe, a raczej "oschłe".
- Marcell - odpowiedziałem na całkiem inne pytanie, które nawet nie padło, ah to wyczucie. Chłopak wpatrywał się we mnie jak w dziwaka.
- Ej nie jestem chory, okej?! - zaprzeczyłem sam sobie, a potem wybuchnąłem śmiechem. Kilka łez zsunęło się z moich policzków na bluzę i koszulkę. Chwilę później już byłem spokojny, bo zapatrzyłem się w jego złote oczy.
- Śliczne - wyszeptałem jak zafascynowane, małe dziecko przeglądające zabawki w sklepie.

Vanisz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz