Przyglądałem się aktom sprawy przy jakiś czas.
- Mamy jakiś plan? - zapytałem. Dziewczyna podniosła na mnie wzrok. Chwila ciszy.
- Na razie przejrzymy to co mamy i poczekamy na telefon od Jacoba. - odpowiedziała.
- Mhm. Okej. - mruknąłem. Clementine usiadła na schodach przed domem państwa Collinsów, więc postąpiłem tak samo. Zaczęliśmy czytać w myślach drobny, czarny druk. Jedna kartka za drugą. W pewnym momencie Clementine podniosła głowę znad pliku kartek.
- Czy to czasem nie twój lew? - wskazała głową na zwierze biegnące chodnikiem. Cholera, zapomniałem go zabrać spod tego drzewa. On to zawsze mnie znajdzie.
- Tak... - odłożyłem na bok papiery, bo przecież jak tu przyleci, to je pogniecie. Zwolnił, gdy zobaczył nieznajomą dziewczynę obok, ale podszedł do mnie. Pogłaskałem go po pysku, a ten usiadł. Patrzył na mnie swoimi błękitnymi oczami, przekrzywiając lekko łeb na bok. Zaczął dzwonić telefon, ale nie mój. Telefon Clementine.
Clementine?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz